Seksowna pięćdziesiątka

Seksowna pięćdziesiątka

To dla niej Hendrix, Page i Clapton tracili głowę. Dla gitary, nie kobiety Ma kształty – marzenie. Piękne wcięcie, opływowe boki. Smukła szyja i niewielka główka to jej cechy charakterystyczne. Gdy się odezwie, zapiera dech w piersiach. Są mężczyźni, którzy poszliby za nią w ogień. Są kobiety, które najchętniej spaliłyby ją na stosie. Gitara Fender Stratocaster skończyła właśnie 50 lat. Fender to od kilkudziesięciu lat jedna z najważniejszych i najbardziej liczących się firm produkujących sprzęt gitarowy. Tę legendę podtrzymują najlepsi instrumentaliści, którzy grali i grają na gitarach i wzmacniaczach z logo Fendera. Nazwiska Jimiego Hendriksa, Steviego Raya Vaughana, Erica Claptona, Jeffa Becka, Davida Gilmoura, Buddiego Guya, Alberta Collinsa czy Marka Knopflera mówią same za siebie. Bez tej gitary muzyka nie miałaby jaj – przekonują gitarzyści. Leo, który czuł bluesa Twórcą najsłynniejszej gitary świata był Leo Fender. Ale zanim to się stało, wiódł spokojny żywot księgowego i naprawiał radioodbiorniki. Potem jednak wykorzystał powojenną koniunkturę i szybki rozwój instrumentów elektrycznych. Zaczął projektować własne gitary i wzmacniacze. Szybko zwrócił na siebie uwagę muzyków grających western swing, country i rythm and bluesa, a mówiąc prościej, pradziadków rock and rolla. To właśnie dla nich Leo stworzył w 1953 r. pierwszy projekt stratocastera. Miał to być zupełnie nowy instrument, nowocześniejszy w kształcie, lżejszy i poręczniejszy od istniejącego już telecastera. Gitarzysta Rex Gallion spytał ponoć kiedyś Lea: „Stary, czy nie mógłbyś zrobić czegoś, żeby gitara nie wciskała się w żebra?”. I stało się. Stratocaster ma tak wyprofilowany korpus, by zlikwidować te niedogodności. Nowością było zainstalowanie na stałe efektu vibrato (zmieniając napięcie strun, można było uzyskiwać zupełnie nowe dźwięki). Dziś to już standard, ale na początku lat 50. było zupełną nowością. Wspólnik Fendera, Don Randall, wymyślił dla nowej gitary nazwę i 15 maja 1954 r. powstały pierwsze seryjne egzemplarze. Jednak stratocaster nie od razu rzucił konkurencję na kolana. Komercyjny sukces przyszedł później. Przyczynili się do niego Beatlesi, po 1965 r. w wielu ich piosenkach można było usłyszeć charakterystyczne brzmienie fendera stratocastera (m.in. na płycie „Nowhere Man”). Pod koniec lat 60., za sprawą genialnego Jimiego Hendriksa, rozpoczęła się era strato. W 1998 r. uruchomiono supernowoczesną fabrykę gitar w Kalifornii. Na ogromnej powierzchni i za pomocą prawie kosmicznych technologii produkuje się instrumenty i wzmacniacze – marzenie wielu gitarzystów. W Meksyku i Japonii powstają fendery dla mniej zamożnych klientów. Dla najbardziej wymagających jest z kolei działający od 1987 r. Custom Shop. Tam rodzą się prawdziwe perły – ręcznie wykańczane gitarowe cacka. Kształty ze snów Fenderowskie gryfy od pierwszych modeli są robione z drewna klonowego. Powstają z jednego kawałka deski, który potem przykręcany jest do korpusu czterema śrubami opartymi na blaszanej płytce. Modele z połowy lat 50. nie miały doklejanej podstrunnicy (cienkiego kawałka drewna montowanego wzdłuż gryfu). Pierwsze z drzewa palisandru brazylijskiego (rosewood) pojawiły się na początku lat 60. Startocaster miał w swojej historii dwa podstawowe rodzaje główek. Pierwszą, malutką jak na ten instrument, zaprojektował sam Leo Fender. Ale od końca lat 60. i przez całe lata 70. królowała znacznie większa i cięższa wersja. Podobnie charakterystyczny jest sam gitarowy korpus. Amerykańskie modele stratów tradycyjnie robione były z olchy lub jesionu (alder i ash). Te dwa gatunki drewna najskuteczniej przenosiły wysokie częstotliwości, co dawało charakterystyczne, metaliczne brzmienie. W Stanach w seryjnej produkcji nigdy od tej zasady nie odstąpiono. Z kolei w Japonii od lat najczęściej stosuje się drewno lipy (basswood). To znacznie bardziej miękki materiał, który daje więcej ciepłych dźwięków ze środka. Trzecim miejscem produkcji tych gitar jest Meksyk i tam z kolei najczęściej używa się topoli (poplar), która brzmieniowo zbliżona jest do olchy. Jednak bez względu na gatunek ważne jest, by drewno przeleżało się dostatecznie długo. Od kilku miesięcy w modelach seryjnych do kilkunastu lat w przypadku gitar robionych na specjalne zamówienie. A ponoć im starszy kawałek deski, tym głębszą duszę ma instrument. I tym bardziej przypomina kobietę. Uwiedzeni przez fendera Jimi Hendrix – zakochał się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2004, 2004

Kategorie: Obserwacje