Roma locuta, causa finita

Roma locuta, causa finita

Watykan orzekł, że obecni biskupi polscy nie współpracowali z organami bezpieczeństwa komunistycznego państwa. Episkopat ogłosił, że wobec tego sprawa lustracji polskiego Kościoła jest zamknięta. Tak było dotąd: Roma locuta, causa finita. Wprawdzie jeszcze jest niestrudzony ks. Zaleski (od pewnego czasu Isakowicz-Zaleski). Jeszcze działa IPN, w nim zaś dr Żaryn (przez grzeczność zwany czasem profesorem), jeszcze są panowie Gontarczyk z Cęckiewiczem, a jakby ich było mało, zawsze znajdzie się jakiś inny podopieczny pana Kurtyki, choćby magister, ale ideowy i prawdy dociekliwy. Jeszcze jest „Gazeta Polska”, organ wszystkich lustratorów, jest nadkatolik, świecki oberbiskup Terlikowski. Może i Roma locuta, ale na pewno jeszcze nie causa finita. Choć jedno jest pewne. Cokolwiek by oszalały ks. Zaleski wspólnie z jakimś Żarynem czy Kurtyką i innymi wygrzebał księżom i biskupom, konsekwencji ze strony władz kościelnych nie będzie. Choć trochę wstydu i obniżenia autorytetu zapewne jeszcze tak. Kościół polski, który niestety do lustracji zagrzewał i bezpodstawnie przypuszczał, że sam jej uniknie, nie uniknął jej, a choćby nie wiadomo jakie jeszcze wygibasy robił, dalszemu lustrowaniu poddany będzie. A kto kwitował opublikowanie „listy Wildsteina” jako „krok w kierunku dobra” (aż to „dobro” dotknęło abp. Wielgusa, wtedy zdaje się zmienił zdanie)? A kogo „bolały ataki na IPN”, dopóki na podstawie materiałów tegoż IPN nie zarzucono mu współpracy z bezpieką pod pseudonimem TW Filozof? A kto udzielał kredytu zaufania wszystkim lustratorom? Dziś szaleńcy z IPN w nosie mają watykańską decyzję. Właśnie ostatnio do długiej listy „hierarchów agentów” dopisali kolejne dwa nazwiska biskupów i jednego ogólnie znanego prałata. Byłem zawsze przeciwnikiem powszechnej lustracji, zawsze współczułem lustrowanym na dziko, grzebanym za życia, objętym infamią bez prawa do obrony. Współczułem także lustrowanym publicznie duchownym. Pisałem i mówiłem, że akurat wśród duchownych wielu mogło być takich, którzy nie byli świadomi, że ich rozmówcy z bezpieki traktują ich jako swoje zarejestrowane źródła. A co warto przypomnieć ludziom młodym, w PRL każdy, kto wyjeżdżał za granicę i odbierał paszport, musiał się spotykać z oficerem bezpieki. Każdy biskup, kanclerz kurii, rektor seminarium musiał odwiedzać Urząd ds. Wyznań, gdzie wśród urzędników część stanowili oficerowie bezpieki. Spotykać się zaś musieli, bo – czego znów młodzi ludzie nie są dziś świadomi – nominacja proboszcza wymagała akceptacji Urzędu ds. Wyznań, nominacja biskupa także. Bez pozytywnej opinii Urzędu ds. Wyznań wydanej po konsultacji z SB nie można było dostać pozwolenia na budowę kościoła, przydziału papieru na druk katechizmów etc. Wiele osób duchownych mogło rzeczywiście nie wiedzieć, że ich kontakty z urzędami i urzędnikami, w tym kontakty z esbekami są traktowane przez drugą stronę jako współpraca. Wiele, ale przecież nie wszyscy, ani nawet nie większość. Dziś wszyscy jak jeden mąż mówią, że nic nie wiedzieli o tym, że byli przez swych rozmówców traktowani jako agenci. Co najmniej niektórzy – a zapewne większość – kłamią! Była zasada i były od niej wyjątki. Dziś okazuje się, że były wyłącznie wyjątki! Żaden z wcale licznych hierarchów oskarżonych o współpracę z SB nie przyznał się do tego. Wszyscy rzekomo byli nieświadomi, że współpracują. Mówiłem też i pisałem wielokrotnie, że ponieważ Kościół postrzegany był od samego początku (czyli od 1944 r.) przez władze jako przeciwnik, nic dziwnego, że był przez nie rozpracowywany, penetrowany, a osoby duchowne werbowane do współpracy. Skala współpracy duchownych z organami bezpieczeństwa PRL była duża, ale przecież bez porównania mniejsza, niż to miało miejsce w innych krajach, jak choćby w Czechosłowacji. Wielu duchownych wykazało jednak charakter i mimo nagabywań współpracy z bezpieką nie podjęło. Jednak od Kościoła, mającego takie doświadczenia z okresu PRL, można było oczekiwać innej postawy wobec lustracji i wobec rozliczeń z okresem PRL. Można było oczekiwać, że w imię dobra wspólnego, w imię przyszłości Polski i w imię chrześcijańskiego wybaczenia, w obawie o losy tych, którzy bronić się nie mogą lub nie potrafią, będzie się sprzeciwiał lustracji i innym formom rozliczeń z przeszłością, a nie do nich zagrzewał. Na początku lat 90. Jan Paweł II, przemawiając do duchownych czeskich, z których część przed 1989 r. była prześladowana, działała niemal w podziemiu, część zaś kolaborowała z władzami (w tym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2009, 2009

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki