Rolnicy dostaną najwięcej

Rolnicy dostaną najwięcej

Dla polskich chłopów dopłaty unijne stanowić będą jedyną realną szansę na lepsze życie

Gdy wejdziemy do Unii Europejskiej, w pierwszych trzech latach pos. Artur Balazs (PO-SKL) będzie mógł otrzymać 350 tys. zł, pos. Wojciech Mojzesowicz (Samoobrona, teraz PBL) – 325 tys. zł, pos. Sebastian Florek, SLD-owski rolnik z „Big Brothera” – 65 tys. zł, zaś Andrzej Lepper – ok. 61 tys. zł. Tyle należy im się z tytułu dopłat dla rolnictwa.
Chociaż wieś ze sporą nieufnością podchodzi do warunków polskiego uczestnictwa w UE, wynegocjowanych przez rząd, to jednak coraz wyraźniej widać, że rolnicy są grupą, która pod względem finansowym odniesie największe bezpośrednie korzyści z wstąpienia do Unii.

Kto, ile, za co?

Można uznać za paradoks, że rolnicy – warstwa obywateli najgorzej wykształconych i najmniej pracujących w naszym kraju (oczywiście oprócz bezrobotnych) – zyskają najwięcej na włączeniu Polski w nowoczesne, wydajne struktury europejskie. Paradoks ten jest jednak tylko pozorny, gdyż pod względem wydajności, mierzonej stosunkiem wielkości nakładów do wartości produktów, nasze rolnictwo w niczym nie ustępuje wysoko dotowanemu rolnictwu unijnemu (nie mówiąc już o tym, że oferuje na ogół wyroby bardziej naturalne i smaczniejsze, mniej skażone chemią niż w Unii).
Można już dosyć dokładnie wyliczyć kwoty, jakie otrzymają posiadacze gospodarstw rolnych w trzech pierwszych latach członkostwa Polski w UE. Z tego, co zapowiada wicepremier Jarosław Kalinowski, wynika, że najwięcej zarobią hodowcy. – Średnio na hektar produkcji zwierzęcej wypadnie ok. 480 zł rocznie, zaś w przypadku takich użytków rolnych jak buraki, ziemniaki, warzywa i owoce przypadać będzie 200-205 zł na hektar – twierdzi szef resortu rolnictwa (dopłaty do hodowli, podobnie jak w produkcji roślinnej, określane są w przeliczeniu na hektar).
Lider PSL chyba tu jednak się przejęzyczył. 480 zł to maksymalny (wcale nie średni), rozłożony na trzy pierwsze lata poziom dopłat do produkcji roślinnej, a nie zwierzęcej. Hodowcy, którzy teraz tak głośno protestują, dostaną mniej. Z obliczeń Fundacji Programów Pomocy dla Rolnictwa wykorzystywanych w pracach naszego resortu rolnictwa wynika, że najwyższe dopłaty do produkcji zwierzęcej w trzech pierwszych latach mogą wynieść jedynie 426 zł rocznie (przy założeniu, że 1 euro kosztować będzie 4 zł). I to też tylko w tym wypadku, gdy dopłaty do produkcji z polskiego budżetu osiągną maksymalny dopuszczalny poziom, czyli średnio 170 zł rocznie. Ale „dopuszczalny” wcale nie oznacza „realny”, bo przedstawiciele Ministerstwa Finansów już teraz zapowiadają, że budżetu najprawdopodobniej nie będzie na to stać.

Równi i równiejsi

Możliwe więc, że dopłaty dla naszych rolników przez pierwsze lata nie przekroczą nawet poziomu 350 zł za hektar rocznie. Powiedzmy sobie szczerze, że to i tak jest jednak bardzo dużo. Przecież, jak podaje Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, dochód rolny netto w gospodarstwie nastawionym na produkcję roślinną to 571 zł rocznie z hektara.
Szacuje się, że przykładowe gospodarstwo rolne o powierzchni upraw wynoszącej 30 ha już w pierwszym roku naszej obecności w Unii Europejskiej otrzyma dopłaty mogące wynosić nawet do 10.600 zł rocznie. A każdego roku będą one coraz większe.
Nasi rolnicy parlamentarni (jest ich w Sejmie kilkudziesięciu) wszystko to już zdążyli sobie wyliczyć. Obszary ich gospodarstw, będące podstawą do wyliczeń dopłat, można znaleźć w poselskich jawnych oświadczeniach majątkowych. Oczywiście, oświadczenia te stanowią na ogół kpiny z wyborców, bo przeważnie wynika z nich, że nasi wybrańcy nie posiadają grosza oszczędności, mieszkają w domach nawet dużych, ale, zważywszy na ich wartość, będących zapewne lepiankami lub szałasami, mają natomiast pokaźne flotylle luksusowych limuzyn, nie wiadomo za co kupionych. Niemniej jednak oświadczenia dają pewną minimalną wiedzę, jakie nieruchomości posiadają parlamentarzyści.
Zrozumiałe więc, że posłowie-rolnicy są najgorętszymi zwolennikami polskiej obecności w UE. Ubogi w chłopów jest natomiast klub parlamentarny Ligi Polskich Rodzin – i to w jakimś sensie może tłumaczyć niechęć tego ugrupowania do Unii…

 

Wydanie: 08/2003, 2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy