Sieroty po szmateksach

Sieroty po szmateksach

Bogaci ubierają się tu dla szpanu, biedni z konieczności. I jedni, i drudzy nie kupią już tanich ciuchów

Właściciele szmateksów są jak ich ciuchy. Niepowtarzalni, jakby z końcówki serii, albo szarzy, zawstydzeni nieusuwalnymi plamami. Jedni noszą to, co sprzedają, inni zapewniają, że nigdy w życiu nie założyliby „po kimś”.
Andrzej Czułowski, właściciel warszawskiego Retro Future, uważa, że w takich jak jego sklepach ubierają się tylko ludzie dynamiczni, twórczy. Pomysł sklepu przywiózł ze Stanów, sam też ubierał się w second handzie. Sprowadza tylko rzeczy jedyne w swoim rodzaju. Na ścianach wiszą kapelusze, zdenerwowany mężczyzna pyta, kiedy będzie dostawa skór.
Pan Andrzej należy do nielicznych w tej branży optymistów. – Biznes jest ciężki, ale opłacalny – zapewnia. W Polsce też nosi tylko „swoje” ciuchy. Dziwi mu się Bartek, student UW, który jeździ do hurtowni w Aninie, przebiera w monstrualnych stosach, ale nigdy tych rzeczy nie zakłada. Pracuje dla nowego odłamu ciuchlandów, elitarnych, nastawionych na jeden styl. Bartek pracuje dla warszawskiego Retro Moda 70.
Wśród „niepowtarzalnych” właścicieli wielu ma wyższe wykształcenie tak jak Bartek i Eliza. Eliza (po SGH) prowadzi sklep Limit, ciuchy przywozi osobiście z zagranicy. Oboje zapewniają, że używany ciuch ma swoją osobowość, niepowtarzalny styl, za który płaci się mniej niż za te z renomowanych firm. Podobne argumenty trafiają do studentów, ludzi wolnych zawodów i zamożnych, ale tylko z wyższym IQ.

Miłość z drugiej ręki

Im dalej od dużych miast, tym bardziej nazwa szmateks pasuje do sklepu. A właściciele są pokorniejsi wobec rzeczywistości. – U mnie obowiązuje zasada ilość nie jakość – tłumaczy małomiasteczkowy właściciel sklepu. – Ubierają się tutaj rodziny wielodzietne i bezrobotni. Nie mam co szaleć. Ja sam ledwo wydobyłem się z bezrobocia. Mam pracę, która przynosi niewielkie dochody, ale na tle sąsiadów moja sytuacja jest świetna.
Jeśli wejdzie w życie zakaz sprowadzania używanej odzieży, sklep mojego rozmówcy będzie zagrożony. Po prostu straci klientów albo sam dopłaci do wyższych cen. Jedyną nadzieją jest pomysłowość Polaków. Podobno po niemieckiej stronie, tuż przy granicy już powstają sortownie. Tylko dla Polski, najtaniej jak można.
W Polsce jest około 16 tys. lumpeksów. Dokładnie nie wiadomo ile, bo wiele zarejestrowało się jako „sprzedaż artykułów przemysłowych”. Pracownicy są oburzeni, że obwinia się ich o kryzys przemysłu lekkiego i utrudnia się im życie. Zapomina się o zysku budżetu państwa – w zeszłym roku sprowadzono do Polski 55 tys. ton odzieży używanej. Z tytułu cła i podatku VAT do kasy państwowej wpłynęło 17 mln zł. Dochodzi do tego podatek od nieruchomości i dochodowy.
Jednak właściciele szmateksów są zaskoczeni pospolitym ruszeniem w ich obronie. – To pewnie dlatego, że ubiera się u nas cała Polska, także elity. Przecież tych ludzi w szaroburych swetrach nikt by nie słuchał, no ale jak znana aktorka oburzy się, że nie będzie miała gdzie kupić kolejnej marynarki, to robi wrażenie – mówi właścicielka „łóżek” na jednym z warszawskich bazarów. W hierarchii szmateksów jest najniżej. Ciuchy leżą po prostu na rozkładanych łóżkach. Ale pani Anna dba o dobre marki, zbiega się do niej cała dzielnica. – Jak w teatrze się czuję – śmieje się. – Są i ci najbogatsi, i ci, którzy na komunię dziecka nie mieli się w co ubrać.
Bo w Polsce zaczęła obowiązywać nowa moda ostentacyjnego przyznawania się do zakupów w second handach. Do niedawna była to wstydliwa tajemnica, dziś – wzorem Ewy Bem i Krystyny Sienkiewicz – elegancka Polka przyzna się do używanej odzieży. Ale i sami właściciele odkryli w sobie nową siłę: założyli Społeczny Komitet Obrony Sklepów z Używaną Odzieżą. Widocznie mamy takie komitety, jakie są dla nas ważne.

Sortowanie na niby

Oto migawki ze szmateksów: bezbarwny przy warszawskiej Hali Marymonckiej. Stęchlizna, monstrualne rozmiary. Ulica Wolska: dwa sklepy, pierwszy wybija się reklamą „Zachodnia, wyselekcjonowana, elegancka odzież używana”. Tłum, zapach płynu do płukania tkanin, odzież, jak wszędzie, maksymalnie ściśnięta. Obok sklep z odzieżą na wagę – 24 zł za kilogram. Kilka młodych matek, bo śpioszki kosztują tu grosik. Ciekawa torba po zważeniu okazuje się warta 9 zł. Miasteczko Gniew na północy Polski – 8 tys. mieszkańców, jeden zakład zatrudniający 300 osób, no i bezrobocie. Jest tu aż osiem szmateksów. Władysław Kowalewski, właściciel jednego z nich, zapewnia, że ludzie nawet nie zastanawiają się, czy kupować rzeczy nowe, czy używane.
Wszyscy potwierdzają, że właściciele szmateksów i odbiorcy to stała grupa społeczna. – Jeśli ktoś zaczął się u mnie ubierać, nie przestanie, nawet jeśli zacznie lepiej zarabiać – zapewnia właścicielka warszawskiego second handu. – Kupowanie w szmateksie to nałóg.
Jak w każdej działalności, tak i tu są przekręty. Już od trzech lat nie wolno do Polski sprowadzać odzieży niesortowanej. Tylko kilka firm dostało zgodę, która skończy się właśnie w czerwcu tego roku. I to one walczą o swoje życie, polskie sortownie i niskie ceny. Oburza je oszustwo w stylu – sprowadzam odzież niesortowaną, powieszę na wieszaku i udaję, że to porządny ciuch. Takie przekręty zdarzają się głównie w małych miasteczkach, tam kontrola szmateksów jest najmniejsza.
Przy okazji afery z nowymi przepisami przypomnieliśmy sobie o istnieniu sortowni. – Nikt nikogo do pracy tu nie zmusza – mówi jedna z pracownic z południa Polski. – Ale część odzieży jest zniszczona, gnijąca. Nic miłego.
– Kupuję w szmateksie – mówi jej koleżanka.
– Ja też – zapewnia gwiazda estrady.

współpraca Paulina Dybicz


Chleb dla 75 tys. osób
Importerzy, hurtownie, sortownie i sklepy – pracuje w nich około 75 tys. osób. Zgodnie z przepisami, które mają obowiązywać od lipca 2002 r., ubrania nie będą sortowane w Polsce, lecz tylko za granicą. Oznacza to, że mogą zdrożeć nawet trzy razy. Dziś cena podkoszulka waha się od 2 do 10 zł. Jeśli pójdzie w górę, ciuch nie zostanie sprzedany. Sklepy zaczną podupadać, ale najszybciej zlikwidowane zostaną sortownie. Wiele z nich działa w regionach o dużym bezrobociu.

 

Wydanie: 19/2002, 2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy