Reforma emerytalna – stracone złudzenia

Reforma emerytalna – stracone złudzenia

W felietonie „Przed katastrofą” („Przegląd” z 18.02.br.) pisałem o niebezpieczeństwie wielkiej zapaści socjalnej, jaka grozi rzeszom obywateli urodzonym po 31.12.1948 r. Pierwsze wypłaty emerytur z tzw. II filara mają rozpocząć się po 31.12.2008 r. Okazuje się jednak, że podstawowy fundament tych emerytur w postaci składek na indywidualnych kontach przyszłych emerytów jest niepewny. Według najnowszych analiz, konta emerytalne aż w 60% są puste bądź zaniżone. Jest wielce prawdopodobne, że wierzytelności ZUS z tego tytułu zaczną się przedawniać, wskutek czego Bogu ducha winni emeryci będą mieli mniejsze emerytury (albo żadne!). Za ten stan rzeczy obwiniany jest ZUS, ale oskarżenia tej instytucji są tylko częściowo uzasadnione. Główną przyczyną powstałego skandalu jest wadliwość systemu. Nie pomyślano, że w warunkach restrukturyzacji gospodarki stworzenie indywidualnych kont dla milionów obywateli to marzenie ściętej głowy. Pracodawcy, których firmy znikają, są nieuchwytni. Inni po prostu nie płacą. Przymusowa ściągalność wszystkich zaległych składek to czysta teoria. Nie jest i często nie może być wykonywany ustawowy przepis przewidujący karę grzywny za niedopełnienie obowiązku opłacania składek, gdyż płatnicy są nieznani. Pod dyktando Banku Światowego Grzechem pierworodnym reformy prawa emerytalnego było odejście w nim od klasycznego, publicznoprawnego systemu ubezpieczeń na starość. System ten opierał się na idei społecznego zabezpieczenia ludzi starych, gwarantowanego przez państwo. Idea ta doszła do głosu po raz pierwszy w Niemczech w ustawie o ubezpieczeniu rentowym na starość z 1889 r. Ich inicjatorem był pierwszy kanclerz zjednoczonego cesarstwa niemieckiego, Otto von Bismarck. Przełomowe znaczenie owych „Bismarckowskich” ubezpieczeń polegało na wprowadzeniu powszechnej ochrony ubezpieczeniowej, która wcześniej była domeną prywatnej przezorności. Historia dowiodła, że samopomoc prywatna nie sprawdziła się jako forma skutecznego zabezpieczenia ludzi przed niedostatkiem w schyłkowym okresie życia. Ludwik Krzywicki, wybitny ekonomista i socjolog (1859-1941), pisał już w końcu XIX w., iż praktyka pokazała, że tylko organizacja państwowa jest w stanie zagwarantować w sposób mniej lub bardziej zadowalający godziwy poziom życia ludziom dotkniętym przez los („Sprawa emerytalna w Anglii”, „Gazeta Polska” z 13.04.1892 r.). Jedynie głęboką nieznajomością historii ubezpieczeń można tłumaczyć sympatię współczesnych, polskich neoliberałów do tzw. friendly societes, które pojawiły się w Anglii u zarania kapitalizmu w postaci dobrowolnych stowarzyszeń gromadzących w kasach wzajemnej pomocy fundusze składkowe na wypłatę świadczeń osobom niezdolnym do pracy m.in. z powodu starości. Apologetą tych urządzeń okazał się Leszek Balcerowicz, występując z propagandą friendly societes w książce „Wolność i rozwój. Ekonomia wolnego rynku” (Kraków 1995, s. 122). Pod jego niewątpliwie wpływem nastąpił powrót do zamierzchłej idei ubezpieczeń na wskroś prywatnych. W Ministerstwie Finansów doszła w 1995 r. do głosu grupa skrajnych neoliberałów i eurosceptyków zarazem. W resorcie tym powstał zarys programu reformy systemu emerytalnego, zmierzający do zastąpienia tzw. repartycyjnej techniki finansowania emerytur metodami gospodarki kapitalistycznej stosowanymi przez prywatne fundusze emerytalne. Wzorem była reforma wprowadzona w 1981 r. w Chile za dyktatury Pinocheta. Istotną rolę odegrał w końcu Bank Światowy, zalecając Polsce wprowadzenie trójfilarowego systemu emerytalnego, mającego ożywić polską gospodarkę. Podyktowany przez instytucję światowej finansjery system emerytalny oznacza całkowitą prywatyzację ubezpieczeń, czyli rewolucję w socjalnym ustroju państwa. Dziś trudno nawet przewidzieć, jakie będą rozmiary klęski, jaką zwiastuje niewydolność systemu pobierania składek na indywidualne konta. Gorliwość neofitów Likwidację społecznych ubezpieczeń emerytalnych przeforsowali m.in. ludzie, którzy jeszcze krótko przed zmianą ustroju uprawiali partyjną naukę ekonomii w Instytucie Problemów Marksizmu-Leninizmu. W swym neofickim zapale doszli do wniosku, że w kraju budującym kapitalizm trzeba sprywatyzować wszystko. Dziś, gdy fiasko reformy wydaje się oczywiste, twórcy bankrutującego systemu propagują swoje rozwiązania jako przyszłościowy model „paneuropejskiego” modelu (M. Góra i M. Rutkowski, „Gazeta Wyborcza” z 18.07.br.). Grunt pod nieudaną reformę przygotowała krytyka tzw. państwa opiekuńczego, oparta na błędnym założeniu, że jest to państwo, które wyręcza obywateli w zaspokajaniu elementarnych potrzeb życiowych. W tym ujęciu „państwowe opiekuństwo” jest polityczną etykietą bez logicznej wartości, mającą na celu zdyskredytowanie państwa realizującego zasadę pomocniczości (zapisaną w preambule konstytucji!). Zadaniem demokratycznego państwa jest nie tylko popieranie gospodarki rynkowej (społecznej!), ale także

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 48/2002

Kategorie: Opinie