Czy ruch alterglobalistów ma przyszłość?

Czy ruch alterglobalistów ma przyszłość?

Prof. Edmund Wnuk-Lipiński,
socjolog
Ruchy te nie zanikną. Mają przyszłość przed sobą, bo są pierwocinami, zalążkami nowych ruchów społecznych stanowiących przeciwwagę dla globalnego kapitału. Sądzę, że rozwiną się w coś na kształt globalnego społeczeństwa obywatelskiego. Nie będzie to międzynarodówka antyglobalistyczna, bo międzynarodówki łączą ludzi z różnych krajów, te zaś będą organizacjami ponadnarodowymi. Będą je cechować ponadnarodowe działanie i walka z ponadnarodowym wrogiem.

Jacek Bożek,
współprzewodniczący partii Zieloni 2004
Podejście polskich polityków do takich organizacji zmieniało się. Alterglobaliści mają sensowne pomysły ekonomiczne. Oczywiście, takie idee dla liberałów brzmią dziwnie, bo proponują oderwanie od kasy, jednak ruch społecznego niezadowolenia dopiero się zaczyna. Nie będzie się przejawiał wychodzeniem na ulice, bo jego uczestnikami są ludzie dobrze wykształceni, choć niekiedy nie mają pracy. Ruch nie chce odbierać bogatym, ale przeciwdziałać bezrobociu i kapitałowi spekulacyjnemu, który przenosi się z miejsca na miejsce i demoluje całe kraje, np. Argentynę. Na razie w ruchach alterglobalistycznych nie wykształcili się liderzy, jednak z czasem będzie to zupełnie nowa jakość.

Piotr Guział,
radny SLD dzielnicy Warszawa-Ursynów, działacz młodzieżówki socjaldemokratycznej
Taki ruch ma przyszłość. Cele są słuszne, bo wielkie koncerny i przywódcy państw powinni mieć świadomość, że pieniądze nie rozwiązują wszystkich problemów. Nowe technologie wprowadza się często kosztem człowieka, montuje się maszyny, a zwalnia ludzi. To działa jak tykająca bomba. Już wcześniej zdarzały się podobne powody do rewolucji i wojen domowych. Teraz z dnia na dzień tak się nie stanie, ale pozytywne ruchy społeczne mogą zwracać uwagę na zagrożenia globalizacji i stanowić coś w rodzaju piorunochronu.

Maciej Świderski,
(PO), Stowarzyszenie Młodzi Konserwatyści
Nie sądzę, by ruch antyglobalistów sprowadzający się do akcji aktywnych, w tym organizowania dużego zamieszania na ulicach, a czasami i „robienia zadym”, mógł w przyszłości rozszerzać swoją działalność i zwiększać swoje wpływy polityczne. Jak zwykle bywa w takich lewicujących ruchach, ludzie z tego wyrastają. Przestają po prostu się buntować i protestować, kiedy wchodzą w dojrzałe życie, zakładają rodziny, które muszą utrzymywać. Na ich miejsce pojawiają się młodsi od nich koledzy lubiący protestować czy amatorzy dyskutowania o szczytnych ideach, aczkolwiek oderwanych od rzeczywistości.

Piotr Ikonowicz,
przewodniczący partii Nowa Lewica
Tak. To jest nowa formuła ruchu, który nie ma jednej siły przewodniej, ma natomiast jednego przeciwnika i wspólnie próbuje zmienić coś, co się nam od 15 lat nie udaje. W czasie demonstracji w Warszawie czułem się jak w Paryżu, bo reakcja ludności była wspaniała. Mieszkańcy zebrani na ulicach przyłączyli się do nas i przez to liczebność manifestacji się podwoiła. Ludzie zrozumieli, że to nie biznesmeni są najważniejsi, bo opinia publiczna nie da sobie w kaszę dmuchać. Od początku byliśmy przekonani, że uda się przeprowadzić manifestację jak najbardziej pokojowo i wielkie siły porządkowe sprowadzone z całego kraju okazały się niepotrzebne. Wygraliśmy, w Warszawie zrobiło się europejsko, ale ze strony władz doszło do kompromitacji, która kosztowała 26 mln zł. To powinno jeszcze bardziej napędzać ten ruch, który jest przecież bardzo zróżnicowany. Wśród alterglobalistów są przecież bardzo różne ugrupowania, od radykalnych anarchistów po bardzo spokojnych zielonych, od związków bezrobotnych po ludzi z biedaszybów.

Andrzej Jonas
z komitetu organizacyjnego Europejskiego Szczytu Gospodarczego w Warszawie
Alterglobaliści są kolejną pokoleniową odmianą sztafety, która idzie przez całe dzieje. W różnych okresach historycznych różnie się nazywali: dzieci-kwiaty, sufrażystki, hipisi, feministki, antyglobaliści. Jest to w istocie bardzo zdrowa niezgoda na istniejący świat, który zawsze jest ogromnie daleki od ideałów. Tacy ludzie dość często są przesyceni bardzo utopijnymi myślami, które przy konsekwentnej realizacji mogą sprowadzić masę nieszczęść, ale społeczny niepokój i wola poszukiwania lepszych rozwiązań są czynnikami postępu. Młode generacje zawsze w jakiś sposób usiłowały dać wyraz swojej postawie, co miało wpływ na obyczaje, kulturę i zjawiska natury politycznej. Być może, w następnym wcieleniu dzieci naszych dzieci nie będą się nazywały alterglobalistami. Ciekawe, jaką nazwę przyjmą.

Artur Domosławski,
publicysta „Gazety Wyborczej”, autor „Świata nie na sprzedaż”, pierwszej polskiej książki o światowym ruchu antyglobalistycznym
Ruch alterglobalistyczny jest szeroką koalicją różnych nurtów społecznych i politycznych: od ekologów i feministek przez anarchistów i różnej maści związkowców po ideowo arcyradykalnych trockistów, guevarystów, postmarksistów – o rozmaitych, niekiedy sprzecznych dążeniach. Jest buntem, z którego nie wiadomo, co jeszcze wyniknie. Inaczej jednak niż zrewoltowani studenci z maja 1968 r. alterglobaliści chyba już wiedzą, że na barykadach wiele nie zwojują. Że tu trzeba z głową. Szkoda, że w Warszawie tej głowy trochę zabrakło – mogło dojść do pasjonującej debaty alterglobalistów z przedstawicielami Światowego Forum Ekonomicznego. To stworzyłoby im szansę zaprezentowania swoich pomysłów, a obserwatorom – poznania ich. Radykałowie wewnątrz ruchu wybrali pusty rewolucyjny gest i opuścili salę, w której miała się odbyć debata.
Alterglobaliści nie zdobędą władzy – ani w Polsce, ani na świecie – bo jak mieliby to zrobić? Mają często różne interesy, reprezentują różne kierunki. Ale podobnie jak pokolenie 1968 r. władzy nie zdobyło, lecz przeorało kulturę, świadomość i sposób myślenia w skali światowej, tak alterglobaliści również przeorają świat.

Wydanie: 19/2004, 2004

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy