Reporter musi podróżować samotnie – rozmowa z Ryszardem Kapuścińskim

Reporter musi podróżować samotnie – rozmowa z Ryszardem Kapuścińskim

Ryszard Kapuściński o warsztacie dziennikarskim W niektórych pańskich książkach można przeczytać o sytuacjach, w których był pan o włos od śmierci. Co pana skłoniło do wystawienia się na takie ryzyko? – Powodem nie było wcale zamiłowanie do przemocy czy chęć obejrzenia z bliska ludzkich tragedii, lecz bardzo prosta okoliczność: jeździłem po świecie jako dziennikarz w czasach niezwykle burzliwych. Na wszystkich kontynentach, w każdym kraju działo się wiele rzeczy i wysyłano mnie tam, abym o tym właśnie pisał. To był mój zawód, który polegał na relacjonowaniu kolejnych wojen. Nie robiłem więc tego dla przyjemności, ale z zawodowego obowiązku. Jednak przejścia, jakie stały się moim udziałem, pozwoliły mi zrozumieć coś bardzo pozytywnego: że śmierć jest niezmiernie ważnym doświadczeniem życiowym. Trudno to wyrazić, ale przeżycie na własnej skórze tego rodzaju dramatycznych epizodów wpływa na charakter człowieka. Istnieją dwa typy ekstremalnych sytuacji wyzwalających całkowicie różne doznania i doświadczenia: pierwsza to sytuacja, kiedy znajdujemy się w strefie zagrożenia i mamy świadomość, że ktoś nas może zabić; druga, gdy człowiek wie, że umrze, ponieważ wyrok już zapadł i czeka tylko ostatecznego rozwiązania z niezbitą pewnością, że są to ostatnie chwile jego życia. Ja doznałem tych uczuć i opowiadam o tym w moich książkach. To niewiarygodnie trudny moment, ale przetrwało we mnie wrażenie, że ludzki organizm wyposażony jest w mechanizmy, które w takiej chwili znieczulają nas od środka. Skazani na śmierć, mający pewność, że umrą, nie opierają się, bowiem w środku są już całkowicie sparaliżowani, martwi. Fizyczna śmierć jest już tylko formalnością. Jak udało się panu przeżyć te sytuacje najwyższego ryzyka czy niemal pewnej śmierci? – Dzięki łutowi szczęścia. Bardzo wierzę w szczęście. W istocie w moim życiu jest wiele niepojętych epizodów, wiele sytuacji, których nie potrafi wyjaśnić rozum. Jak to możliwe, że w tych samych okolicznościach jeden uchodzi z życiem, drugi zaś ginie? Nie istnieje żadne racjonalne wyjaśnienie, nic, co można powiedzieć, nie będzie miało naukowego podparcia. Wielu ludzi zginęło obok mnie, a ja przeżyłem. Zadaję sobie pytanie, dlaczego tak się stało, i nie potrafię na nie odpowiedzieć. Tajemnica szczęścia jest jednym z elementów składających się na bogactwo naszej egzystencji. Czym jest dla pana wojna? – To zagadnienie wieloaspektowe. Po pierwsze, dlatego że świat wojen uległ zasadniczej zmianie: wygasły wielkie konflikty i od 20 lat nie doszło do żadnego poważniejszego starcia międzypaństwowego. Dochodzi jedynie do wojen peryferyjnych. Nastąpiła swego rodzaju projekcja postmodernizmu w obszarze wojen – fenomen ten uległ rozbiciu i z braku wielkich konfrontacji mamy do czynienia z licznymi konfliktami zbrojnymi o charakterze wewnętrznym, których obecnie toczy się na świecie ponad 60. Po drugie, transformację tę równolegle pogłębiło zjawisko prywatyzacji przemocy. Coraz częściej konflikt jest prywatną sprawą nieformalnych sił. W jaki sposób dziennikarstwo powinno relacjonować przebieg konfliktów i wojen, aby nie podsycać wywołujących je nienawiści i resentymentów? – To kwestia świadomości i odpowiedzialności mediów. Jeśli zależy im na rozwiązaniach pozytywnych i kierują się troską o dobro człowieka, powinny wykazać wolę gruntownego poznania problemów i powodów tych sytuacji, i stronić od języka nienawiści, którym karmi się konflikt zbrojny. Pracującym zaś w tych okolicznościach dziennikarzom nie wolno zapominać, że nade wszystko są ludźmi i że winni mówić i pisać językiem zrozumienia i zgody, odrzucając a priori agresję czy retorykę służącą zachęcaniu do zemsty. Uważam, że pisząc o wojnie, musimy pamiętać i rozumieć, że stajemy wobec sytuacji tragicznej dla wszystkich jej uczestników. Wojna jest jedynym przejawem ludzkiego działania, na skutek którego wszyscy są ofiarami, wszyscy przegrywają, wszyscy w ogólnym rozrachunku są nieszczęśliwi. Poza tym raz rozpętaną wojnę bardzo trudno zakończyć. Na świecie toczą się wojny trwające 30 lat i nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy nastąpi ich kres. Pisząc o tych społeczeństwach niszczonych przez całe lata, przez pokolenia, naszym obowiązkiem jest pamiętać o ich cierpieniu, nieszczęściu, o tragedii, jaka stała się ich udziałem. W jaki sposób radził pan sobie z samotnością i jaką rolę odgrywała w takich momentach miłość? – Zawsze mam kłopot z odpowiedzią na tego typu pytania, ponieważ ja nie doświadczam samotności. Korespondent ma taki nawał pracy, tyle problemów do rozwiązania, że żyje w ferworze niekończących się zajęć.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 25/2013

Kategorie: Książki