Poszukiwany Anioł Stróż

Poszukiwany Anioł Stróż

Dzielnicowych w Polsce jest 9,5 tysiąca. Powinno być dwa razy tyle Bezpieczeństwo stało się towarem luksusowym. W ogłoszeniach o sprzedaży nowych mieszkań wykonawcy obiecują: strzeżony parking, całodobowy monitoring osiedla, prywatną ochronę. Na takie luksusy stać jednak niewielu. Mniej zamożni mieszkańcy blokowisk, starych kamienic, miasteczek muszą polegać na policji. A konkretnie: na dzielnicowych. Dzielnicowy ma pod opieką wyznaczony kwartał ulic w mieście, kilka wiosek w gminie. Przed 1989 r. był instytucją. – Potem “szychy” w Komendzie Głównej Policji stwierdziły, że dzielnicowy w czasach PRL był szpiegiem, donosicielem. Przystąpiono więc do likwidacji stanowisk dzielnicowych – opowiada emerytowany policjant, dzielnicowy z 15-letnim stażem. – Rozpoczęło się organizowanie policji lokalnej. Gdy jednak okazało się, że bez dzielnicowych nie można sobie poradzić, wrócono do nich na nowo. Teraz jest “oczkiem w głowie” szefów policji w Polsce. – Bo ludzi tak naprawdę nie interesuje to, ilu gangsterów zostało złapanych lub jakie straty poniósł gang – mówi Jan Gral, specjalista z Komendy Głównej Policji. – Typowy mieszkaniec chce po prostu czuć się bezpiecznie. Zależy mu przede wszystkim na tym, żeby nie dostać od bandziora kamieniem w głowę podczas wieczornego spaceru z psem. Dzielnicowych w Polsce jest 9,5 tys. Powinno być dwa razy tyle. Najgorzej jest w dużych miastach, szczególnie w Warszawie. Policjanci przyjeżdżają na trzy lata, potem wracają w swoje rodzinne strony do pracy w komisariacie. – Znałem takiego, który przyjechał spod Nowego Sącza. Jak “strzelił” gwarą na warszawskim osiedlu, to ludzie zrywali boki ze śmiechu – przypomina sobie jeden z policjantów. Na prowincji dzielnicowy pracuje dłużej, po pięć, dziesięć lat. – Tak właśnie powinno być – uważa kom. dr Agata Tyburska z Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. – Do policji angielskiej przyjmuje się na minimum 20 lat. – W Holandii na policjanta z ośmioletnim stażem mówi się “młody” – twierdzi Jan Gral z KGP. – U nas to już jest emeryt, wyjątek. W policji angielskiej kładzie się nacisk na to, żeby policjant był maksymalnie odciążony od zajęć biurowych. W Polsce dzielnicowi najczęściej tak odpowiadają na pytanie o to, co zrobili w ciągu dnia: ”Do południa roznosiłem zawiadomienia, czyli bawiłem się w listonosza. Potem siedziałem przy biurku i wypełniałem druczki”. Nadkom. Teresa Olszewska z Wydziału Prewencji Komendy Stołecznej Policji: – Ciągle są nowe pomysły i plany zwiększenia efektywności pracy dzielnicowego. To wszystko jednak pozostaje na papierze. Zwierzchnicy mówią: świetny plan, ale żeby nie było żadnych kosztów. Z dzielnicowymi nie chcą współpracować radni. – Uważają, że dzielnicowy nie jest dla nich odpowiednim partnerem. Oni chcieliby kontaktować się co najmniej z komendantem powiatowym – uważa dr Janusz Fiebig, dyrektor Instytutu Służby Prewencyjnej Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Po pięciu latach od reaktywowania tej kategorii policjantów dokonała się jednak pewna zmiana w nastawieniu ludzi do dzielnicowego. Rok temu 70% pytanych mieszkańców nie znało swojego dzielnicowego. W tym roku swojego dzielnicowego nie widziało lub o nim nie słyszało już tylko 33% badanych. Na rewirze Opinia z akt: “Starszy posterunkowy Grzegorz Rakowski. Przydzielonych spraw: 15. Zapoznanych mieszkańców: 24. Prowadzi ciągłe rozpoznanie w terenie. Skutecznie wykonuje obowiązki dzielnicowego bez formalnego zalecenia”. Inny dzielnicowy: “Sporadycznie zdarzają mu się niedoróbki, służy pomocą mieszkańcom. Sprawy stara się wykonywać terminowo. Ma tendencje do pracy schematycznej. Za mało informacji o nieletnich zagrożonych moralnie”. Grzegorz Rakowski jest dzielnicowym na Ursynowie od trzech lat. Ma 4500 mieszkańców w swoim rejonie, dodatkowo około 250 nie zameldowanych. Do tej pory rozdał około 500 wizytówek: – Dzwonię do mieszkania. Pytam, czy były jakieś zakłócenia porządku, włamania do piwnic, które nie zostały zgłoszone. Jeżeli dowiem się, że zdarzyło się takie włamanie, moja statystyka przestępczości w rejonie jest bardziej wiarygodna. Dzielnicowy Rakowski poszedł do policji w tym samym roku, gdy jego ojciec odszedł z niej na emeryturę. – Wiedziałem, jak wygląda ta robota. Skupia w sobie jednocześnie pracę policjanta kompanii patrolowej, trochę typowej dochodzeniówki, prewencji kryminalnej. Na początku września administracja osiedla “Wyżyny” na Ursynowie oddała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 45/2000

Kategorie: Kraj