Małpa z brzytwą

Małpa z brzytwą

Premier dogadał się z Brukselą. Premier, bo nawet nie rząd. Bo w rządzie jest minister Ziobro, który kontestuje poczynania premiera, a premier nie może go wyrzucić, bo rząd utraciłby większość parlamentarną. Bruksela obiecała pieniądze z KPO w zamian za poprawienie stanu praworządności. Zaczęto zatem w KPRM, bo przecież nie w Ministerstwie Sprawiedliwości (choć na zdrowy rozum to tam powinny powstawać projekty ustaw dotyczących sądownictwa), od kolejnej ustawy o Sądzie Najwyższym. Aby trudniej było zgadnąć, projekt ustawy wniesiono jako poselski, nie rządowy. Bo to ułatwia procedury i pozwala ominąć tzw. uzgodnienia międzyresortowe. A uzgodnić tego projektu z Ministerstwem Sprawiedliwości zapewne by się nie dało. Zaczęto więc praworządność poprawiać w pośpiechu. W takim, że nawet zapomniano powiadomić o tym prezydenta. A to sprawa delikatna. Bo pan prezydent, człek ambitny i w sobie zakochany, już raz myślał, że poprawił praworządność, gdy zmienił nazwę Izby Dyscyplinarnej na Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, dając szansę pierwszej prezes, neosędzi Manowskiej, obsadzić ją na nowo neosędziami. Bruksela ku zaskoczeniu prezydenta nie dała się nabrać na ten sprytny manewr i nadal nie chciała wypłacać obiecanych miliardów z KPO. Premier, wiedząc, jaki jest stan finansów państwa i że obiecanych miliardów pilnie potrzebuje, zaczął z Brukselą negocjować, przyznając tym samym, że ustawa, „dziecko prezydenta”, jest do chrzanu. Trzeba zatem było napisać nową ustawę o Sądzie Najwyższym i zlikwidować pręgierz dla sędziów w postaci takiego ukształtowania ich odpowiedzialności dyscyplinarnej, który oddaje ich pod władzę polityków i ubezwłasnowolnia. Ale, choć cel był dobry, wykonanie, jak to u nas, okazało się do d… Projekt ustawy zakłada – słusznie – likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, przechrzczonej wspomnianą ustawą prezydencką na Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. Ale powierza jej rolę… Naczelnemu Sądowi Administracyjnemu. Autor projektu, zapewne jakiś geniusz z kancelarii premiera, nie miał pojęcia, czym się zajmuje NSA (i sądownictwo administracyjne w ogóle!). Postępowania dyscyplinarne są quasi-postępowaniami karnymi, stosuje się do nich odpowiednio przepisy Kodeksu postępowania karnego i zasady procesu karnego, w tym tak fundamentalne jak zasada domniemania niewinności, in dubio pro reo (niedające się usunąć wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść podsądnego). Wedle procedury karnej prowadzi się postępowanie dowodowe itd. Otóż sądy administracyjne (na czele z NSA) nie rozstrzygają podobnych spraw. One orzekają o zgodności z prawem decyzji administracyjnych! Orzekający tam sędziowie nie mają żadnego doświadczenia w sprawach karnych i dyscyplinarnych, a sądy administracyjne są poza systemem sądownictwa powszechnego. Równie mądrze byłoby rolę Izby Dyscyplinarnej powierzyć sądowi dyscyplinarnemu Związku Łowieckiego. Nie wiem, dlaczego zadań zlikwidowanej Izby Dyscyplinarnej (obojętnie jak nazwanej) nie miałaby przejąć, tak jak było poprzednio, Izba Karna Sądu Najwyższego. Ale nie to oburzyło prezydenta. Zbulwersowało go to, że premier de facto zdezawuował jego dzieło, poprzednią ustawę. W dodatku wspólnie ze znienawidzoną przez PiS (a jeszcze bardziej przez ziobrystów) Brukselą. Po interwencji prezydenta wstrzymano prace nad ustawą. Morawiecki znalazł się w trudnej sytuacji. Nie kieruje całym rządem, bo ma ministra sprawiedliwości w opozycji, teraz jeszcze naraził się prezydentowi. Potrzebuje miliardów z KPO i już był w ogródku, już witał się z gąską… Na chwilę wszystko to przykrył epizod pirotechniczny komendanta głównego policji. Jak wiemy, dostał chłoptaś od ukraińskich żołnierzy zabaweczkę (granatnik mianowicie) i bawił się w swoim gabinecie. O skutkach materialnych wiemy. Prokuratura prowadzi śledztwo, ale chłoptaś z granatnikiem ma w nim status… pokrzywdzonego! Nie został nawet na czas tego śledztwa zawieszony. Nie wątpię, że śledztwo będzie narzędziem nacisku Ziobry na Kamińskiego (szefa komendanta). Czy Ziobro zrobi z niego użytek? Jeżeli będzie mu to do czegoś potrzebne, to zrobi. Fakty są jednak faktami. Przez granicę (która jest także granicą wschodnią NATO i UE) wwieziono bez żadnej kontroli załadowany granatnik. Łamiąc przepisy celne, procedury wojskowe, podstawowe zasady bezpieczeństwa. Wniesiono tę niebezpieczną zabaweczkę, też ze złamaniem wszelkich procedur, na teren Komendy Głównej Policji, mało tego, wniesiono do gabinetu komendanta głównego. Wreszcie on sam, bawiąc się granatnikiem, odpalił go, powodując uszkodzenia mienia, narażając zdrowie i życie ludzi na niebezpieczeństwo. Niezależnie zaś od tego wszystkiego ośmieszył się sam, ośmieszył policję. Sądząc po liczbie i treści memów, niedługo w Polsce nie będzie się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 53/2022

Kategorie: Felietony, Jan Widacki