Proste pytanie

Neil Postman, amerykański autor książki „Zabawić się na śmierć”, przytacza następującą anegdotę: „Jako młody człowiek pewnego listopada uchyliłem się od głosowania na demokratycznego kandydata na stanowisko burmistrza, który według mnie był zarówno nieinteligentny, jak i skorumpowany. – A co to ma do rzeczy ? – zaprotestował mój ojciec. – W s z y s c y demokratyczni kandydaci są nieinteligentni i skorumpowani. Czy chcesz, żeby wygrali republikanie?”. Dalej zaś Postman wyjaśnia, iż ojciec jego miał na myśli (minioną już zresztą w obecnym systemie politycznym USA) sytuację, kiedy poszczególne partie, zarówno demokratyczna jak i republikańska, utożsamiane były z określonym zbiorem zasad, co do których wiadomo było, że nie mogą ich przekroczyć. A więc głosowanie na demokratów oznaczało automatycznie głosowanie za silniejszym rządem, szybszą integracją rasową, wspomaganą przez państwo powszechną oświatą i opieką społeczną, państwowym interwencjonizmem gospodarczym, tolerancją obyczajową itd., itp., niezależnie od tego, jaki poziom umysłowy i moralny przedstawiają sobą poszczególni kandydaci tej partii. Warto o tym pamiętać w związku z kongresem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Dyskusja prasowa nie pozostawiła już bowiem zbyt wielu wątpliwości, że pod względem odporności na korupcję, niebezpiecznej bliskości związków z biznesem, obojętności na położenie zdegradowanych materialnie warstw ludności, skłonności do traktowania państwa jako łupu, z którego należy ciągnąć koteryjne korzyści itd. SLD niedaleko odbiegł od swoich poprzedników. Nie zabłysnął też Sojusz szczególną inteligencją swoich posunięć i kompetentny, acz niepełny spis głupot popełnionych przez tę formację od czasu objęcia władzy w roku 2001 znaleźć można w artykule „Niech żyje rząd!” zamieszczonym przez Agnieszkę Wołk-Łaniewską w tygodniku „NIE” (nr 25/03). W tej więc sytuacji przed kongresem SLD nie stoi przede wszystkim pytanie, kto będzie przewodniczącym lub wiceprzewodniczącym tej partii, ponieważ wybór jest tu niewielki, a z nazwiskami kandydatów, poza układami towarzyskimi, nie kojarzą się żadne w istocie postawy polityczne czy programowe. Pytanie polega zaś na tym, co SLD jako partia zamierza uznać za nieprzekraczalny krąg swoich zasad, dla których – jak u Postmana – należy jednak głosować na „demokratów”, a nie na „republikanów”. Słyszy się więc, że naczelnym celem SLD i jego rządu ma być obecnie szybka i sprawna integracja europejska po pomyślnym wyniku referendum unijnego, w czym SLD i jego szef, Leszek Miller, mieli znaczny udział. Brzmi ładnie, jest to jednak pustosłowie, ponieważ sama Unia stoi obecnie przed zasadniczym wyborem drogi. Wyartykułował to niedawno dość wyraźnie „Newsweek” (nie polska, lecz amerykańska jego edycja, 23.06.br.), pisząc w artykule „What new Europe?”, że tzw. stare kraje unijne stoją dziś faktycznie znacznie silniej na gruncie państwa socjalnego niż „nowe”, a więc i Polska, gdzie przyjęto np. przepisy emerytalne, które w Paryżu wyprowadzają właśnie tłumy demonstrantów na ulice. Z jaką więc Europą rząd SLD zamierza się szybko i skutecznie integrować? Z Europą socjalną, która stanowi historyczną zdobycz naszego kontynentu, a także przedmiot ciągle żywych poszukiwań, czy też z Europą neoliberalną, aprobującą globalny jadłospis amerykański? Na razie delegacja naszego SLD-owskiego rządu zawiozła na rozmowy o konstytucji europejskiej postulat wartości chrześcijańskich w preambule do tej konstytucji, co jest paradoksem piętrowym. Po pierwsze, że czynią to socjaldemokraci, po drugie zaś, świadczy, jak niewiele rozumiemy z europejskiej tradycji laickiej, a także z faktu, że Europa, do której wstępujemy, będzie już niedługo tworem wielowyznaniowym, ze znacznym udziałem islamu, czy chcemy tego, czy też nie. Być może, owa obrona chrześcijaństwa, na równi z krętactwem wokół przepisów aborcyjnych, jest ceną, jaką płacimy papieżowi za poparcie w referendum unijnym. Ale równocześnie rząd SLD nie posłuchał jednak jego mądrych rad w kwestii wojny i okupacji Iraku. Dziś już bowiem, gdy niemal codziennie Irakijczycy zabijają Amerykanów, a Amerykanie strzelają do Irakijczyków, widać wyraźnie, do czego służą „stabilizacyjne siły zbrojne” Amerykanów i Anglików, z których łaski i my udajemy mocarstwo, budując faktycznie w Iraku państwo islamskiego fanatyzmu bądź nową Palestynę. Czy nie powinno to więc zastanowić kongresu rządzącej partii, skoro mamy aż takie ambicje międzynarodowe, a większość polskiej opinii społecznej była i jest przeciwko tej wojnie i naszej „stabilizacyjnej” okupacji? Przed kongresem SLD opuścił rząd prof. Kołodko i szefostwo gospodarki objął prof. Hausner. Co to znaczy? Karuzelę stanowisk czy też wybór pomiędzy tempem wzrostu a jakością życia jako ważną

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 27/2003

Kategorie: Felietony