Puste chlebaki

Z gadziej perspektywy

Nikt obecnie nie klnie tak pięknie, jak wzorcowy polski inteligent, Adaś Miauczyński, bohater filmowego „Dnia świra”. Klnie gorzej niż szewcy w życiu, redaktorzy „NIE” w druku, gorzej nawet niż politycy w kuluarach. Klnie jednak niezwykle pięknie, bo prawidłowo akcentuje sylaby.
Czemu polski typowy inteligent klnie raz po raz? Czy tylko dlatego, że życie go „jebie”? Gorzej niż popegeerowca, mieszkańca dzikich pól na ziemiach niegdyś odzyskanych. Gorzej, bo pożerane przez niego porcje tabletek i proszków na wszystko nie przynoszą ukojenia jak kultowe wino marki Arizona dostępne ogólnie w sprzedaży, po cenach wolnorynkowych, lecz przystępnych. Czy może dlatego, że dusza w nim wyje, bo w końcu dopadła go ta „pierdolona” alienacja, bo „jebie” go ta rzeczywistość? Rzeczywistość zupełnie inna niż ta znana z uniwersyteckich czytanek, kierowana dziś niewidzialną ręką wolnego rynku.
Polski wzorcowy inteligent, niezwykle inteligentnie kręcony przez reżysera Marka Koterskiego, wyje już od rana, bo okazał się elementem zupełnie niepotrzebnym na nowym etapie budowy nowego słusznego, kapitalistycznego ustroju. Bo cóż on umie? Czegóż nauczył się przez dwadzieścia parę lat oprócz niezwykle dobrego mniemania o sobie, pewności, iż należy do elity? Wie, że strawił na uniwersytecie lat pięć i teraz potrafi dokonać przenikliwej analizy sonetów wieszcza, pamięta też, jak należy prawidłowo akcentować związek frazeologiczny „kurwa jego mać”, czy też zmodernizowany, staropolsko-postmodernistyczny „kurwa jego mość”. Tyle że to mu nawet pietruszki sprzedać nie pomoże. Wystarczy na nędzną pensyjkę proletariusza umysłowego, polonisty w szkole niższej rangi.
Miauczyński nawet już nie pyta, jak w latach 70. buntujący się peerelowscy młodzi inteligenci, „Co ja tu robię?”. Nie buntuje się jak w latach 80. przeciwko antyhumanistycznemu systemowi dławiącemu wolność słowa i myśli. Z tamtych czasów pozostał mu kultowy chlebak na przemycaną bibułę. Pusty. Dzisiaj bibuły już nikt nie drukuje. Jest wolna prasa. Gruba licznymi dodatkami. Dla zmotoryzowanych, dla budujących się, dla procesujących się w trakcie budowy, dla procesujących się po budowie, dla pragnących wyrwać ulgę budowlaną w trakcie budowy, dla pragnących wyrwać ulgę budowlaną po budowie, dla pragnących podreperować zdrowie zszarpane wyrywaniem ulg budowlanych, dla pragnących wydać szmal wyrwany z ulg budowlanych na pobyt nad ciepłym morzem, dla kupujących pierwszy samochód, dla sprzedających ostatni, dla wnikliwych czytelników nekrologów…
Zresztą po co czytać, skoro tej wiedzy nie można sprzedać korzystnie, żyć z jej odsetek? Adaś Miauczyński słodzi sobie, że w swoim nieudanym życiu nie „skurwił” się do końca, bo był już wszystkim, tylko nie „komunistą”. To wywołuje ryk śmiechu na widowni. Nie tylko dlatego, że widmo komunizmu jest już bajką o żelaznym wilku. Nie tylko dlatego, że młoda widownia znając kariery niektórych „postkomunistów”, uznaje ostatniego sztandarowego inteligenta polskiego za ostatniego frajera, za „cwela” wręcz. Za to starsi zbiletowani pamiętają jeszcze, że ostatnim rezerwatem dla miauczyńskich inteligentów był właśnie PRL. Tam to władza hołubiła niepraktyczną humanistykę, jeśli nie podważała ona ustroju i sojuszów, tam to władza dowartościowała ich, bo socjalizm był przecież wizją lewicowych inteligentów zdołowanych przez XIX-wieczny kapitalizm. Tyle że oni nie tylko klęli, lecz zmieniali rzeczywistość.
Po upadku PRL dobrzy ludzie zauważyli, iż trzeba coś zrobić z jego dziedzictwem, np. z dużą grupą popegeerowców. Ludzi, którzy nie mogą znaleźć swego miejsca w kapitalistycznej RP. Reżyser Koterski przypomniał, iż obok nas żyje też grupa podobna pegeerowcom. Grupa postpeerelowskich inteligentów. Proletariuszy umysłowych. Niezdolnych nie tylko do kapitalistycznej egzystencji, ale nawet buntu, zwykłej blokady drogi krajowej.
Zdolnych jedynie kląć pięknie. Z akcentowaniem na właściwą sylabę.

 

Wydanie: 2002, 28/2002

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy