Dotychczasowy sposób sprzedaży polskiej gospodarki stał się przykładem patologii, nadużyć i ignorowania woli społeczeństwa Światowy kryzys gospodarczy uznany jest powszechnie za krach idei neoliberalizmu, symbolizowanej zasadą „niewidzialnej ręki rynku”, regulującej wszystkie procesy społeczno-gospodarcze. Skompromitowany został także dogmat o przewadze gospodarki i własności prywatnej nad innymi jej formami. Tak jest na całym świecie, nawet w USA, ale nie w Polsce. Ekipa premiera Tuska nadal za swą misję dziejową uznaje sprywatyzowanie resztek podmiotów gospodarczych pozostających w polskich rękach – czyli 740 przedsiębiorstw. Czy rzeczywiście chce doprowadzić do całkowitego wydziedziczenia społeczeństwa i dokończyć neokolonizację naszego kraju? Dzieje się to przy milczącej akceptacji świata politycznego i mass mediów, które uznają wyzbywanie się resztek własności za rzecz oczywistą i bezdyskusyjną. Gdzie jest opozycja parlamentarna, zarówno prawicowa, jak i lewicowa? Przecież proces wyzbywania się (bo nawet trudno nazwać to wyprzedażą) majątku narodowego jest od początku prowadzony bez podstawowego aktu prawnego, jakim powinna być ustawa o kierunkach i zasadach prywatyzacji i zabezpieczeniu interesów państwa i społeczeństwa w tym procesie. Żadna ze zmieniających się ekip parlamentarnych i rządowych nawet nie podjęła próby sformułowania takiej ustawy. Model gospodarki oparty na oddaniu obcemu kapitałowi wszystkich istotnych sfer życia gospodarczego, w którym strategiczne decyzje o państwie polskim będą zapadały poza jego granicami, a transfer zysków do zagranicznych właścicieli pozbawi kraj środków budżetowych i rozwojowych, będzie przez dziesiątki lat decydował o braku perspektyw rozwojowych państwa oraz biedzie i zacofaniu społeczeństwa. Od początku prywatyzację oparto na powtarzanym nieustannie sloganie z okresu rządów Kongresu Liberalno-Demokratycznego, że wszystko i jak najszybciej musi być sprywatyzowane. Ignoruje się fakt, potwierdzony realiami aktualnego kryzysu, że w każdej w pełni rozwiniętej gospodarce na zasadach równoprawności funkcjonują sektor państwowy, komunalny, spółdzielczy i prywatny. Ignoruje się także fakt, potwierdzony doświadczeniami Polski międzywojennej, że nie forma własności, ale sposób i sprawność zarządzania decyduje o efektywności i skuteczności gospodarowania zasobami przedsiębiorstwa. Bardzo rzadko słychać inne głosy, w tym głos najwybitniejszego obecnie polskiego ekonomisty, prof. Grzegorza W. Kołodki, który neoliberalizm, w tym także tzw. szokową terapię Balcerowicza, nazywa największym oszustwem naszej epoki. Zmowa milczenia otacza wcześniejsze publikacje prof. Kazimierza Poznańskiego, demaskujące oblicze polskiej prywatyzacji. Przez całe 19 lat karmiono społeczeństwo kłamstwem o jedynym możliwym kierunku transformacji. Nie informowano o przynoszących lepsze niż u nas rezultaty działaniach w sąsiednich Czechach czy nieco dalszej Słowenii, która kapitałowi zagranicznemu sprzedała zaledwie 10-15% banków i przedsiębiorstw. Było skąd brać przykład, korygując błędy naszej transformacji, która powodowała olbrzymie spustoszenia. Maleńka Słowenia ma niemal dwukrotnie większy dochód narodowy na mieszkańca niż Polska i wspólną z Unią Europejską walutę. Ten dwumilionowy kraj posiada w Polsce ponad 40 zakładów i przedstawicielstw biznesowych, pokazując, jak można dbać o własne interesy. Tymczasem „polski cud gospodarczy” zmarginalizował 60% społeczeństwa, sprowadzając dochody tej grupy do poziomu poniżej minimum socjalnego; doprowadził (według raportu UE) do sytuacji, w której 30% rodzin jada mięso dwa razy w tygodniu, a ponad 20% dzieci jest w stanie niedożywienia. Znacząca grupa ludzi, niemal pół miliona, została wręcz zdegenerowana. Teraz następnego cudu ma dokonać oddanie resztek majątku społecznego w ręce zagranicznych właścicieli. Sprzedano za grosze Jakie korzyści przyniosła Polsce dotychczasowa prywatyzacja? Najlepszym świadectwem niech będzie porównanie uzyskanych dotychczas, jak też spodziewanych efektów finansowych prywatyzacji z roszczeniami firmy Eureko, domagającej się oddania pakietu kontrolnego PZU i szantażującej polski rząd żądaniem 36 mld zł odszkodowania (przedziwnie nie można przez prawie 10 lat unieważnić tej bezprawnej transakcji). Otóż kwota ta, wyliczona jako ekwiwalent rzekomo utraconych zysków z 20% kolejnych udziałów w PZU, stanowi ok. 50% całej kwoty, jaką skarb państwa uzyskał przez 18 lat ze sprywatyzowania tysięcy polskich przedsiębiorstw. Suma, żądana za 20% udziałów w jednej tylko firmie, jest wyższa niż cały przewidywany dochód państwa polskiego z planowanej sprzedaży 740 ostatnich zakładów, szacowany na 30 mld zł! Spodziewany dochód z prywatyzacji oznacza,
Tagi:
Krzysztof Zaręba









