Procenty PiS

Procenty PiS

Przeciwników Kaczyńskich mniej powinny martwić dobre sondaże PiS, a bardziej stan opozycji Dlaczego PiS-owi nie spada? – pyta coraz większa liczba publicystów. – Czy to efekt jakiejś tajemnej metody, umiejętności dotarcia do polskiej duszy? Takie pytanie stawia też w „Polityce” Jacek Żakowski, nie ukrywając, że jest zafascynowany sondażową siłą PiS. „Na zdrowy rozum popełnia błąd za błędem, a wyborcy wciąż go w sondażach nagradzają. Czy to się da zrozumieć?” – pyta. Otóż – da. Co trzeci głos na SLD Cztery lata temu, w sierpniu 2002 r., mieliśmy podobną sytuację. Główną siłą polityczną był SLD, który też popełniał błędy, które również – a może jeszcze z większym niż dziś zapałem – wypominały mu media. I co? I nic. W lipcowym sondażu CBOS Sojusz popierało 30% ankietowanych, a Unię Pracy – 3%. To, oczywiście oznaczało spadek w porównaniu z wynikiem wyborczym o 8%. Ale, po pierwsze, wynik wyborczy lewicy w 2001 r. był lepszy niż jej wpływy w społeczeństwie, był niejako na kredyt, a po drugie – te 33% poparcia to i tak było więcej, niż zbiera dzisiaj PiS. I po trzecie – cztery lata temu mieliśmy o niebo gorszą sytuację niż dziś, rząd już na początek rządzenia zaczął ludziom zabierać (podatek Belki), a wielkie zakłady pracy stały wobec groźby bankructwa. Dziś mamy o wiele lepszą sytuację gospodarczą, rosną zarobki, a dwa miliony Polaków, potencjalnych bezrobotnych, wyjechało za pracą. Ciśnienie społeczne jest o wiele niższe niż wtedy. W sierpniu 2002 r. notowania SLD-UP poszły o punkt procentowy w górę. Więc de facto notowania stały w miejscu od marca (wtedy koalicja SLD-UP notowała 37% poparcia). Równie statycznie wyglądały cztery lata temu notowania opozycji. Poparcie dla PiS wahało się między 11% a 15%, dla Platformy Obywatelskiej 10-12%. Najpoważniejszą siłą opozycji była… Samoobrona, która w lipcu notowała poparcie rzędu 17%. Słaba PO, słabe PiS „Prawica reprezentowana w Sejmie przez PiS, PO i LPR musi zdefiniować swą strategię opozycji parlamentarnej. Przychodzi jej to z trudem, gdyż – wobec jej słabości – rolę swoistej opozycji wobec różnych pomysłów rządu przejął prezydent i Samoobrona” – utyskiwał w „Gazecie Wyborczej” Mirosław Czech z Unii Wolności. I była to opinia, na tle innych, wyrażona bardzo powściągliwie. Latem 2002 r. PiS i PO miały wśród publicystów opinię opozycji bez pomysłu. Maciej Rybiński w „Rzeczpospolitej” pisał: „Rząd mi się nie podoba. Opozycja też nie. Ponoszę spore straty moralne, zarówno na skutek działań koalicji rządowej, jak i jej oponentów”. Obu partiom, PO i PiS, wypominano brak pomysłów na przyciągnięcie wyborców, oderwanie od „ludzkich spraw”. Poza tym Platformie wypominano „liberalizm i obronę Balcerowicza”, z kolei PiS – że jest anty-SLD-owskim betonem. Przypominano też rzecz oczywistą – obie partie, poza niechęcią do SLD, niewiele łączyło. Pisała o tym m.in. w „Polityce” Janina Paradowska („Nieszczególny POPiS”, 22 czerwca 2002 r.): „Oba ugrupowania, dysponujące w sumie ponad setką poselskich głosów, wysyłają ważny sygnał, że mogą być partnerami w przyszłości. Pytanie podstawowe brzmi: w jakich sprawach?”. Po czym spokojnie wyliczała różnice: „PiS jest za podatkiem importowym, PO przeciw; PO jest za zmianami w kodeksie pracy, PiS mówi językiem związków zawodowych; PiS składa projekt ustawy zmieniającej ustawę o NBP, wprawdzie nie tak radykalnie jak Unia Pracy i PSL, ale w momencie otwartej wojny rządu z Radą Polityki Pieniężnej jest to opowiedzenie się po stronie UP i PSL; PO chce podatku liniowego, PiS absolutnie nie; PiS przedstawia projekt ustawy, by polscy negocjatorzy z UE nie mogli w przyszłości pracować w instytucjach europejskich, co ma podobno zapobiegać konfliktowi interesów, ale tak naprawdę służy to jedynie wzniecaniu nieufności do negocjacji”. Czas teflonu Latem 2002 r. w polskiej publicystyce dominował fatalistyczny obraz – sprawnej, niekłócącej się formacji lewicowej, która przejmuje państwo, i rozbitej, niemającej pomysłu na opozycję – prawicy. Zastanawiano się, na czym polega „miłość” społeczeństwa do lewicy. Wysuwano rozmaite tezy, na przykład o nostalgii za PRL-em albo tęsknotą za sprawną i silną władzą (czyli za kanclerzem). Co charakterystyczne, unikano natomiast samorozliczeń – gdy dziennikarze

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 32-33/2006

Kategorie: Kraj