Rozjaśnić ściemę

Z GADZIEJ PERSPEKTYWY

Partie zachowują się niczym modelki na wybiegu. Pokazują swe najlepsze strony, robiąc od czasu do czasu koleżankom kuku. Warto jednak, aby wabiąc elektorat programami, kandydujące do parlamentu ugrupowania określiły swój stosunek do pewnych parlamentarnych zwyczajów. Jakże ważnych, doświadczamy tego obecnie.
Leszek Miller zadeklarował, że jeśli SLD wygra wybory, on – czyli przewodniczący – zostanie kandydatem koalicji na premiera. Nie będzie praktykowanego za czasów koalicji AWS-UW rządzenia
„z tylnego siedzenia” przez lidera największego w parlamencie ugrupowania. Usprawni to rządzenie, a także rozjaśni odpowiedzialność za decyzje rządu. Ciekaw jestem, czy w przypadku ewentualnego sukcesu Platformy Obywatelskiej lider tego ugrupowania też zostanie desygnowany na premiera? Tylko który lider, skoro w PO mamy „trzech tenorów”? Który z braci Kaczyńskich, kierujących duetowo Prawem i Sprawiedliwością, może być premierem RP? Lech czy Jarosław? A może będą to robić wymiennie? W przypadku PSL i UW wybory są jasne: Kalinowski i Geremek. Ale co z AWS? Kto tam jest liderem? Nadal Krzaklewski czy może już Buzek?
Premierem zostaje lider zwycięskiego ugrupowania, zaś ministrami powinni być czołowi działacze. Ludzie o znanych poglądach, kwalifikacjach, wielokrotnie prześwietleni przez kontrolujące władze media. Tak być powinno. Tak zapowiada lider SLD. A jak odnoszą się do takiego zwyczaju parlamentarnego inni liderzy? Niestety, wyraźnych deklaracji nie słyszałem. A warto byłoby, bo wyborcy powinni mniej więcej wiedzieć, kto może kierować resortami skarbu, kultury i dziedzictwa, a kto finansów. Aby nie głosować na kotki w worku.
Ministerstwo Finansów jest niezwykle ważne. W minionej dekadzie mieliśmy nawet „dyktaturę ministra finansów”. Kiedy okazał się on większą osobowością polityczną, dysponował większym zapleczem politycznym niż premier. Tak było, kiedy finansami rządził lider UW, Leszek Balcerowicz. Czy zwyczaj, że rządem i parlamentem kieruje resort finansów, a pozostałe to tylko jego uniżeni petenci, zaś parlament jest maszynką do legalizowania decyzji, ma być trwałym obyczajem gabinetowo-palamentarnym, czy może jednak podstawowe rozstrzygnięcia polityki finansowej państwa pozostawi się premierowi?
W Sejmie II kadencji koalicja SLD-PSL wprowadziła zwyczaj, iż przewodniczącymi wielu ważnych komisji sejmowych byli posłowie opozycji. Na przykład poseł Geremek kierował Komisją Spraw Zagranicznych. W tej kadencji deklarujące przywiązanie do demokracji ugrupowania AWS i UW jakoś tego zwyczaju nie utrzymały. Opozycja dostała w przewodnictwo komisje mniejszej rangi. Koalicja powetowała sobie te straty, mnożąc stanowiska wiceprzewodniczących, co podrożyło koszty utrzymania parlamentu. I znów zapytajcie, kochani wyborcy, liderów konkurujących ugrupowań, czy dopuszczą oni w razie zwycięstwa opozycję do kierowania ważnymi komisjami sejmowymi, czyli do wczesnej kontroli rządu? Żaden rząd nie lubi być krytykowany, ale jak wyszły AWS i UW na tej „bezkrytyczności”, każdy widzi.
I na koniec sprawa najważniejsza. Wszyscy o niej mówią, prawie wszyscy się z tym postulatem zgadzają, ale rządzący zrealizować go nie chcą.
Polska ma fatalny kalendarz wyborów parlamentarnych. Jesienny. To powoduje, że zwykle nowy parlament musi realizować budżet uchwalony przez minioną większość. Nie tylko nie swój, ale także podrzucony niczym kukułcze jajeczko. Każdy racjonalnie myślący polityk i obserwator życia politycznego zgodzi się, że należałoby następną kadencję parlamentu skrócić o te pół roku i wybory zrobić wiosną.
Taka zgoda panowała w Sejmie RP aż do 2000 r. Potem AWS zapomniała o przebąkiwanych deklaracjach, zaś UW zrobiła, jak to mówi młodzież polityczna, totalną ściemę. Głosując za budżetem 2000, przedłużyła kadencję Sejmu, no i samozdegradowała się. Jak będzie w tej kadencji, czy rządzący będą mieli więcej rozumu niż pazerności? Zobaczymy za lat trzy.

Wydanie: 2001, 35/2001

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy