Ratownicy mówią: dość

Warszawa 30.06.2021 r. Ratownicy medyczni - protest - Ministerstwo Zdrowia. fot.Krzysztof Zuczkowski
Przemęczeni, rozgoryczeni, niedoceniani. Fala wypowiedzeń i zwolnień lekarskich wśród ratowników medycznych przybiera na sile – W całej Polsce złożyli już ok. 1,5 tys. wypowiedzeń – na ok. 14 tys. ratowników udzielających świadczeń zdrowotnych w ramach państwowego systemu ratownictwa medycznego. Ci ludzie najprawdopodobniej od 1 października nie wrócą do pracy, co znaczy, że ok. 10% zespołów nie będzie działać – mówi Bartłomiej Zimoch, ratownik medyczny, prezes zarządu Stowarzyszenia Ratowników Medycznych Pomorza Zachodniego. To efekt wieloletniego zaniedbywania potrzeb tej kluczowej dla zdrowia publicznego grupy zawodowej. Po protestach, które odbyły się 30 czerwca br. w siedmiu polskich miastach, przyszła kolej na następne – w Warszawie trwają one od 1 września. Ratownicy medyczni żądają podwyżki wynagrodzenia podstawowego do 4972 zł brutto (obecnie, od 1 lipca br., jest to 3772 zł brutto dla ratowników ze średnim wykształceniem, 4186 zł dla osób z dyplomem uczelni), ustawy o zawodzie ratownika medycznego oraz upowszechnienia umów o pracę. Pandemia odbezpieczyła granat – Już wiosną zeszłego roku, gdy zaczęła się pandemia, mówiliśmy, że ten system padnie. I to jest właśnie ten moment, gdy system padł – mówi mi osoba pracująca w karetce, czyli wyjazdowym zespole ratownictwa medycznego. Nie chce podawać imienia w obawie przed nieprzyjemnościami w pracy. – Ratownicy mówią: dość, są przeciążeni pracą, sfrustrowani jej warunkami. Wielu cierpi na zespół stresu bojowego. To rzeczy, które są problemem ogólnopolskim, dzieją się na każdej stacji pogotowia. W moim mieście były w sierpniu dni, gdy 40% karetek nie wyjeżdżało z powodu zwolnień lekarskich. Zwykle w miesiącu jedna-dwie osoby brały zwolnienia, w ostatnim miesiącu wzięła je połowa z nas. Wbrew obiegowej opinii masowe zwolnienia nie są wyłącznie formą manifestu. – Wcale nie jest tak, że to są „lewe” zwolnienia – wyjaśnia Bartłomiej Zimoch. – Stoi za nimi w ogromnej większości przypadków zły stan zdrowia ratowników. Duża część, szczególnie podczas pandemii, doszła do takiego stopnia wyczerpania psychicznego i fizycznego, że najczęściej zostali zmuszeni przez lekarzy rodzinnych do pójścia na zwolnienie pod groźbą odmowy dalszego leczenia. Psychiatrzy i psycholodzy mówią im: „Jesteś tak wypalony, że stajesz się groźny”. I robią to nie tylko dla dobra ratowników, ale też ich pacjentów. Bo jeśli ratownik z PTSD boi się własnego cienia, ma lęki wszelkiego rodzaju, staje się groźny dla pacjentów. Weźmy także pod uwagę, że osoby wykonujące zawody medyczne mają zupełnie zaburzony cykl dobowy. Nie wiem, ile musiałbym się regenerować, żeby po tylu latach takiego obciążenia mój organizm wrócił do homeostazy. Niestety, świadomość społeczeństwa w tym temacie jest bardzo uboga. Zresztą nawet nasz dysponent, czyli mój dyrektor, ośmieszył się, wysyłając kontrolę do wszystkich pracowników na L4 – żadne nie zostało podważone przez ZUS. Zdaniem ratownika pandemia w dużej mierze była akceleratorem protestów: – Ludzie po prostu pękli z powodu obciążenia pracą, ciągłych zaleceń, by pracować ponad siły, bo dużo ludzi chorowało i brakowało ratowników. Pandemia była jak wyciągnięcie zawleczki z granatu – i ten teraz wybucha. A przecież o naszej złej sytuacji, niedofinansowaniu i patologiach systemu alarmujemy od dawna. Protest ratowników medycznych trwa nieprzerwanie od czterech lat i tylko podczas pandemii zawiesiliśmy nasze postulaty, chcąc być dla pacjentów, narażając swoje życie i zdrowie, nie mając w jej początkach należytych zabezpieczeń w postaci kombinezonów czy masek. Więcej niż dwa etaty – Na etacie nie wolno wyrabiać tylu godzin, ale pracownicy kontraktowi pracują 300-400 godzin w miesiącu – i to jest norma. Dyżury trwają po 24 godziny. Gdy byłam młodsza, brałam nawet po 36 godzin, teraz już jestem zbyt przemęczona – mówi ratowniczka medyczna. Wyjaśnia, że pracodawcy ogólnie oferują umowę o pracę, ale ogromna większość pracowników na etacie i tak ma poza nim swoją działalność, dzięki której może dorabiać na kontrakcie dla innego podmiotu. Ta forma umożliwia zresztą płacenie niższych składek. Bartłomiej Zimoch: – Pracuję zarówno w wyjazdowym zespole ratownictwa medycznego, jak i na SOR – w jednym miejscu na etacie, w drugim na kontrakcie. Od 12 lat wyrabiam ponad 320 godzin w miesiącu – a bywa, że jeszcze więcej. Do tego
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









