Trzeba być bardzo niepoinformowanym, żeby myśleć, iż ostry konflikt między Rosją a Stanami Zjednoczonymi został wywołany z powodu przyłączenia Krymu do Rosji. Polepszenie stosunków między tymi nierównymi mocarstwami, jakie nastąpiło po zakończeniu zimnej wojny, było powierzchowne i nieszczere. Czy wierzył w nie ktoś jeszcze prócz Gorbaczowa – nie wiadomo. W Polsce sondaże wskazywały stały wzrost wrogości do Rosji od czasu wycofania się wojsk radzieckich. Wygląda na to, że wolność była Polakom głównie po to potrzebna, żeby tę wrogość móc jawnie głosić. Psychiczny mechanizm tego zjawiska jest prosty i zrozumiały, ale pytam sam siebie: czy Polacy mają tylko psychikę, a nic z rozumu? Strasznie się rzekomo oburzają z powodu Krymu, ale bliscy oburzenia byli także z powodu olimpiady zimowej w Soczi. (Pisano złośliwie i w kółko, że ona za drogo kosztuje, że w pokojach hotelowych klamki wypadają, sedesy umieszczone jeden obok drugiego, jedna z gazet na pierwszej stronie dała fotografię kupki śniegu, którym miały być pokryte trasy narciarskie itp. Znajdowano też wiele powodów do bojkotowania olimpiady). Barack Obama powiedział, że Władimir Putin w sprawie Krymu improwizował, nie miał z góry obmyślonego planu. To prawda. Wydarzenia zaskoczyły prezydenta Rosji. Zaskoczyły też rządy zachodnie, nawet Amerykanów trzymających od dwudziestu kilku lat rękę na ukraińskim pulsie. My, pożeracze zadrukowanego papieru, nie mamy prawa być zaskoczonymi. Przecież wielu bardzo słuchanych politologów zachodnich pisało, że Ukraina w dotychczasowym kształcie się nie utrzyma, że się rozpadnie sama z siebie albo z pomocą moskiewską. Zbigniew Brzeziński wypracował doktrynę mówiącą, co USA powinny robić, aby do tego nie dopuścić. „Były doradca prezydenta Cartera przewiduje – pisał Andrew Wilson – że około roku 2010 Ukraina dołączy do państw Trójkąta Weimarskiego (Francji, Niemiec i Polski), wchodząc z nimi w sojusz o zasadniczym znaczeniu (…), stanie się najdalej na wschód wysuniętym przyczółkiem Europy atlantyckiej”. Gdyby Rosja chciała temu przeszkodzić, należałoby wydać jej wojnę gospodarczą, którą z pewnością przegra, i doprowadzić do jej międzynarodowej izolacji. Z Ukrainy należy uczynić frontowe państwo „atlantyckiego globalizmu”. Rosja izolowana od wszystkiego przestałaby być mocarstwem. Pogląd ten stanowi dogmat polskiej polityki i został też przyjęty przez ważne ośrodki polityczne Kijowa. Sformułowany został bodajże w połowie lat 90., a dziś jest znany każdemu polskiemu dziecku. Pewne sprawy lepiej są widoczne z daleka niż z bliska. Zacytuję parę zdań napisanych w okresie międzywojennym. „O ile by doszło do oderwania Ukrainy od Rosji, potężne sfery użyłyby wszelkich swoich wpływów i środków na to, ażeby rzecz się nie zakończyła utworzeniem jakiegoś względnie małego państewka. Tylko wielka, możliwie największa Ukraina mogłaby prowadzić do rozwiązania tych zagadnień, które nadały kwestii ukraińskiej tak szerokie znaczenie. Ukraina oderwana od Rosji zrobiłaby wielką karierę. Czy zrobiliby ją Ukraińcy?”, pisał Roman Dmowski, niemiły nam człowiek, ale bystry znawca polityki międzynarodowej. Dalej pisze: „Rosjanie musieliby być najniedołężniejszym w świecie narodem, żeby łatwo pogodzić się z utratą olbrzymiego obszaru (…), który stanowi o ich dostępie do Morza Czarnego”. Nieco dalej Dmowski z właściwą sobie klarownością formułuje pogląd dokładnie sprzeczny z tym, co się przypisuje Giedroyciowi. Niepodległa i wielka Ukraina byłaby wrzodem na Europie – pisze. I jeszcze raz zmieńmy punkt widzenia. Samuel P. Huntington w sławnym „Zderzeniu cywilizacji” twierdzi: „Stosunki między Ukrainą a Rosją mogą ułożyć się trojako. Na początku lat dziewięćdziesiątych rzutowały na nie poważne problemy dotyczące broni nuklearnej, Krymu, praw Rosjan na Ukrainie, floty czarnomorskiej oraz stosunków gospodarczych. Panowała dość powszechna opinia, że może wybuchnąć konflikt zbrojny. (…) Jeżeli jednak liczy się czynnik cywilizacyjny, starcie między Ukraińcami a Rosjanami raczej nie wchodzi w grę. Są to dwa narody słowiańskie, wyznające przeważnie prawosławie, od wieków utrzymujące bliskie stosunki, powszechnym zjawiskiem są małżeństwa mieszane”. Z tego wynika wniosek, że mogą się bić do upadłego, ale cywilizacyjnie będą tacy sami. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie)









