Show czy sport

Show czy sport

W redakcji sportowej TVP 2 nie chcą pracować z jej szefem, Tomaszem Ziółkowskim. Chodzi tylko o niego?

Pracownicy redakcji sportowej odmówili dalszej współpracy z Tomaszem Ziółkowskim, szefem sportu w TVP 2. Nie podoba im się lansowana przez niego wizja pokazywania sportu jako „elementu artystycznego show”. Zwolnienia Ziółkowskiego domaga się też nadzorujący sport w telewizji Robert Korzeniowski. Pikanterii dodaje fakt, że stanowisko szefa sportu w TVP 2 zaproponował Ziółkowskiemu sam „Korzeń”. Teraz zaś postawił sprawę na ostrzu noża.
O co poszło?

Są pewne granice

Od dawna mówiło się, że w sportowej redakcji Dwójki panuje bałagan. Zespół narzekał zaś, że szef nie dotrzymuje terminów, ciągle zmienia wizje. I nie liczy się z niczyim zdaniem. W liście do dyrekcji pracownicy zarzucili Ziółkowskiemu niekompetencję i nieumiejętność pracy z ludźmi. Nawet najstarsi pracownicy TVP nie przypominają sobie sytuacji, by pod protestem podpisała się cała redakcja.
Ziółkowski odmawia komentarza. – Szanuję kulturę korporacyjną swojej firmy. Nie będę się wypowiadał za pośrednictwem mediów. Są bardziej eleganckie formy rozwiązywania sporów.
Bardziej rozmowny jest Robert Korzeniowski. – Są miedzy nami zbyt duże rozbieżności merytoryczne. Naszych wizji pokazywania sportu nie da się pogodzić. Nie ma więc sensu brnąć dalej – wyjaśnia nam mistrz olimpijski. Przyznaje, że proponując Ziółkowskiemu stanowisko szefa sportu w TVP 2, pomylił się.
Ziółkowski objął kierownictwo redakcji w maju ub.r. Od początku zapowiadał stworzenie nowej, atrakcyjnej dla widza formy prezentowania sportu w telewizji. Z hasła „sport to ciekawie opowiedziana historia” uczynił wizytówkę całej redakcji.
I skrupulatnie swoją wizję realizował. W praktyce często wypadało to po prostu karykaturalnie. Wystarczy tylko przypomnieć oprawy meczów reprezentacji Polski w piłce nożnej, Ligi Mistrzów czy siatkówki. Ziółkowski uważał, że skoro wydarzenie sportowe śledzi kilka milionów ludzi, komentować je powinny znane osoby. Dlatego w studiu, w loży ekspertów zasiadali Rafał Bryndal, Muniek Staszczyk czy… wicemiss Polonia, Agata Paskudzka. Truizmy, jakie wypowiadali, wprawiały w zakłopotanie nawet prowadzących studio dziennikarzy.
Korzeniowski, który długo bronił szefa Dwójki, nie wytrzymał. – Są pewne granice. Skoro nie udało się rozstrzygnąć sporu w sposób merytoryczny, jedynym wyjściem są rozwiązania personalne – mówi.

Ale to już było

Tomasz Ziółkowski współpracuje z TVP od prawie ośmiu lat. Przez rok pracował też w TVN. Zaczynał jednak w radiowej Trójce. Jego pozycja na Woronicza wzrosła po przyjściu Korzeniowskiego. Obaj zresztą świetnie się znali. Ziółkowski często gościł mistrza olimpijskiego w swoich programach w Trójce. Korzeniowski liczył, że kolega odmieni trochę skostniałe oblicze sportu w Dwójce. Kadrowy pomysł Korzeniowskiego i koncepcje Ziółkowskiego zakończyły się jednak fiaskiem. A także wewnątrzredakcyjnym buntem. – Słowo bunt jest za duże do tak małej sprawy – mówi nam jeden z wieloletnich dziennikarzy sportowych TVP. – W każdej firmie pracownik, który się nie sprawdza, zostaje odsunięty i jest po herbacie. Niepotrzebnie robi się z tego aferę. A nawet nadaje tej sprawie jakiś polityczny kontekst.
Dlaczego Ziółkowskiemu się nie udało? – Jak każdy szef miał swoje pomysły. Tyle że one nie były nowe. To wszystko telewizja już przerabiała. Wystarczy zajrzeć do archiwum. W dodatku Ziółkowski nie potrafił się dogadywać z ludźmi. 33-letni człowiek, bez doświadczenia, nie nadaje się do kierowania tak wielkim zespołem. W dodatku zachowywał się jak wizjoner. Często mówił: „Jestem myślami już w przyszłym roku”. Ten eksperyment musiał się skończyć śmiercią – stwierdza nasz informator.

I tak rządzi Gaweł

Decyzja o losie Ziółkowskiego ma zapaść w najbliższych dniach. Otwarte pozostaje jednak pytanie o kondycję całego sportu w telewizji publicznej. Porażkę poniósł bowiem nie tylko Ziółkowski, ale i Korzeniowski, który akceptował projekt kierowania sportem, przedstawiany mu kilka miesięcy temu przez Ziółkowskiego.
W styczniu mija rok od czasu, gdy mistrz olimpijski został przewodniczącym kolegium sportowego w TVP. Na Woronicza wciąż jednak mówi się o nim: genialny sportowiec… zupełnie nieznający się na realiach telewizji. Dla wielu faktycznym szefem sportu jest Piotr Gaweł, wiceprezes TVP ds. marketingu i reklamy. To on kupuje prawa do relacji sportowych. I decydując się na konkretny zakup, myśli głównie o bilansie strat i zysków, a nie o interesie kibiców. Tymczasem ci ostatni w coraz bardziej niecenzuralnej formie pytają Korzeniowskiego, gdzie w TVP magazyn ze skrótami meczów I ligi piłki nożnej, gdzie porządna sportowa publicystyka. Przede wszystkim zaś nie rozumieją, dlaczego Polska jest jedynym krajem w Europie, który nie kupił jeszcze praw do niemieckiego mundialu.
Korzeniowski nie ma wpływu na wszystkie decyzje, jakie w sprawie sportu zapadają w TVP. Ale dla kibiców jest szefem. I to jego będą rozliczać. A dzisiaj ten bilans nie wygląda najlepiej.

 

Wydanie: 04/2006, 2006

Kategorie: Media
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy