Rozbiory Rosji? Niemądry pomysł

Rozbiory Rosji? Niemądry pomysł

Prof. Marlene Laruelle – dyrektorka Instytutu Studiów Europejskich, Rosyjskich i Euroazjatyckich przy George Washington University


Napisała pani niedawno na stronach „Foreign Affairs”, że pomysł dekolonizacji Rosji – wzmacniania narodowych separatyzmów i nadziei na rozpad Federacji Rosyjskiej – jest niemądry, a zwolennicy tego podejścia się mylą. Dlaczego?
– Zacznijmy od tego, że czym innym jest teoretyczne rozważanie teorii kolonializmu i postkolonializmu w akademickim kontekście, a czym innym wiara, że klęska i rozpad Rosji to panaceum na wszystkie nasze problemy. Z tym pierwszym się zgadzam i uważam, że to potrzebne. Z drugim postulatem mam problem. W Rosji jest autentyczna potrzeba decentralizacji władzy i większej autonomii regionów, ale w szumie informacyjnym łatwo pomieszać bardzo różne rzeczy. Z przekonania, że potrzebujemy jakoś ukarać Rosję za inwazję na Ukrainę, rodzi się u niektórych pogląd, że upadek państwa rosyjskiego jest pożądany. Że rozpad Federacji Rosyjskiej będzie prawdziwym końcem rosyjskiego imperializmu i zamknięciem pewnego rozdziału w historii.

A pani twierdzi, że nie?
– Po pierwsze, nie mamy dowodów, że rozpad – co niektórzy nazywają „dekolonizacją” Federacji Rosyjskiej – jest prawdopodobny. Wielu Rosjan i z pewnością rosyjskie elity pamiętają, jak wyglądały lata 90. po rozpadzie ZSRR. I raczej przeceniamy na Zachodzie ich ochotę na zgotowanie sobie powtórki z historii. Co więcej, nawet mniejszości etniczne czują się w dzisiejszej Rosji częścią jakiejś szerszej wspólnoty losu. Owszem, można mówić, że propaganda i cenzura nie pozwalają im na nic innego: muszą zapewniać, że są patriotycznymi Rosjanami i koniec. Ale wiemy też, że nie ma dziś tak silnych ruchów separatystycznych czy niepodległościowych – nawet w tzw. republikach etnicznych – jak w latach 90. Nie możemy więc „zdekolonizować” ludów, które wcale tej dekolonizacji nie pragną, prawda? Odnosimy do dzisiejszej Rosji kalki z ZSRR sprzed 30 lat, które mogą już po prostu do rzeczywistości nie pasować.

A po drugie?
– Po drugie, w zachodniej debacie zawsze po cichu lub w domyśle pojawia się taka sugestia, że po rozpadzie Rosji wszystko będzie łatwiejsze. Choćby dlatego, że znajdziemy wtedy po drugiej stronie partnerów. Nie wiem jednak, skąd przekonanie, że zamieszkujące Rosję mniejszości etniczne będą bardziej liberalne, prodemokratyczne i nastawione na współpracę z Zachodem. W rzeczywistości podział w Rosji przebiega na linii miasto-prowincja, a nie inaczej. Nie ma „prozachodnich” republik i „proputinowskiego” centrum w Moskwie. Tożsamość etniczno-narodowa mniejszości w Rosji nie jest oparta na filarach niechęci do rosyjskiej większości, sympatii do Zachodu i regionalnego separatyzmu.

I dlatego pisze pani, że rozpad – nawet gdyby był prawdopodobny – nie jest rozwiązaniem problemu rosyjskiego imperializmu?
– 80% mieszkańców Federacji Rosyjskiej to etniczni Rosjanie. Ktoś myśli, że oni życzą sobie rozpadu ich państwa? Prędzej doczekamy się wybuchu rewanżyzmu, przemocy, chaosu niż spokojnego rozczłonkowania Rosji na kilka niepodległych państw. W połowie tzw. republik etnicznych również mieszka niemały odsetek Rosjan. Bardziej prawdopodobnym rezultatem rozpadu Rosji będzie więc nie jej demokratyzacja, lecz wojna domowa. Ale nie wojna między np. Inguszami, Tatarami, Czeczenami i Dagestańczykami.

Tylko kim?
– Rosja ma już za sobą jedną taką wojnę. To będzie wojna między różnymi zbrojnymi bojówkami czy służbami oraz frakcjami elit – także na lokalnym poziomie – które będą się broniły przed rozpadem kraju i utratą władzy. Pamiętajmy, że rosyjskie społeczeństwo już zostało zmilitaryzowane, a w kraju nie brakuje broni. Ani najemników gotowych po nią sięgnąć. Różni Prigożynowie nie będą się krępowali przed użyciem siły.

A nawet jeśli uda się oddzielić rosyjską część kraju od pozostałych, wywoła to poza wojną domową nową falę rosyjskiego rewanżyzmu, który będzie chciał ponownej integracji utraconych terytoriów i zemsty. Nie wiem, skąd zatem bierze się przekonanie, że to jest w jakimś wymiarze „łatwiejsze” rozwiązanie problemu.

Dobrze, ale po rozpadzie ZSRR 30 lat temu różne narody po tej stronie żelaznej kurtyny – Polacy, Czesi, Estończycy – jakoś nie mają powodów do rozpaczy.

– Po rozpadzie Związku Radzieckiego dominującą narracją były reintegracja Europy i powrót uciemiężonych narodów na właściwe miejsce – co bardzo ułatwiło ten proces. Ale, wyjąwszy kraje bałtyckie, trudno powiedzieć, żeby rozpad ZSRR doprowadził do powstania szczególnie sprawnych i zdolnych do integracji z Zachodem państw. Do niedawna ani Ukraina i Mołdawia, ani Kaukaz, ani państwa Azji Centralnej nie były w stanie wykonać zdecydowanego ruchu w stronę integracji z Zachodem. Dziś Ukraina robi, co w jej mocy, żeby dołączyć do Zachodu, ale nawet w Gruzji po momencie prozachodnim nastąpił czas odwrotu i sprzeciwu. W Mołdawii tym bardziej, nie mówiąc o pozostałych państwach postsowieckich. Przekonanie, że na terenach od setek lat zależnych od Rosji teraz nagle wyrosną od podstaw prozachodnie republiki, jest wyłącznie projektowaniem naszych oczekiwań na innych – bez oglądania się na rzeczywistość.

Skoro „dekolonizacja” Rosji to taki zły pomysł – jak pani przekonuje – dlaczego cieszy się aprobatą na Zachodzie? Sam pani tekst powstał przecież jako odpowiedź na różne wezwania do rozbicia Rosji, ukazujące się np. w „Foreign Policy” i „The Atlantic”, ale utożsamiane też przez panią ze stanowiskiem polskiej klasy politycznej.

– Przede wszystkim sądzę, że dzięki postulatom „dekolonizacji Rosji” można ożywić ramę pojęciową, która jest dobrze znana – powrót zimnej wojny, upadek ZSRR, koniec historii. W tym, co znane, można się poczuć swojsko i mieć przeświadczenie, że rzeczywistość jest zrozumiała. Ale mamy również dłuższą tradycję historyczną, która mówi, że Rosja, gdy jest wielkim państwem, jest z natury imperialistyczna, a więc wyłącznie zła. W ramach tej tradycji nawet rosyjscy liberałowie i dysydenci są dziedzicami imperialistycznego myślenia, nie ma zatem dla Rosji żadnej nadziei. Jedyny sposób, żeby wybić jej imperialistyczne zęby, to ją rozczłonkować. Według tej diagnozy tylko skrajne zdławienie rosyjskiego potencjału – najlepiej przez rozbiory – jest w stanie zdusić rosyjski imperializm. Ale powiedzmy sobie, że mało kto tak naprawdę uznaje to za realistyczne…

Jak to?

– Bo to, o czym pan mówi, to mimo wszystko debata medialna, tocząca się na stronach magazynów idei i podczas dyskusji panelowych organizowanych przez think tanki. Większość ludzi w dyplomacji i zawodowo zajmujących się stosunkami międzynarodowymi wie, że rozbiór Rosji jest założeniem nierealistycznym. A nawet gdyby było to w zasięgu Zachodu, faktyczni decydenci mają świadomość konsekwencji i ryzyka z tym związanego. Sądzę, że ani nie wierzą w podobny scenariusz, ani nie chcą jego realizacji.

Odrzuca pani w ogóle założenie, że Rosja jest u podstaw imperialistyczna?

– Tak. Uważam, że próba tłumaczenia wszystkiego, co dzieje się w Rosji, za pomocą imperializmu jest mało pomocna. Nawet Putin na początku swojej kadencji wierzył, że Rosja może się zintegrować ze społecznością międzynarodową i oddziaływać na swoje bezpośrednie otoczenie za pomocą soft power. Tak jak to robią zachodnie państwa: że Rosja będzie zamożniejsza, ciekawsza pod względem kultury i stylu życia niż sąsiedzi, więc będzie magnesem dla pracowników, inwestycji, kapitału. Oni naprawdę wierzyli, że to może się wydarzyć!

Gdy jednak się nie wydarzyło, imperializm okazał się planem B. Moim zdaniem odnowienie tych tendencji jest skutkiem porażki innych scenariuszy, a nie integralną częścią Rosji. Ale nie chcę bagatelizować innej rzeczy. W rosyjskim społeczeństwie nie brakuje kolonialnej mentalności i kolonialnego podejścia do innych. Jest ono podobne do kolonialnego myślenia w państwach Europy Zachodniej.

Takie jak we Francji albo w Belgii? Czyli przyznaje pani, że traktują Ukrainę jak kolonię?

– No właśnie nie do końca! Rosjanie podobnie jak Europejczycy z Zachodu wobec podbitych przez siebie narodów uważają, że przynieśli im kulturę, cywilizację, nowoczesną gospodarkę, ochronę zdrowia i przemysł. To jest bardzo silnie obecne w stosunku do mniejszości narodowych. Co do różnych regionów, Rosjanie uważają, że one i tak nie mają lepszego wyboru niż przynależność do Rosji. Bo do kogo się zwrócą? Do Iranu, Chin, Afganistanu? Same gorsze, ich zdaniem, wybory. Długo zajmowałam się Azją Centralną i rosyjska wizja tego, że inni muszą na nich polegać, jest mocno zakorzeniona. To przykład kolonializmu mentalnego.

A Ukraina?

– To trudniejsze. Badania do niedawna pokazywały, że Ukraina w oczach rosyjskiej opinii publicznej jest bratnim, ale niepodległym państwem. Społeczeństwo rosyjskie nie miało z tym problemu – spokojnie można było mu sprzedać taką wizję relacji międzynarodowych, w której Ukraina i Rosja są blisko, ale z poszanowaniem swojej odrębności. Co innego elity.

Nie chcę wchodzić w głowę Putina, ale dość łatwo zrozumieć, że elity władzy inaczej widziały rolę i miejsce Ukrainy niż zwykli Rosjanie. Dla Putina, dla kręgów władzy wokół niego Ukraina stała się symbolem całego zachodniego zagrożenia. „Zachód chce nas osłabić, musimy zadbać o ciągłość państwowości”, w tym podporządkować sobie albo przywrócić do rosyjskiego świata Ukrainę. A przynajmniej doprowadzić do sytuacji, w której nie będzie mogła sobie wybrać własnej orientacji geopolitycznej. W wizji elit rosyjskiej władzy Ukraina mogła być „niepodległa” tak jak dawne republiki radzieckie. A jeśli rządzącym w Kijowie to się nie podoba, uznamy, że to władza pozbawiona legitymacji i antyrosyjska. Większość społeczeństwa wciąż jednak nie popiera reintegracji Ukrainy.

Reintegracja to dość łagodne słowo jak na okupację i nielegalną aneksję.

– Tak, oczywiście. Ale w Rosji społeczeństwo mówiło wcześniej raczej o ponownej integracji Ukrainy i Federacji Rosyjskiej. Choć nawet tak łagodnie ujęty postulat wcale nie cieszył się wielkim poparciem. Opinia publiczna w Rosji nie popiera przyłączenia, wcielenia, okupacji ukraińskich ziem. Za to elity władzy na odwrót – teraz kładą duży nacisk na projekt imperialny.

Pani głos spotkał się z polemiczną odpowiedzią w anglojęzycznej debacie. Prof. Alexander Motyl pisze, że przeszacowuje pani ryzyko związane z ewentualnym upadkiem Rosji, a pani tezy „należy wziąć w duży nawias”.

– Po to mamy debatę akademicką, żeby się spierać. W ogóle nie mam z tym problemu. Byłoby raczej nie w porządku, gdyby do podobnych dyskusji nie dochodziło. Ale pamiętajmy, że naukowcy też nie żyją w próżni – jesteśmy obywatelami, mamy swoje poglądy, perspektywy. Moja odpowiedź polemistom jest krótka. Niektórzy uważają, że imperia mogą się rozpadać bezkrwawo – ich prawo spokojnie tego dowodzić. Jeśli jednak uważają, że obywatele Federacji Rosyjskiej chcą rozpadu i dekolonizacji Rosji, niech pokażą gdzie i jak niby ma to się wydarzyć. Bo na razie mamy dużo większy, niż się wydaje, problem dotyczący nawet spraw podstawowych: jak ma się skończyć wojna, kiedy i czy zlikwiduje to przyczyny stojące za inwazją.

Jeśli nie rozwiążą tych problemów próby rozbioru Rosji, to co?

– Rozróżnijmy dwie rzeczy. Pytanie o ewentualną „dekolonizację” i pytanie o koniec wojny. Na to pierwsze odpowiadam tak: Rosja musi się zdecentralizować. Na drugie nie ma jasnej odpowiedzi, bo w razie zachwiania się stabilności rosyjskiej władzy możliwe są skrajnie odmienne scenariusze: od zawieszenia broni i wycofania się wojsk po – jak mówiłam – wojnę domową.

Może być tak, że upadek Rosji usunie jeden problem, ale dostarczy nowych – jak w latach 90. I wrócimy do wszystkich strachów związanych z tamtą epoką: sprzedania komuś broni chemicznej albo biologicznej, utraty państwowej kontroli nad arsenałem jądrowym i wspierania globalnego terroryzmu.


Prof. Marlene Laruelle – autorka wielu badań nad rosyjskim społeczeństwem, nacjonalizmem i kulturą Rosji oraz polityką krajów Azji Centralnej. Jej ostatnia książka to „Is Russia Fascist? Unraveling Propaganda East and West”.


Fot. materiały prasowe

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 5 lutego, 2023, 02:14

    Niesamowite,ze trzeba ustami Amerykanki powiedzieć to ludzie wiedza od dawna.Wasza panowie autocenzura jest już groteskowa,kogo i dlaczego się boicie??????

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy