Prezes, co włodarzom się nie kłaniał

Prezes, co włodarzom się nie kłaniał

Dlaczego organy ścigania zajęły się Zenonem Procykiem, szefem największej spółdzielni mieszkaniowej w Olsztynie   „W olsztyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Pojezierze potaniały czynsze!”, donosił 25 stycznia 2008 r. tabloid „Super Express”, opisując entuzjastyczne reakcje mieszkańców, którzy odebrali nowe książeczki opłat. „Wszyscy powtarzają to samo: musiał wydarzyć się prawdziwy cud gospodarczy”. Cud, którego owoce zbierać będzie niemało osób. „Bo spółdzielnia Pojezierze to największa spółdzielnia w Olsztynie – pisała gazeta – blisko 10 tys. mieszkań, a w nich jakieś 50 tys. lokatorów. I żaden z nich nie może teraz uwierzyć w swoje szczęście”. Sprawca owego cudu to były prezes spółdzielni Zenon Procyk. „Pan Zenon sześć lat temu uznał, że dość ma już wysokich opłat, jakie za ciepło kazało sobie płacić Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Olsztynie. Postanowił odciąć się od monopolisty i kupować ciepło bezpośrednio u producenta – w olsztyńskiej elektrociepłowni. Wystarczyło tylko wybudować własną sieć rur. Procyk wziął na to kredyt – 25 mln zł. Żeby go spłacić, nie musiał sięgać do kieszeni mieszkańców. Bankowi płacił tym, co zaoszczędził na zerwaniu umowy z MPEC. Teraz kredyt został już spłacony i czynsze mogły potanieć. Dzięki sprytowi pana Zenona mieszkańcy Pojezierza mają najtańsze ciepło w mieście, płacą niższe czynsze, no i majątek ich spółdzielni powiększył się o wartą 25 baniek sieć rur ciepłowniczych”. Gdyby dziennikarz popularnej bulwarówki staranniej zbadał temat, odkryłby, że Procyk miał za sobą nie tylko pełnienie funkcji prezesa Pojezierza, ale też kilkadziesiąt prokuratorskich zarzutów i dziewięć miesięcy aresztu. Dla wielu mieszkańców stolicy Warmii i Mazur oraz lokalnego establishmentu stał się on symbolem wszystkiego, co najgorsze. Mafijnego układu prezesów spółdzielni mieszkaniowych, polityków, sędziów, prokuratorów i policjantów, który trzymał w żelaznym uścisku całe miasto i gotów był wykończyć każdego, kto mu się postawił. Lista zarzutów, które w 2006 r. prokurator Grażyna Waryszak z Prokuratury Okręgowej w Elblągu postawiła Procykowi i jego współpracownikom, była imponująca – w sumie ponad sto! Czy ktoś taki mógł być sprawcą „ekonomicznego cudu”?   Tylko się nie wychylaj!   Trudno wskazać miasto piękniejsze od Olsztyna – 16 jezior o łącznej powierzchni ponad 700 ha w granicach administracyjnych i wspaniałe lasy dosłownie na wyciągnięcie ręki tworzą tu niezwykły klimat. Za tym idyllicznym obrazem kryje się jednak brutalna rzeczywistość, w której lokalni politycy, biznesmeni i urzędnicy państwowi bezpardonowo walczą o pieniądze i wpływy. Z relacji ludzi znających sprawę wynika, że Procyk, który dość niespodziewanie w 1997 r. został prezesem Pojezierza, nie rozumiał reguł i nie pojął, czego się od niego oczekuje. Ponad połowa olsztynian mieszka w blokach spółdzielczych. Siłą rzeczy prezesi tamtejszych spółdzielni to osoby wpływowe. A lokalni politycy oczekują od nich jednego – by zachowywali się spokojnie. W dobrze pojętym wspólnym interesie. Procyk nie pasował do schematu. Poważny konflikt między nim a ratuszem wybuchł niemal natychmiast po objęciu przez niego funkcji prezesa i dotyczył dwóch spraw: rezygnacji z usług miejskich służb komunalnych zajmujących się oczyszczaniem ulic na osiedlach Pojezierza i pomysłu budowy niezależnej, spółdzielczej sieci ciepłowniczej. W sierpniu 2001 r. lokalny dodatek „Gazety Wyborczej” doniósł, że za 31 tys. zł władze spółdzielni kupiły… uliczny odkurzacz. Problem w tym, że ówczesna spółka komunalna zajmująca się oczyszczaniem ulic i śmietników była, delikatnie mówiąc, w nie najlepszej kondycji finansowej i decyzja zarządu Pojezierza mogła te problemy jedynie pogłębić. Prezydent Olsztyna nie był zachwycony. Ale Procyk nie tylko kupił uliczny odkurzacz. Zatrudnił też sprzątaczy, a spółdzielcy szybko zauważyli, że klatki schodowe w ich domach, osiedlowe uliczki, parkingi i place zabaw stały się czystsze. Życzliwi mu ludzie radzili, by się nie wychylał, dał sobie spokój i nie pogłębiał konfliktów z ratuszem. Lecz on nie chciał słuchać. I otwarcie krytykował władze miejskie.   Po co komu spółdzielcza sieć   Jednak to nie śmieciarki, ale sieć rur doprowadzających ciepło z zakładów Stomil Olsztyn (obecnie Michelin Polska) do spółdzielczych bloków oraz skuteczny sprzeciw wobec planów prywatyzacji Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej (MPEC) narobiły Procykowi wrogów i wpędziły go w kłopoty. Spór toczony przez zarząd Pojezierza z MPEC miał długą historię. Procyk

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 44/2014

Kategorie: Kraj