Pozytywne myślenie pomaga walczyć z rakiem

Pozytywne myślenie pomaga walczyć z rakiem

Pani więc sprawia, że myślą inaczej?

– Podczas zajęć grupowych czy rozmów indywidualnych wyjaśniam, w jaki sposób myślenie oddziałuje na emocje, i uczę kierowania swoimi myślami. Przekonuję, że w każdej sytuacji trzeba szukać jak najlepszych rozwiązań, koncentrując się na tym, co pozytywnego można jeszcze zrobić. Często mówię do chorego: ty sam wytworzyłeś w sobie przekonanie, że w twojej sytuacji niczego nie da się już zmienić na lepsze. Tak, jesteś chory, ale się leczysz i twoje myślenie może ci w tym pomagać lub szkodzić, myśl więc, co zrobić, by wyzdrowieć i działaj w tym kierunku.

Czy to znaczy, że nie gwarantując im przecież wyleczenia, zmienia pani ich podejście do życia?

– Nie mogę zmienić faktu, że chorują na raka, ale o faktach można różnie myśleć. Możemy przecież skoncentrować się na tym, jak postępować, by zwiększyć szanse na wyleczenie. Pobudzam więc równocześnie ich aktywność z korzyścią dla terapii. To jednak wymaga dłuższej pracy z chorym nad przetwarzaniem jego myśli i przekonań na takie, które służą procesowi zdrowienia.

Gdzie zdobywała pani wiedzę potrzebną do pracy z chorymi?

– Już na początku swojej pracy, stykając się z chorymi na oddziale onkologicznym, myślałam, że aby im pomóc, potrzebuję konkretnych technik pracy psychologicznej. Trzeba było ich się nauczyć, bo studia do tego nie przygotowują. W Polsce psychoonkologia zaczynała wtedy dopiero się rozwijać. Pojechałam do Warszawy na szkolenie i zapoznałam się z teorią Carla Simontona, która wydała mi się interesująca. Wkrótce Mariusz Wirga zaprosił Simontona do Polski. Przyjechał w 1998 r. na kilkudniową sesję szkoleniową, w której uczestniczyłam. Do dziś pracuję z chorymi i ich bliskimi według zasad teorii simontonowskiej i nie mam wątpliwości, że w ten sposób im pomagam. Zresztą sami to potwierdzają, często powtarzają: jaka szkoda, że wcześniej tu nie przyszedłem.

Podobno Carl Simonton udowodnił, że jego podopieczni żyją znacznie dłużej, niż wynosi średnia życia chorych na raka, i częściej zostają zupełnie wyleczeni.

– Zarzucono mu jednak, że w badaniach nad skutecznością swojej metody nie zastosował wszystkich obowiązujących kryteriów naukowych, niemniej jej wartość jest dla mnie oczywista.

Jest pani psychoonkologiem, co oznacza ten termin? 

– Psychoonkologia to wiedza na temat psychiki chorych onkologicznie, ich bliskich i personelu medycznego, który zajmuje się ich leczeniem. Ma służyć poprawie jakości życia ludzi dotkniętych – bezpośrednio lub pośrednio – chorobą nowotworową, a leczących chronić przed wypaleniem zawodowym. Chodzi o to, by chory, jego otoczenie oraz leczący go personel jak najlepiej przetrwali czas choroby, bo ich stan psychiczny ma wpływ na efekty leczenia. Zgodnie z ostatnio ustaloną definicją, psychoonkologiem może zostać nie tylko psycholog, ale i lekarz, pielęgniarka, dietetyczka, pracownik socjalny, słowem każdy, kto zajmuje się chorymi onkologicznie, ukończy studia podyplomowe z psychoonkologii i otrzyma ten tytuł od Polskiego Towarzystwa Psychoonkologii.

A jak pani zdobyła ten tytuł?

– Po psychologii skończyłam studia podyplomowe z psychoterapii, a prawo do pracy w charakterze psychoonkologa i trenera psychoonkologii nadało mi Polskie Towarzystwo Psychoonkologiczne, uwzględniając moje doświadczenia w tym zakresie. Co prawda nie ma już wątpliwości, że psychoonkologia jest bardzo istotna dla poprawy efektów leczenia onkologicznego, ale dotąd w Polsce niedostatecznie się z niej korzysta. Mało jest psychoonkologów, często nie doceniają ich znaczenia nawet onkolodzy, pozostawiając chorych bez wsparcia psychicznego.

Kiedy zaczęła pani działać w Stowarzyszeniu Wspierania Onkologii UNICORN?

– Chyba już w 1998 r. Dowiedziałyśmy się wtedy z dr Marczak, że powstał UNICORN i przyłączyłyśmy do tego stowarzyszenia wraz z chorymi, naszymi podopiecznymi. Jego siedziba przy ul. Kopernika 19 była bardzo skromna, razem z pacjentami przeprowadzaliśmy tam remont, urządzaliśmy pomieszczenie, było tam kilka niezbędnych sprzętów, komputer i radio – dary od sponsorów. Poznałam wówczas współzałożycieli stowarzyszenia: Ewę Preisner, Danutę Ochał, Barbarę i Jerzego Stuhrów. Zaczęliśmy organizować dyżury i warsztaty wyjazdowe.

Ile warsztatów dotychczas pani prowadziła?

– Ponad 300, a może nawet 400. Niektórzy chorzy uczestniczyli w nich wraz z osobami wspierającymi ich w leczeniu. Zaobserwowałam, że na początku wszyscy uczestnicy warsztatów bywają bardzo zdenerwowani, smutni, płaczliwi, nie chcą się ze sobą porozumiewać, ale z każdym dniem nawiązują coraz lepszy kontakt – zaczynają się do siebie uśmiechać, rozmawiać ze sobą, żartować, poprawia im się humor. A rozjeżdżają się zwykle jako starzy, dobrzy znajomi. Udział w warsztatach zmienia ich samopoczucie, bo już inaczej myślą, wierzą, że mają wpływ na swój los.

Skąd mieliście pieniądze na organizowanie warsztatów?

– Kiedy w 2006 r. otrzymaliśmy pierwszy grant, zaczęliśmy prowadzić warsztaty wielospecjalistyczne, w których programie, oprócz pracy nad psychiką uczestników, były też zajęcia ruchowe – joga, choreografia, a także muzykoterapia, dietetyka. Wszystkie miały na celu psychiczne wzmocnienie chorych. Wiele naszych projektów zostało dofinansowanych przez instytucje państwowe, Ministerstwo Zdrowia, Urząd Marszałkowski czy Urząd Miasta Krakowa oraz prywatnych sponsorów. Dotąd zrealizowaliśmy ok. 50 projektów na kwotę 1,5 mln zł. Pomogliśmy tysiącom osób.

Czy otrzymywaliście dofinansowanie także z Unii Europejskiej?

– Realizowaliśmy jeden projekt dofinansowany z Unii.

W jakim zakresie koszty tej działalności opłacają chorzy?

– Różnie to bywa. Koszt tygodniowego pobytu i uczestnictwa w warsztatach wynosi minimum 500 zł, opłaca go uczestnik, ale jeśli mamy pieniądze, współfinansujemy terapię. Niektórych bowiem nie stać nawet na takie wydatki. Terapeuci są opłacani wtedy, kiedy dysponujemy finansami, a jeśli nie mamy pieniędzy, pracują za darmo. Ale nigdy nie odmawiają. Teraz w stowarzyszeniu jest sześciu psychologów, dwóch dietetyków, trzech specjalistów do prowadzenia zajęć ruchowych.

Jesteście zaliczani przez Polskie Towarzystwo Psychoonkologiczne do prekursorów opieki psychoonkologicznej. W zeszłym roku otworzyliście pierwsze w Polsce stacjonarne Centrum Psychoonkologii i macie już dobre warunki do rozwoju swojej działalności. Jakie są więc wasze zamierzenia?

– Centrum Psychoonkologii otworzyliśmy przy ul. Zielony Dół 4 w Krakowie, w budynku należącym do skarbu państwa, wygraliśmy konkurs wojewody małopolskiego na jego wynajem. Obiekt był w fatalnym stanie, przeprowadziliśmy więc remont, a było to duże przedsięwzięcie. Udało nam się zaangażować do prac remontowych i wyposażenia nieodpłatnie 130 firm – liczę wszystkie, które pomogły nam choćby w niewielkim zakresie. W pozyskiwanie firm zaangażowała się Barbara Stuhr, wspomagana przez męża, a to nazwisko wiele znaczy i budzi zaufanie. Budynek jest pięknie usytuowany na dwuhektarowej działce z ogrodem, są w nim trzy sale konferencyjne i część hotelowa – kuchnia oraz 11 pokoi noclegowych. Mamy więc bazę pozwalającą planować różnorodną pomoc psychologiczną. Chcielibyśmy, by to miejsce tętniło życiem, żeby przyjeżdżali tu chorzy z całej Polski, najlepiej kiedy tylko poznają diagnozę, a nawet kiedy jeszcze na nią czekają i nie mogą opanować stresu.

Nasze centrum będzie też odgrywać rolę pogotowia zapewniającego szybką interwencję psychoonkologiczną – chorzy mogą zatelefonować do nas w każdej chwili i wynająć miejsce za niewielką odpłatnością. Znajdą wsparcie w indywidualnych rozmowach z psychoonkologiem czy onkologiem, mogą też uczestniczyć w warsztatach. Zamierzamy bowiem nadal prowadzić tygodniowe wielospecjalistyczne warsztaty w kilkuosobowych grupach, ich program jest bogaty i interesujący. Zapraszamy na nie chorych, a także osoby ich wspierające, chcemy im pomóc psychicznie, wzmocnić ich do walki z rakiem. Szukamy też partnerów, którzy partycypowaliby w kosztach prowadzenia centrum. Pozwoliłoby to nam spokojnie planować dalszą działalność i zapewnić pacjentom ciągłość terapii.

Foto: Beata Zawrzel/ REPORTER

Strony: 1 2

Wydanie: 15/2015, 2015

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy