Skrzydlate słowa burdeltaty

Skrzydlate słowa burdeltaty

Katatonik przy stole rodzinnym

To filmowe disco polo. Ale spójrzmy i na drugi biegun. Komplet gotowców mamy też w filmach, które są rewersem słonecznej komedii romantycznej – w filmowych „szkicach węglem”. Ich treścią jest chaotyczny i bezkierunkowy żal do losu, Boga i systemu z tego powodu, że bohater ciągle mieszka w wielkiej płycie, gdy cwaniacy i złodzieje – całkiem niezasłużenie – zasiedlają apartamentowce. Więc bohater z zasady już budzi się „na wkurwie”. Od śniadania rzęzi, beka, charczy, burczy, mruczy, popluwa, pociągając nosem. Jak się odezwie, połykanie co drugiej sylaby staje się normą. Jak coś nie działa, to najlepiej w to walnąć z piąchy, kopnąć, rzucić tym o glebę. To przynosi chwilową ulgę. Do dobrego tonu należy też możliwie częste wpadanie w histerię, panikę, napadową depresję. Otoczenie reaguje na bohatera tylko wtedy, gdy się wydziera lub gdy w trakcie rodzinnego obiadu nagle wpada w katatonię. Ludzie jak już mówią, to wrzeszczą, i mają rację: jak komunikują coś normalnym tonem, nikt nie zauważa, że się w ogóle odezwali („Mur”, reż. Dariusz Glazer).

Przyjęte jest, że jak skejt w dresie spotka pajaca w garniturze i z dyplomatką, może rzucić w jego kierunku: „Daj piątkę!”. Oczywiście zamiast piątki otrzymuje darmowe pouczenie, że o tej porze powinien być w szkole i – oczywiście – reaguje adekwatnie: „Skąpy chuj!”. À propos – ten atrybut męski przydaje się do zilustrowania licznych stanów emocjonalnych zarówno osób z marginesu, jak i ze świecznika. Ot, pani reżyser, chwilowo puszczona w trąbę przez kochasia, śpiewa na całe gardło wraz z artystką rockową: „Powtarzam jeszcze raz od nowa / Nikt nie wie, jak mi jest chujowo… Przejebane…”. („Facet (nie)potrzebny od zaraz”). Ciekawe, co by na to powiedzieli Osiecka z Przyborą? A konkurencja jest silna, bo z powyższym nazewnictwem wchodzi w silne zwarcie choćby „zajebioza” i „ukurwieniec”. Żeby wysłuchać reszty, wcale nie trzeba kupować biletu do kina – wystarczy tramwajowy. W tych sferach każdy każdego opieprza w pierwszej sposobnej chwili. Jak w pobliżu nie ma ludzi, opieprza psa. Jak się ma tylko psa, to się go opieprza przez całą dobę, z krótką przerwą na sen.

Rozmowy też interesujące. Obowiązuje zasada: jak cię o coś pyta matka, szef, nauczyciel, kanar, to zawsze odpowiadasz: „Słucham? Co? Powtórz”. Dlaczego? Bo oni pytają o to, co zawaliłeś i musisz zyskać parę sekund na wymyślenie ściemy. W tych sferach jak się ktoś zasiedzi, mówi: „No to ja będę spierdalał”. Jak wspomina pierwszą miłość, przyznaje „Myśmy się kurewsko kochali”, a jak udany wieczór, rzuca: „To był zajebisty melanż”. Młodociany ojciec cieszy się, gdy jego syn jako pierwsze słowo powie „dupa” („Bejbi blues”, reż. Katarzyna Rosłaniec).

Polak – romantyk i pozytywista

Obyczaj miłosny jest taki, że facet najpierw z nieodpartym przymusem rzuca się na kobietę, ma z nią pospieszne pożycie na pierwszej lepszej kanapie, a zaraz potem podejmie decyzję: „Musimy przestać się spotykać”. Ona w odpowiedzi zamyka się w łazience i dalsza rozmowa kochanków odbywa się przez zamknięte drzwi („Karuzela”). Jak kochankowie podnoszą głos, co nieuchronne, do dialogu włącza się cała kamienica („Brzuszek”). A jest co komentować, bo małżonek radzi żonie przy porannej toalecie: „Nie zakładaj tych gaci, bo ci się dupsko wylewa”. W odpowiedzi pada „Bydlę!”, a w tle leci słodka muzyczka z „Czterdziestolatka”. Jak na dyskotece gimnazjalistów w trakcie rozmowy koleżanek z klasy pada rutynowe: „Ty suko, zajebię cię!”, do rozmowy włącza się cały parkiet („Obietnica”). I romans zyskuje nową perspektywę.

Są obyczaje, które gładką sztafetą biegną przez całe społeczeństwo. Rodacy – obojętnie z pośredniaka czy z korpo – spóźniają się z zasady. Z zasady też wszystko robią za szybko, za powoli albo wcale. Ni stąd, ni zowąd – gdy widz oczekuje od nich działań natychmiastowych i radykalnych – potrafią się zapatrzyć na jakiś okaz bezinteresownego piękna. Na przykład na chińskie latawce („Obietnica”). I już łączymy pozytywizm z romantyzmem, jak – nie przymierzając – Wokulski.

W tych warunkach trudno się dorobić, ale jakaś praca zawsze się znajdzie. Pewien stolarz z „Wszystkich kobiet Mateusza” za komuny partyjnym kacykom robił boazerię, ale na Boże Ciało nosił baldachim i jak się Pan Jezus w kościele na krucyfiksie obluzował, to go wzywali, żeby go przybił z powrotem. Pracę załatwia się zresztą prosto: zrywa się reklamy konkurencji. I już zamówienia płyną pod właściwy adres. Zawsze też można zarobić, sprzedając pewny produkt pewnym odbiorcom. Emerytom – kosmiczne garnki w pakiecie z pielgrzymką do Lichenia.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 33/2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy