Różowy bilecik do biskupa Pieronka

TELEDELIRKA Wydawać by się mogło, że w dobie komórkowców oraz maili i SMS-ów, listy piszą wyłącznie ludzie słabo piśmienni, śląc koperty do swych pociech „pod celą” albo do synów w mieście, zasiedziałych w Parlamencie: „W imię Ojca i Syna, Nasza Pociecho, myślelim, że nie zapomnisz o Tatku i Matuli, co już do ziemi się chylą, że jaki grosik przyślesz, ale pewnikiem czasu Ci nie staje, bo w każdy dzionek widzim Cię w telewizyji…”, tak się wydawało, aż tu nagle i niespodziewanie nastąpiła istna erupcja epistolograficzna. Do marszałka Sejmu wpłynął list w sprawie złego zachowania posłów, żeby on je ukrócił. A gdzie byli posłowie, kiedy lżono Leona Kieresa, jednego z najporządniejszych ludzi w politycznym pejzażu kraju wierzby? Pełno was, a jakoby nikogo nie było… Uszy po sobie, bo nie chcą narażać się czarnej sotni. No więc gdy porządni ludzie napisali list w obronie profesora Kieresa, to podpisalim się i my. Piszą światli katolicy do kurii, by ukrócić praktyki arcybiskupa Paetza, który moralność na łopatki kładzie, kleryków podszczypując. Na to dają im odpór w liście chórzyści z poznańskich chórów męskich, czasowo będący rektorami oraz inne funkcje pełniący, że godzien szacunku biskup jest, bo zasługi dla sztuki i nauki wielkie położył. Tak jakby jedno drugie wykluczało; w takim Rzymie najwięksi rozpustnicy wielkimi mecenasami sztuki byli, bo dobry smak mieli. Jeden z sygnatariuszy listu, pan Smorawiński, gościł w programie Moniki Olejnik. Znakomita ta dziennikarka kropkę nad i postawiła, pytając, czy gdyby miał świadomość faktu, że rektor Uniwersytetu A. Mickiewicza, od dwóch lat o skłonnościach klerykalnych abp wiedział, a nie powiedział, to czy list w obronie by podpisał. Otóż nie podpisałby. Nikt nic nie wiedział, a przecież od 1983 r. było wiadomo, co i jak. Z Łomży został przeniesiony ksiądz Paetz, gdy teren parafii już, że się tak wyrażę, został spenetrowany. Wówczas to zaoferowano mu większą placówkę w Poznaniu. Da Bóg, że ta afera zaowocuje, że osób duchownych, które żądz na wodzy nie trzymają, nie będzie przenosić się z parafii do parafii. Wolna prasa to potęga i nawet jeśli jedna gazeta wie, a język swój gazetowy za zębami czcionek trzyma dla wyższych celów, to druga i tak napisze, by czytelników zadowolić. Seksoholizm znany jest w wielkim świecie. Michael Douglas, na życzenie żony, w klinice się na tę przypadłość leczył, choć on akurat heteryk – popatrzcie jak blisko słowo heteryk heretyka się plasuje, nie sądzę, żeby Kościół psychoanalityków i terapeutów dla gejów nie miał. W Wielki Czwartek, po raz pierwszy od wybuchu medialnej afery, arcybiskup ma się spotkać z wiernymi publicznie. Pamiętam z mojego poznańskiego domu, że w Wielki Czwartek obchodziło się Boże Rany, sieczono dzieciaki rózgami. Lubiłam te rózgi, ponieważ nigdy nie byłam bita, wychowywano mnie perswazją, co dla dziecka bywa równie uciążliwe jak klaps w d. Czy Boże Rany są nadal obchodzone i czy zbieżność z wyżej wymienioną nabrzmiałą sprawą jest przypadkowa? Nie wybrzmiały echa arcybiskupiej afery, a już łeb diabelski i kudłaty znad listu do Parlamentu Europejskiego podniosły feministki, protestując przeciw traktowaniu kobiet jak osób ociężałych umysłowo, które same nie potrafią decydować. Musi to za nie robić ktoś dorosły i poważny, taki jak biskup Pieronek. Co się z nim stało? Kiedyś był inny, dawał się lubić. Dziś jest w traktowaniu feminizmu bardziej surowy niż Papa wszystkich Polaków, który zaprosił feministki biblijne do siebie na audiencję. Dlatego Papież jest Papieżem, a biskup biskupem. Nad kobiecymi głowami i za plecami postanowiono, że dla dobra sprawy, czyli wejścia do Unii Europejskiej nie będzie się drażniło smoka. Tu mrugnięcie; tak mrugano do nas kiedyś, by nie drażnić Związku Radzieckiego. Rolnicy kłócą się o swoją ziemię, krowy i kury, kosy kują, aż iskry lecą i jest OK, ale kobiety o swój brzuch nie mają prawa się upomnieć. A wała! Bardzo dobry moment wybrały mądre kobiety na wystąpienie ze swoim bólem. To prowokacja, mówią niektórzy. Tak, to jest prowokacja, która się udała. List podpisało sto ważnych kobiet, a więc Maria Janion, Wisława Szymborska, Agnieszka Holland, Henryka Bochniarz, Magda Środa i wiele innych. A także wasza skromna niepoważna autorka. Żeby nie było niedomówień – list został napisany w sprawie podjęcia dyskusji. Nie wszystkie podpisane kobiety chcą aborcji na życzenie. Chodzi o wychowanie seksualne i dotację

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2002, 2002

Kategorie: Felietony