Salon Uchańskiego

Salon Uchańskiego

Walizkę Słonimskiego, omegę Stachury i kamień z góry Brunona Jasieńskiego można zobaczyć w Iskrach, jednym z najbardziej literackich miejsc w warszawie. Na szarej fasadzie modernistycznej warszawskiej kamienicy przy Smolnej, między pierwszym a drugim piętrem, przytwierdzono równie szarą i niewyróżniającą się tablicę: „W tym domu w latach 1922-1936 mieszkał i pracował Tadeusz Żeleński-Boy – pisarz i tłumacz (1874-1941)”. Nad wejściem uwagę zwraca biała, okrągła tablica z napisem „ISKRY Salon Boya-Żeleńskiego” i karykaturą pisarza. Na drzwiach do mieszkania na drugim piętrze wisi mosiężna tabliczka: „Tadeusz Żeleński”, a pod spodem kursywą pseudonim „Boy”. Myliłby się ten, kto by sądził, że to ta sama tabliczka, w którą jak urzeczona wpatrywała się w 1927 r. Irena Krzywicka umówiona na wywiad z pisarzem i przyszłym kochankiem. Dom, w którym mieszkał Boy, nie istnieje – na jego miejscu tuż przed wojną wzniesiono nowy budynek. Mahonie i jesiony Mieszkanie Boya znajdowało się na pierwszym piętrze, tabliczka z jego nazwiskiem wisi piętro wyżej. Nową przymocował 20 lat temu prezes Iskier, Wiesław Uchański, wielki adorator Boya – pisarza i tłumacza, intelektualisty i erudyty, wolnomyśliciela i gorszyciela. Uchański uznał, że nad wydawnictwem unosi się genius loci. Smolna 11 to był przez lata nie tylko prywatny adres Boya, lecz także siedziba jego wydawnictwa – Biblioteki Boya. W 1935 r. przedsięwzięcie, w które Boy włożył własne oszczędności i posag żony, splajtowało, jednak Biblioteka pozostaje wysoko cenioną i dobrze zapamiętaną oficyną. Od 1952 r. Smolna 11 jest adresem Iskier. Prezes wydawnictwa potraktował to jako pomyślny znak. Gdy Uchański wszedł do Iskier w 1987 r., nie zastał tu niczego z klimatu mieszkania Boya opisanego przez Krzywicką. Zamiast „starych, pięknych mahoni i jesionów” stały szafy, regały, biurka ze sklejki i płyty paździerzowej, ściśle wypełniając rozległe (grubo ponad 300 m kw.!) przedwojenne mieszkanie i przesłaniając urok oryginalnego układu wnętrz. Wrażenie ciasnoty towarzyszyło Iskrom przez długie lata. Melchior Wańkowicz uskarżał się, że nie może przecisnąć brzucha przez obstawione szafami korytarze. Dziś nie ma już prawie żadnego mebla z tamtych czasów. Są za to tysiące przedmiotów oddających świat wrażliwości Uchańskiego. Z widokiem na Smolną „Gabinet Boya” prezes urządził w pokoju wychodzącym na Smolną. Prawdziwy, jak pisze Krzywicka, wychodził na budujące się Muzeum Narodowe przy Alejach Jerozolimskich. Uchański, opierając się na jej opisie, doszedł do wniosku, że tu najłatwiej będzie odtworzyć przybliżony wygląd tamtego wnętrza (sam ma gabinet z widokiem na muzeum). Zastrzega od razu, że nie chodziło mu o wierną rekonstrukcję i dosłowność, lecz o przywołanie klimatu, atmosfery międzywojennego mieszkania wybitnego literata i wydawcy. Na stole do pracy fotografie Boya, jego listy, talia kart oraz czarna maszyna Continental. Przyniosła ją pewna starsza pani. Zapewniała Uchańskiego, że Boy na niej pisał, gdy przebywał w jej mieszkaniu. Historia jest dyskrecjonalna, więc prezes szczegółów nie zdradza… W „salonie Boya” samego Boya jest niewiele. Po pisarzu pozostało mało przedmiotów. Ze Smolnej przeprowadził się na Krakowskie Przedmieście. Z tamtego mieszkania – zostało zniszczone w powstaniu – 5 września 1939 r. wyjechał z jedną walizką do Lwowa. Uchańskiemu niedostatek pamiątek nie przeszkadza. Na biurku obok listów Boya położył list Jarosława Iwaszkiewicza i kartkę Marii Dąbrowskiej. W końcu cała trójka należy do świata wielkiej literatury. Ustawiona prostopadle do okna szafa kryje z kolei podarowane przez spadkobierców Mariana Brandysa archiwum pisarza. W środku białe kruki – rękopisy dziennika i znanych książek: „Śladami Stasia i Nel”, „Nieznany książę Poniatowski”, „Kozietulski i inni”, „Kłopoty z panią Walewską”, „Koniec świata szwoleżerów”… Słonimski na Brandysie Na szafie „z Brandysem” leży skórzana walizeczka. Należała do Antoniego Słonimskiego. Gdy Niemcy zaatakowały Francję, uciekał z nią z Paryża do Londynu. Walizeczkę przyniosła do Iskier prof. Alina Kowalczykowa, córka prof. Stanisława Lorentza, przyjaciółka i badaczka twórczości Słonimskiego. W środku prezes Uchański odkrył prawdziwy skarb – karteczkę z Kancelarii Ogólnej Urzędu Rady Ministrów, datowaną na 14 marca 1964 r. To potwierdzenie złożenia przez Słonimskiego listu 34 – zredagowanego przez pisarza protestu literatów, którzy alarmowali, że „ograniczenie przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej”. Dwa stojące

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 36/2012

Kategorie: Kultura