Przeszkadza mi rozpulchnianie mózgu

Przeszkadza mi rozpulchnianie mózgu

Czarownice z Salem Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi. fot. Materialy prasowe Teatru im. Stefana Jaracza

Politycy w większości nie obcują z kulturą, nie mają takiej potrzeby Mariusz Grzegorzek – reżyser teatralny i filmowy, scenarzysta, grafik, realizator telewizyjny, profesor sztuk filmowych, od 2012 r. rektor Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi „Trudne sprawy”, „Pielęgniarki”, „Zdrady”, „Słoiki”, „Komisariat”, „Szpital”, „Dlaczego ja?”… Stacje telewizyjne emitują już kilkadziesiąt paradokumentów. Wyobrażałam sobie, że oglądają je głównie gospodynie domowe z miasteczek i wsi. Tymczasem namiętnym widzem tych programów jest rektor Filmówki. Jest także wielbicielem programów typu telezakupy. Nie do wiary! – Telewizja jest specyficznym zwierciadłem czasów, w których żyjemy. Internet poszedł o wiele dalej i głębiej, ale to telewizja generuje najbardziej zwichnięte formy odbijające rzeczywistość. Tym zwierciadłem wcale nie są programy informacyjne, czyli to, co budzi w narodzie powszechną namiętność. Dla wielu ludzi, w mojej rodzinie także, oglądanie TVN 24 jest rodzajem rytuału. Ja zaś wtedy opuszczam lokal. Natomiast bardzo lubię tropić ślady mentalnego zafałszowania czy wręcz swoistej paranoi, przejawiające się w niepojętych dla mnie programach paradokumentalnych i telezakupowych. Fascynuje mnie nie sprzedawanie czegoś przez kanał telewizyjny, ale sposób, w jaki to się robi, czyli umiejętność powtarzania tej samej informacji 20 razy w ciągu 20 minut w różnych, równie zakłamanych konfiguracjach. Dla mnie to klasyczny przykład choroby psychicznej późnego kapitalizmu. I zastanawiam się, czy tą chorobą są dotknięci tylko ludzie, którzy te rzeczy sprzedają. A może oni są zdrowi, tylko bazują na chorobie psychicznej klientów, bo na nich taka argumentacja w pewnym sensie działa. Przyznaję, że uwielbiam też programy typu „Trudne sprawy”. Na przykład: Akt 1, scena 1 Mariusz Grzegorzek jako Mariusz Grzegorzek, tenorem; Żona: M.G., sopranem; Mąż: M.G., barytonem; Lektor: M.G., basem. Tenorem: Wraca mąż do domu i zastaje żonę z kochankiem. Mówi do niej. Barytonem: „Co ty robisz? Ja ci tak ufałem. Dlaczego mnie zraniłaś? Dlaczego to zrobiłaś? Wynoś się z domu!”. Tenorem: Potem pokazują jego i on mówi. Barytonem: „Wszedłem do domu i zobaczyłem ją z kochankiem, byłem zrozpaczony. Powiedziałem jej, że nadużyła mojego zaufania. I kazałem jej wynieść się z domu”. Tenorem: Po czym na obrazie jest żona z walizką, a lektor mówi. Basem: „Łukasz stracił zaufanie do Joanny. Wyrzucił ją z domu. Jak kobieta da sobie radę sama?”. Tenorem: Potem widzimy Joannę. Sopranem: „Byłam zrozpaczona, wiem, że zawiodłam Łukasza, musiałam wynieść się z domu”. (Koniec sceny 1) Paranoja. A jednocześnie słupki oglądalności tych programów są kolosalne. Nie jest to więc kuriozum, którym tylko ja z tajemniczym powodów upajam się i trwożę. Te programy ogląda wielu Polaków i jakoś się z nimi identyfikuje. Jak pan sądzi, dlaczego? – Być może traktują to jako pewnego rodzaju obraz rzeczywistości, w której funkcjonują. Ponieważ ja jestem w pewnym sensie takim psychopatą nekrofilem osobowości, uwielbiam babrać się w tego rodzaju odjazdach. A tym bardziej mnie fascynują, kiedy występują na masową skalę. I bardzo lubię, kiedy te toksyny przybierają formę pozornie nieszkodliwą albo wręcz glamourową. Na przykład „Sablewskiej sposób na modę”. Jakaś kobieta miała załamanie nerwowe i przyszła po pomoc do Mai Sablewskiej. To taka pani, która jest sławna, dlatego że jest sławna, i ma mocno przesterowany wygląd zewnętrzny. Pani Maja wybrała przygnębionej bohaterce programu ciuszki w jakimś domu handlowym, potem ją zaprosiła do koleżanki (przepraszam: specjalistki) kosmetyczki, która ją umalowała, oraz fryzjerki, która ją ufarbowała i ostrzygła. A później ta kobieta patrzy na swoje odbicie w lustrze, widzi siebie w tym nowym wcieleniu i zaczyna szlochać straszliwie. Przychodzą jej mąż i dziecko i wszyscy troje płaczą razem i przytulają się. To z tego powodu, że ona teraz jest nowym człowiekiem i zmieniła swoje życie, i jest szczęście teraz i future… Dlaczego pan, namiętny widz tego rodzaju programów, apelował kiedyś, by nie oglądać stacji TVN i Polsat, bo ogłupiają, m.in. takimi programami? – Oglądam te produkcje, bo ekscytuje mnie bezdenna, toksyczna głupota, zagubienie i żerowanie na najniższych instynktach. Ale nie zalecam tego typu zabawy wszystkim, bo milionom robi to wodę z mózgu. Tym, co w TVN zawsze mi najbardziej przeszkadzało, jest rozpulchnianie rzeczywistości, a w konsekwencji rozpulchnianie mózgu. Wszystko, co oni tam robili, było przerażająco nieistotne, nie na temat, boleśnie glamour i takie żadne. Właściwie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2018, 2018

Kategorie: Kultura