Siudym do wynajęcia

Siudym do wynajęcia

Granie jest moją pracą, sposobem na zarabianie pieniędzy – a nie misją, posłannictwem – Gra pan na ogół role komediowe. To wybór pana, reżyserów czy przypadek? – Mój z pewnością nie. Utarło się, że jestem aktorem komediowym, bo gram śmieszne role. Dlaczego je gram? Bo dostaję takie zamówienia. Większość reżyserów lubi obsadzać aktorów, którzy sprawdzili się w jakiejś roli, nie chce eksperymentować, ryzykować. – Ostatnio często pana widać na ekranie. – Obecnie gram w przedstawieniach w Teatrze Kwadrat, w „Kabarecie Olgi Lipińskiej”, w telenoweli „Złotopolscy”, sitcomie „Sąsiedzi” i w słuchowisku radiowym „Matysiakowie”. Jednak nie zajmuje mnie wyłącznie – jak mawiają koledzy – podkasana muza, czyli farsy i seriale. Niedawno grałem także u Piotra Szulkina oraz u Feliksa Falka. Nie rozróżniam pracy na lepszą i gorszą, uważam aktorstwo za rzemieślniczy zawód. Jakąkolwiek rolę przyjmuję, staram się ją możliwie dobrze wykonać, ponieważ jest to u mnie zamówione. – Nie ma pan wrażenia, że rozmienia się na drobne? – Nie przeszkadza mi to. Wolałbym zagrać jedną dużą, ważną rolę, ale żebym dostał za nią tyle samo pieniędzy, ile za te wszystkie razem. Granie jest moją pracą, sposobem na zarabianie pieniędzy – a nie misją, posłannictwem itd. – Jest pan człowiekiem do wynajęcia? – Jako aktor – tak. Nie uważam zawodu aktora za elitarny. – Teraz jest pan bardzo zapracowany, a podobno kiedyś z powodu braku propozycji zmienił pan zajęcie i został taksówkarzem. – To było w stanie wojennym, wtedy w ogóle było mało propozycji, nie robiło się filmów ani Teatru Telewizji. Mogłem siedzieć w teatrze i narzekać, ale nie chciałem. To nie był żaden protest polityczny z mojej strony, tylko wybór sposobu na życie. – Jak długo jeździł pan taksówką? – Trzy lata. Zdałem egzamin, jak wszyscy. Nie należałem do żadnej korporacji, stałem na postojach. Nie żałuję tych lat, czegoś na taksówce się nauczyłem. Także dwóch lat w wojsku nie uważam za czas stracony. Jestem człowiekiem, który wszędzie się czegoś uczy. – Może adaptuje się pan w każdych warunkach? – Nie. Z chamstwem walczę – uznaję wolną amerykankę. Żeby się nie dać zadeptać chamstwu, potrafię być taki sam. Chamstwo to nie znaczy niższa sfera. Chamstwo jest wszędzie, na salonach również. – Czy pasażerowie taksówki pana rozpoznawali? – Wtedy jeszcze nie. Wprawdzie pracowałem jako aktor od 1974 r., także kabaret Kur, w którym występowałem, miał sporą widownię, ale tylko raz się zdarzyło, że pasażer spojrzał na mnie i się ucieszył. Powiedział: „O! Co to, na taksówce lepiej?”. Myślałem, że pamięta mnie z STS-u. Odpowiedziałem: „Lepiej”. A on na to: „Od razu mówiłem, że ten saturator miał pan miał w złym punkcie”. – Dziś chyba ludzie pana rozpoznają. – Bardzo. Aż za bardzo. To miłe, choć czasem przeszkadza, zwłaszcza gdy się spieszę i ktoś mnie zagada. Ale zawsze się zatrzymam, bo jeśli to są oznaki sympatii, to uważam, że nie można ludzi zbyć – wyglądałoby na to, że zadzieram nosa. Ciekawe, że nie spotykam się z niemiłymi reakcjami. – Może dlatego, że gra pan sympatyczne lub zabawne postacie? – Chyba tak. Moi bohaterowie są akceptowani. – Jak to się stało, że Panu Siudymowi z „Kabaretu Olgi Lipińskiej” dał pan własne nazwisko? – To był pomysł Olgi. Znamy się i przyjaźnimy od bardzo dawna, jeszcze z czasów STS-u. Do mnie w ogóle większość ludzi mówi po nazwisku, może to cecha tego nazwiska? Moja mama też czasem do taty mówiła: Siudym. W każdym razie dzięki Oldze zrobiłem sobie nazwisko. – Jest pan podobny do Siudyma z kabaretu? – Pod względem sposobu bycia, temperamentu – podobno tak. Kabaretowy Siudym jest człowiekiem, który programowo jest przeciwko. To taki typ obywatela Polaka, którego upór czasami ma swoje dobre strony – nie da się całkowicie wyprowadzić w pole. Idzie w coś, ale nie do końca. – Jak wygląda praca nad „Kabaretem”? Podobno Olga Lipińska jest w pracy tyranem. – Praca nie należy do łatwych, ale ja nie cierpię z powodu stylu pracy Olgi. Może dlatego, że szybko się uczę i chwytam, o co chodzi. Olga wymaga, żeby szybko rozumieć, szlag ją trafia,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 45/2003

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska