Scenariusze dla Polski

Scenariusze dla Polski

Będzie rosnąć formacja partii populistycznych, bo będzie rosnąć armia niezadowolonych Rozmowa z prof. Karolem Modzelewskim – Panie profesorze, zaskoczyły pana wyniki wyborów samorządowych? W wyborach do sejmików wojewódzkich SLD zdobył 25% głosów, POPiS – 14%, LPR w porównaniu z wyborami sprzed roku zyskała dwukrotnie – z 7 do 14%, a Samoobrona z 10 do 15%. – Wszystko można powiedzieć o tych wynikach, tylko nie to, że są zaskakujące. To kierunkowskaz, ku czemu zmierza Polska w wyborach parlamentarnych roku 2005, oczywiście, o ile nie nastąpi żaden istotny zwrot. A wszystko wskazuje, że na ten zwrot jest już za późno. – O czym pan myśli? – Tym zwrotem musiałaby być zmiana polityki społecznej i gospodarczej dokonana przez obecnie rządzącą koalicję. Ci, którzy rok temu głosowali w na SLD, UP i PSL, na taką zmianę liczyli. Nie tylko dlatego, że dobrze pamiętali znacznie dla siebie lepsze niż obecnie lata 1993-1997, ale i dlatego, że w takim najprostszym rozumieniu SLD kojarzy się jako spadkobierca tradycji PRL-owskiej. Zatem im więcej było ludzi, którzy uważali, że w czasach PRL było im lepiej, tym bardziej ci, którzy tak kojarzyli SLD, byli skłonni na to ugrupowanie głosować. Ale już w trakcie samej kampanii wyborczej nastąpiło przesunięcie. Zaistniała Samoobrona, do pewnego stopnia także LPR ze swoim przesłaniem, adresowanym do ludzi poszkodowanych i zdesperowanych. W ostatnich tygodniach kampanii Samoobrona odebrała SLD część głosów. Ten proces trwa, dlatego że wciąż trwa powolne pogarszanie się i tak już dramatycznej sytuacji społecznej milionów Polaków, wzrasta ich poczucie zagrożenia. A zapowiedzi zasadniczej zmiany polityki gospodarczej są nierealizowane. Nawet nie została podjęta jakakolwiek próba, która pokazałaby, że ta koalicja optuje za jakąś inną strategią niż poprzednia koalicja. Coraz wyraźniejsze jest pokazywanie ciągłości. Komu rośnie, a komu topnieje? – Czy scena polityczna w Polsce dzieli się więc na partie establishmentu, czyli SLD, PO i PiS, oraz na partie protestu? – Co do PiS, nie byłbym taki pewien. PiS ma swojej retoryce taki element uważany za populistyczny, odwoływanie się do zagrożenia przestępczością, do tęsknoty za muskularną władzą. Ale oprócz tego PiS w zapowiedziach swoich przywódców dość wyraźnie dystansuje się od liberalnej ortodoksji. A niedawne deklaracje Lecha i Jarosława Kaczyńskich w kwestii UE stwarzają wątpliwość, czy PiS należy i chce należeć do tego towarzystwa. – Oni to zrobili celowo. Żeby pokazać, że są spoza establishmentu. – Oni oceniają, że wpływy tego establishmentu z lat 1989-2002 jak topnieją, tak będą topniały. I że przyszłość należy – zwłaszcza po wejściu do Unii Europejskiej i po dość prawdopodobnym szoku gospodarczym i społecznym samego wejścia – do ugrupowań określanych u nas dość niezręcznie jako populistyczne. – Czy to groźne dla Polski? – Zapytajmy wpierw, czy groźne dla Polski są przyczyny, w wyniku których te ugrupowania rosną w siłę… Zdolność gospodarki pokomunistycznej do sprostania konkurencji na rynku światowym jest mała. Komunizm zbudował dużo, ale marnie. W związku z tym potencjał odziedziczony po komunizmie, a jest on podstawą pozycji społecznej i materialnej ogromnej większości Polaków, jest jakościowo niższy niż potencjał konkurentów. Tego nie można zmienić napinaniem mięśni, okrzykiem, że musimy uczynić wysiłek, żeby sprostać konkurencji. Jeżeli wychodzą na ring bokser wagi ciężkiej i bokser wagi muszej. to, owszem, można mówić bokserowi wagi muszej, żeby się starał i sprostał konkurencji. Ale jest dość prawdopodobne, że jeżeli ten ciężki choć raz trafi, znokautuje go. Uważam, że jeśli potencjał, który dziś mamy, a już nie tak mało go utraciliśmy, miałby ulec zagładzie z powodu niesprostania konkurencji, to wówczas zejdziemy ponownie do punktu startowego. Staniemy się niedorozwiniętymi peryferiami Europy. – Więc lepiej, pańskim zdaniem, do Unii Europejskiej nie wchodzić? – Wiem, że Polska nie może być krajem autarkicznym, nie może pozostać sama, i że dla związku z UE nie ma sensownej alternatywy. Nasze wejście do Unii uważam za przesądzone, ale to wcale nie znaczy, że jest ono pozbawione ryzyka. Przed wielkim szokiem – O jakim ryzyku pan myśli? – To ryzyko polega na szoku po wejściu. Poważnej debaty na ten temat nie było. Nikt mi nie wyjaśnił, jak po wejściu do Unii mamy przeskoczyć nasz handicap konkurencyjny. Zastąpiono to promocją, reklamówkami. To jest dość skandaliczne, prawdę mówiąc. Stoimy przed decyzją, która określa los Polski na dziesiątki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 50-51/2002

Kategorie: Wywiady