Niech prawica myśli prawicowo

Niech prawica myśli prawicowo

BEZ UPRZEDZEŃ  Profesor Wojciech Roszkowski należy do elity intelektualistów obozu zwanego prawicowym. Książka “Polska pod rządami PZPR” (pod redakcją Mieczysława F. Rakowskiego) nie może mu się podobać nie tylko z powodu przypuszczalnych błędów, jakie w niej znajduje, ale także z zasadniczych racji ideowych. Niektóre zarzuty, jakie stawia (w dzienniku “Życie”) autorom książki, są słuszne, inne bywają niesprawiedliwe lub przypadkowe. Przeciwko rządom generała Jaruzelskiego podnosi fakt, że tysiące Polaków wyemigrowało wówczas na Zachód. Na ogół zarzuca się rządom komunistycznym, że nie pozwalały opuszczać granic PRL i nie dawały paszportów. Okazuje się, że gdy zaczęły masowo te paszporty wydawać, też robiły źle. Jeśli fakt dopuszczenia do masowej emigracji jest zarzutem, to może on być z jeszcze lepszą racją kierowany przeciw obecnym rządom. Przechodząc obok konsulatu amerykańskiego w Krakowie, przedzieram się czasem przez większe tłumy niż w latach 80. Kraje zachodnie dopiero teraz boją się najazdu polskich pracowników. Podobno badania sondażowe wykazały, że jedna trzecia Polaków w wieku produkcyjnym chciałaby opuścić wolną demokratyczną Polskę, aby szukać szczęścia w Europie Zachodniej, inny sondaż mówi, że “tylko” 16%. Ale to są drobiazgi. Z zarzutów, jakie prof. Roszkowski stawia “Polsce pod rządami PZPR”, nie można się domyśleć, że jest on człowiekiem prawicy, jeżeli słowo “prawica” mamy pojmować w sensie dokładnym, ustalonym w historii idei i historii politycznej. Gdyby nim był, jego pogląd na tę książkę powinien być mniej więcej taki oto: autorzy książki wywodzą się przeważnie z reformatorskiego, liberalnego nurtu PZPR, który przejął władzę w momencie głębokiego kryzysu ustrojowego. Ludzie ci zdawali sobie sprawę, że ustrój ten jest zły i że umiejscowienie partii w państwie jest niewłaściwe. Wszystko, a w każdym razie wiele, wskazuje na to, że chcieli ten ustrój poprawić. Ale zabrali się do tego zadania jak rzemieślnik, który, przystępując do wykonania trudnej roboty, zaczął od rozmiękczenia wszystkich swoich narzędzi. Zaczęli więc władzę demokratyzować, liberalizować, prowadzić politykę zaspokajania “oczekiwań społecznych” i urządzać referenda na temat, czy społeczeństwo pragnie reform. Robota rzemieślnika z rozmiękczonymi narzędziami oczywiście nie posuwała się do przodu i polityka reformatorów także nie. W całym tym reformatorstwie skrzętnie pomijano akurat to, co było absolutnie niezbędne i od czego należało zacząć: wolność produkowania i handlowania. W końcu (za premierostwa Rakowskiego) do tego doszło, ale gen. Jaruzelski niechcący spowodował, że cały zaszczyt, chwała i zasługa przeszła na przeciwników politycznych. Zanim władza wymknęła mu się z rak, dużo zrobił, aby system się rozsypał. Pisze o tym w książce: “Widzieliśmy w samorządności pracowniczej ważną formę demokracji bezpośredniej. Pragnęliśmy, ażeby stała się ona jedną z dźwigni reformy gospodarczej. (…) władze poszukiwały i stawiły na demokrację w tak ważnej komórce życia społecznego, jaką jest zakład pracy”. Tego samego, pisze Generał, domagała się Solidarność. To prawda, obie strony chciały wówczas tego samego, ale to nie znaczy, że obie jednakowo błądziły. Reformatorzy z PZPR za pomocą owej hiperdemokracji pracowniczej mieli nadzieję system udoskonalić, Solidarność natomiast chciała tym sposobem system zdestruować, co jej się znakomicie udało. Uwaga teoretyka prawicowego powinna się skupiać na takim oto zagadnieniu: dlaczego partyjni reformatorzy, chcąc poszerzyć społeczną bazę władzy, nie szukali oparcia w tych kręgach społecznych, które dawały, jeśli nie gwarancję, to nadzieję odpowiedzialności, rozwagi, zdolności kompromisu i posiadały kompetencje technokratyczne, administracyjne, naukowe. Dlaczego, rezerwując sobie prawo ostatecznych decyzji, które mogły polegać na legalizacji opozycji, nie dały przynajmniej swobody wyrazu swojej woli warstwom konserwatywnym społeczeństwa? Cenzura już opozycji nie obejmowała, a swoim nie pozwalano na artykułowanie stanowisk. Dogmatycy marksistowscy zostali od władzy już odsunięci, ale reformatorzy, liberałowie z PZPR nadal przechowywali w swoich głowach elementy rewolucyjnej utopii, zredukowanej do “samorządności pracowniczej”, “demokracji przemysłowej” itp., zapominając, że kiedyś – kiedyś te idee zostały wymyślone w celach destrukcyjnych i do niczego innego nigdy się nie nadawały. To ich jakoś zbliżało do ruchu solidarnościowego i oddalało od warstw konserwatywnych, jakich się PRL mimo wszystko dorobiła. Gdyby prof. Roszkowski był prawicowcem, zapuściłby historyczną sondę, aby zbadać, dlaczego partia, która rzeczywiście panowała przez 40 lat nad niemałym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2001, 2001

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony