Pozostała nadzieja

Pozostała nadzieja

Prezes Listkiewicz: kilku zawodników podchodzi do występów w reprezentacji bez entuzjazmu Na ten mecz czekała cała, nie tylko futbolowa Polska. W czwartym dniu czerwca na wypełnionym do ostatniego miejsca Asian Stadium w Pusanie reprezentacja biało-czerwonych zmierzyła się z Koreą Południową i zeszła z boiska z przegraną 0:2. Wszystkich sympatyków naszych orłów zmartwił nie tylko wynik, ale i zaprezentowany przez nich styl gry. Najprzeróżniejsze komentarze można było sprowadzić do jednego mianownika – oj, nie tak miało być, nie tak… Szarganie świętości Zanim piłkarze przystąpili do rywalizacji, doszło do wydarzenia, które niezwykle poruszyło większość rodaków. Byliśmy świadkami upiornego wykonania hymnu narodowego przez Edytę Górniak. Piosenkarka zaprezentowała własną wersję (a cappella) zbliżoną do… marsza żałobnego. Były selekcjoner, Wojciech Łazarek, przyznał, że po wyczynie panny Górniak nie mogło go już do końca spotkania opuścić złe przeczucie. Wiele znanych osobistości naszego życia publicznego mówiło wręcz o sprofanowaniu narodowej świętości. Sprawy zaszły tak daleko, że tuż po meczu kierownictwo PZPN wydało specjalne oświadczenie. Można było między innymi przeczytać: „Kierownictwo polskiej ekipy na MŚ 2002 wyraża swoje zaskoczenie w związku ze sposobem wykonania hymnu narodowego Polski przez p. Edytę Górniak przed meczem Korea – Polska. PZPN przekazał organizatorom inne wersje hymnu. Decyzja organizatorów o zaproszeniu p. Edyty Górniak nie była konsultowana z polską ekipą”. Engel stawiał na 2:2 Nasz selekcjoner, Jerzy Engel, szczerze pogratulował Holendrowi Guusowi Hiddinkowi zwycięstwa nad Polską. Potem nadszedł czas na refleksję, dlaczego przegraliśmy z Koreą. – Na początku spotkania nie wykorzystaliśmy dwóch znakomitych sytuacji. Gdyby Jacek Krzynówek i Maciej Żurawski, który powinien strzelać, a nie podawać, wykorzystali te sytuacje, to my schodzilibyśmy z boiska w roli zwycięzców. W meczu z tak silnym przeciwnikiem jak Korea trzeba wykorzystywać podobne okazje. Azjaci mieli do przerwy tylko jedną szansę, ale jej nie zaprzepaścili. To był klucz do sukcesu. Tuż po przerwie, po zagraniu Jacka Krzynówka piłka trafiła jednego z koreańskich obrońców w rękę. Sędzia nie zauważył tego, a powinien podyktować rzut karny. Być może, wówczas losy spotkania potoczyłyby się inaczej. Inna sprawa, że była to jedyna dogodna sytuacja po zmianie stron wypracowana przez nasz zespół. Gospodarze mieli ich rzeczywiście zdecydowanie więcej. Koreańczycy wygrywali większość pojedynków główkowych z naszymi zawodnikami. Ponieważ byli bardziej agresywni. Bardzo długo czekali na pierwsze zwycięstwo w finałach i grali z wielką determinacją. Znacznie większą niż nasi zawodnicy. Gospodarze byli o wiele zwrotniejsi. Są lżejsi i niżsi od biało-czerwonych i po mistrzowsku wykorzystali swoją przewagę. Inna sprawa, że bramki padły po naszych wyraźnych błędach. Przy pierwszym golu zawiedli obaj środkowi obrońcy – Jacek Bąk i Tomasz Wałdoch – którzy nie mieli prawa pozostawić napastnika bez opieki w polu karnym. A utratę drugiej bramki sprowokował Tomasz Hajto. Szczerze mówiąc, liczyłem, że będzie 2:2. Przyjechaliśmy do Korei po pierwsze miejsce w grupie, a teraz mamy szanse już tylko o drugie, a i o tę lokatę trzeba będzie ostro powalczyć. Nie straciłem wiary w awans. Argentyna też kiedyś przegrała pierwsze spotkanie w finałach, a potem została wicemistrzem świata. Moim zdaniem, teraz największe szanse na wygranie naszej grupy ma Korea, która była niedoceniana. Dotąd sądziłem, że najlepszym azjatyckim zespołem jest Japonia, ale to już przestało być aktualne. Mam swoje sposoby. I naprawdę wierzę, że jesteśmy w stanie pokonać następnych przeciwników, choć są wyżej notowani. Teraz możemy zagrać już tylko lepiej, zawodnicy nie będą tak spięci jak przed spotkaniem z Koreańczykami. Trudno się dziwić, że selekcjoner Koreańczyków, Guus Hiddink, tryskał humorem. Stwierdził, że jest to historyczny dzień dla koreańskiego futbolu. Dodał: – Wszyscy będziemy pamiętać ten mecz jeszcze przez wiele lat. Korea po raz pierwszy wygrała na mistrzostwach świata. To mnie jako człowieka bardzo cieszy. Drużyna w ciągu ostatnich dwóch, trzech miesięcy zrobiła ogromny krok w przód. Przez ten czas wykonała bardzo ciężką pracę, co dziś zaprocentowało. Nie co dzień pokonuje się jedną z najsilniejszych drużyn w Europie, jaką bez wątpienia jest Polska. W dodatku jestem przekonany, że dziś zasłużyliśmy na to zwycięstwo. Nasza taktyka była bardzo prosta – atakowaliśmy wszystkimi siłami. To przyniosło efekt, jestem dumny ze swoich podopiecznych.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Sport