Pożegnanie z władzą

Pożegnanie z władzą

Listopad sobie przypomniał, jak okropnym jest miesiącem, wszędzie zwłoki liści, pada ciemny deszcz, dnia tylko ociupinka. A jednak codziennie budzę się z promienną myślą: „PiS przegrało wybory”. Są ogromne oczekiwania elektoratu wobec opozycji, by po przejęciu władzy działała szybko i zdecydowanie. I aby koalicjanci się nie kłócili. Telewizja reżimowa zaklina rzeczywistość, woła: kłócą się, nie mogą się dogadać, a nie mówiliśmy, że tak będzie?! Prezes przewidział! Mateusz Morawiecki łasi się do PSL, oferuje nawet Kosiniakowi-Kamyszowi funkcję premiera w rządzie, w którym on byłby tylko ministrem. A przecież podczas kuriozalnej debaty przekonywał, że Trzecia Droga, więc też Kosiniak-Kamysz, to banda rudego. A głos oddany na PSL to głos oddany na Tuska. A na Tuska – to na Niemcy. A jak na Niemcy, to na pozbawienie Polski suwerenności. Niezawodna Krystyna Pawłowicz pisze: „Już niedługo, za sprawą nowego UE traktatu, Niemcy znowu, »NA TRWAŁE«, zajmą sobie tereny Polski… Zachodniej?”. Więc teraz tylko w PSL nadzieja. Z tego, co wiemy, rozmowy koalicyjne idą zgodnie. Byłoby podejrzane, gdyby nie było punktów spornych. A spory i kłótnie w koalicji to słodkie marzenie pisowców. Ich ostatnia nadzieja. Pielęgnują ją jak niemowlę. Duda się zastanawia, kogo desygnować na premiera. Tak się zastanawia, że nawet gdzieś wyjechał na kilka dni. Tak duma, że aż poczerwieniał na twarzy i nie chce być widziany w tym stanie. I w końcu się zdecydował: powierza tworzenie rządu Mateuszowi Morawieckiemu. Po co było tak się natężać? Można jedynie zacytować Wyspiańskiego: „Miałeś, chamie, złoty róg…”. Zmarnował ostatnią szansę, by pokazać, że nie jest lokajem PiS. Morawiecki zostanie więc premierem na chwilę. „Żadne pożegnanie nie jest trudniejsze od pożegnania z władzą”, powiedział Talleyrand, dawny dyplomata, minister spraw zagranicznych Francji. To będzie kabaret. Tusk może tylko się cieszyć.  W TVP Info w programie Bronisława Wildsteina gościła prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska. Prowadzący przedstawił ją jako „najważniejszy autorytet prawny w Polsce”. Co się stało z Wildsteinem? Pamiętam go jako względnie normalnego człowieka, był moim kolegą, odwiedzałem go kiedyś, mieszkał wtedy w Paryżu, potem udostępniłem mu za darmo w Warszawie puste mieszkanie mojej mamy, gdy nie miał gdzie mieszkać. Widziałem, że jest nadęty, ale nie dzieliły nas poglądy na świat i na Polskę. A teraz jaki obłęd. Pamiętam, gdy przed laty jechałem samochodem z jego żoną. „Co mu dolega?”, zapytałem. „Pch…”, odparła. „Nie rozumiem”, zdziwiłem się. „Pycha – powiedziała już wyraźnie. – Powinien dostać Nagrodę Nobla, a nie ta grafomanka Tokarczuk”. Nie, on już nie chce Nobla, to lewacka nagroda.  Mam czas poetyckiej impotencji, od kilku miesięcy nie mogę napisać wiersza. Niepokój, że straciłem talent, jeśli go w ogóle mam. Ale talentu się nie traci, to nie są pompki, kiedyś zrobiłem 50, teraz nie mogę ani jednej. Piszę za to swój alfabet. Z rozpaczy, bo nie miałem innego pomysłu. To są sylwetki ludzi, ale też pojęcia, kolejne hasła na kolejne litery abecadła. Najtrudniej pisać o żywych, więc o nich rzadko, bo jak pisać szczerze, kiedy nie ma człowieka bez wad ani takiego, któremu nie jest przykro, jak się je wypomina. Z kolei nad zmarłymi mam władzę, która mnie onieśmiela. Szukam wspomnień i inspiracji w swoich dziennikach. Pisałem je od wczesnej młodości, przestałem ponad 10 lat temu, gdy zacząłem pisać blog. Tego notowania własnego życia było już za wiele. Zdumiewa mnie, jak kiepsko kiedyś pisałem, żadnych znaków talentu. Ten dziennik zaczyna być dobry gdzieś pod koniec lat 90. I tych zeszytów się nie wstydzę, no, może trochę obyczajowo się wstydzę. Zdumiewa, jak mało się pamięta ze swojej przeszłości. Jak wiele, niemal wszystko, się zapomina. Przeszłość jest, a jakby jej nie było. Wielki magazyn w nieładzie, pełen pustych miejsc, jakichś rupieci, czasami tylko nagle jakiś wyraźny obraz. Nie potrafię lubić Wałęsy, cierpi na wzdęcia godnościowe, trudny przypadek. I ciągle to: ja, ja. Poza tym czasami nie wiadomo – geniusz czy idiota? Ale jak powie coś rozsądnego, można go zacytować. Pytany, co chciałby młodym ludziom powiedzieć, odpowiada: „Nauczcie się odczytywać wyzwania czasów, w których żyjecie”. Ale czy Wałęsa sam dobrze czyta znaki czasu? Najważniejszy moim zdaniem znak to wielki wykrzyknik nad naszym globem, znak katastrofy klimatycznej. Naukowcy alarmują, że klimatolodzy, nawet

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 46/2023

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun