Rozdzielenie Polaków i Ukraińców musiało nastąpić – rozmowa z prof. Andrzejem Leonem Sową

Rozdzielenie Polaków i Ukraińców musiało nastąpić – rozmowa z prof. Andrzejem Leonem Sową

Akcji „Wisła” nie można porównywać do zbrodni zakładającej wyniszczenie ludności ukraińskiej. Trzeba ją traktować tylko jako sposób działania państwa w obronie wyższych celów Prof. Andrzej Leon Sowa – pracownik Katedry Najnowszej Historii Polski na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Wcześniej był zatrudniony na Uniwersytecie Jagiellońskim. Habilitował się rozprawą „Stosunki polsko-ukraińskie 1939-1947”. Zajmuje się dziejami I Rzeczypospolitej (XVIII w.) oraz historią XX w. Wraz z prof. Czesławem Brzozą napisał „Historię Polski 1918-1945”. Teraz na rynek księgarski trafiła jego „Historia polityczna Polski 1944-1991”. Rozmawia Paweł Dybicz Panie profesorze, czy akcja „Wisła” była konsekwencją zbrodni wołyńskich? – Bezpośrednio nie, bo Ukraińcy mieszkający na zachód od Bugu i Sanu nie dokonywali tych zbrodni. To samo można powiedzieć o osobach z tamtejszego kierownictwa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – oni wywodzili się z Galicji, nie z Wołynia. Jedyne, co było wspólne, łączące zbrodnie wołyńskie z akcją „Wisła”, to fakt, że i tam, i tu mieszkali Ukraińcy. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w okresie II wojny światowej od 1939 r. w społeczeństwie polskim ugruntował się negatywny obraz Ukraińca. Na wschód od Bugu i Sanu mieszkało kilkaset tysięcy Polaków, którzy w różny sposób, z okrutnym mordem najbliższych włącznie, doświadczyli nieprzyjaznego traktowania, wrogiego stosunku Ukraińców. Na terenach dzisiejszej Polski było wielu uciekinierów z terenów objętych rzeziami. M.in. był tam mój ojciec i mówił, co się tam działo. Takie jak jego opowieści o zachowaniu Ukraińców rozlały się na całą Polskę. I dlatego bano się ich, a wręcz nienawidzono. Doszło nawet do tego, że Ukrainiec, podobnie jak Niemiec, stał się synonimem osoby mającej najgorsze cechy. Zbrodnie żołnierzy Kamińskiego, których uważano za Ukraińców, chociaż większość z nich to byli Rosjanie, w czasie powstania warszawskiego wzmocniły ten obraz. – Toteż nawet na ziemiach, gdzie nie było widocznej aktywności nacjonalistów ukraińskich dochodziło do takiego myślenia i zachowania wielu Polaków, zarówno cywilów, jak i żołnierzy AK czy LWP: jest Ukraińcem, należy go zabić. Dziś nie brakuje ocen, że za akcję „Wisła” odpowiadają komunistyczne władze, co przeciwstawia je tym samym społeczeństwu polskiemu. Jaki zatem był stosunek ówczesnych Polaków do akcji „Wisła”? – Nikt wtedy nie robił badań opinii publicznej, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że ów stosunek był pozytywny, żeby nie powiedzieć aprobujący. Aby się przekonać, że tak było, wystarczy prześledzić choćby stanowiska poszczególnych partii Polski niepodległościowej w ostatnim roku wojny, stwierdzano w nich bowiem, że Ukraińców należy wysiedlić, podobnie jak Niemców. Jeżeli więc takie były stanowiska partii, to trudno sądzić, że inne poglądy reprezentowało społeczeństwo polskie. Tym bardziej że one nakładały się na świadomość tego, co Ukraińcy robili w czasie wojny. I nie miało tu znaczenia, że zastosowano zbiorową odpowiedzialność i objęto nią również tych, którzy nie tylko nie współpracowali z UON i UPA, lecz także nie popierali ich. A wielu z tych, którzy pomagali tym organizacjom, robiło to pod przymusem, wiadomo przecież, że upowska partyzantka potrafiła siłą wymusić pewne zachowania i świadczenia na jej rzecz. Tak nawiasem mówiąc, nie łudźmy się, że chłop polski w czasie wojny dobrowolnie oddawał żywność AK czy BCh. Że kierował nim jedynie patriotyczny obowiązek. Akcja „Wisła” ma też swój wątek religijny, wyznaniowy. Jak hierarchia Kościoła katolickiego odnosiła się do tamtych posunięć władz? – Mimo że biskupi z prymasem Hlondem nie byli przychylni nowej władzy, akcja „Wisła” nie spotkała się z negatywną reakcją z ich strony. Nie natknąłem się na wypowiedzi biskupów dotyczące samej akcji. Nie bez znaczenia było też to, że Kościół polski miał poglądy przedwojennego Stronnictwa Narodowego, więc po cichu, bo głośno, jako chrześcijanom, nie wypadało, akcję akceptowano i uważano ją za element stabilizacji i ujednonarodawiania państwa. Zastrzegam, nie mam na to źródłowych dowodów, ale na pewno stanowisko hierarchów było bardziej pozytywne niż neutralne, bo jeśli się zna choćby późniejsze wypowiedzi kard. Wyszyńskiego, to jego poglądy na tę sprawę były bliskie rządzącym. Stanowisko hierarchów w sprawie akcji „Wisła” niewątpliwie wymaga zbadania przez naukowców, podobnie jak wiele innych problemów związanych z polityką kościelną, ale bardzo ograniczony dostęp do archiwów kościelnych niezwykle utrudnia historykom tego typu badania. Poza tym trzeba pamiętać, że na terenach dawnej Galicji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2012, 2012

Kategorie: Historia