Solidarność skończyła się 4 czerwca ‘89

Solidarność skończyła się 4 czerwca ‘89

W uścisku braci

Hasło przyspieszenia tak bardzo wziął sobie do serca Lech Wałęsa, że w lipcu 1990 r. pożegnał się z nim rzecznik prasowy Jarosław Kurski. Obecny wiceszef „Gazety Wyborczej”, żarliwy obrońca Wałęsy, w wydanej w 1991 r. książce „Wódz” przestrzegał, że przywódca Solidarności stanowi zagrożenie dla demokratycznego porządku: „Od momentu utworzenia niekomunistycznego rządu interes Lecha nie jest już tożsamy z interesem Polski. Wałęsa potrzebuje przeciwnika. Gdy go pokona, by żyć, musi sobie znaleźć następnego. Dlatego od momentu rozwiązania się PZPR, naturalnego wroga Solidarności, przeciwnikiem staje się Mazowiecki. (…) W ciągu kilku zaledwie miesięcy tworzy armię przeciwników, zapewniając sobie robotę na dobrych kilka lat. Ileż to bitew, ileż wojen i kampanii trzeba będzie stoczyć, by ich pokonać. Jest sens, jest cel, jest starcie”. W podobnym tonie pisała o Wałęsie „Gazeta Wyborcza”, zarzucając mu nieobliczalność i nieprzewidywalność, zapędy dyktatorskie, bolszewickie, ksenofobiczne.

Dzięki rezygnacji Wojciecha Jaruzelskiego bardzo przybliżył się termin wyborów prezydenckich, w których Jarosław Kaczyński był najważniejszą osobą w otoczeniu Lecha Wałęsy. Potwierdziło to objęcie przez niego stanowiska szefa Kancelarii Prezydenta. Lech Kaczyński został szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Wydawało się, że otoczony braćmi Wałęsa będzie realizował plan przyspieszenia nakreślony w napisanym przez Kaczyńskich programie wyborczym „Nowy początek”.

Stało się jednak inaczej – tak jak w przytoczonej przez Jarosława Kurskiego w „Wodzu” wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego: „Nie mam złudzeń co do tego, że Lech mnie i Jarka też będzie rozgrywał. (…) Nie mam wątpliwości, że nawet jeżeli on mnie lubi, a przyjdzie co do czego, to nie będzie miał skrupułów”. Jesienią 1991 r. Wałęsa wyrzucił z hukiem obu braci Kaczyńskich, a w czerwcu 1992 r. upadł rząd Jana Olszewskiego.

Niedawny szef prezydenckiej kancelarii prowadził manifestacje pod Belweder, w czasie których palono kukłę „Bolka”. „Miał być naszym prezydentem, a okazał się prezydentem czerwonych”, tłumaczył swoim zwolennikom. To wtedy zaczęto popularyzować teorię, że powstała po 1989 r. Polska była efektem Magdalenki, spisku elit – peerelowskiej oraz związanej z nią, także agenturalnie, solidarnościowej. Nowe państwo nie było wcale nowe, lecz stanowiło kontynuację PRL. Konsekwencją tego sposobu myślenia był program IV RP – budowy państwa oczyszczonego z wpływów układu postkomunistycznego, gruntownej wymiany elit, przykładnego i widowiskowego (niedoścignionym wzorem pozostają sceny z „Wieszania” Jarosława Marka Rymkiewicza) „nowego początku”. Ta koncepcja wróciła – wzmocniona przez mit złożenia ofiary życia na ołtarzu ojczyzny przez Lecha Kaczyńskiego i osoby związane z nim ideowo, które poniosły śmierć w katastrofie smoleńskiej – wraz ze zwycięstwami PiS w wyborach prezydenckich i parlamentarnych.

Pod pomnikiem Lecha

Fundamentalny podział środowisk dawnej Solidarności nie odnosi się dziś do kwestii gospodarczych, społecznych, politycznych, lecz do spraw natury historycznej – charakteru przemiany ustrojowej i oceny Polski po 1989 r. Po jednej stronie stoją strażnicy III RP, dla których ewolucyjny charakter transformacji jest wielkim sukcesem, po drugiej ci, którzy stawiają znak równości między kompromisami zawartymi w 1989 r. a zdradą. Dla pierwszych Lech Wałęsa jest bohaterem i żadna szafa Kiszczaka tego nie zmieni. Za to ich adwersarzy, nazywających siebie patriotami, teczki „Bolka” umacniają w przekonaniu, że historyczny przywódca Solidarności był jedynie marionetką w rękach peerelowskich mocodawców także po upadku PRL, a III RP została zbudowana na kłamstwie i zdradzie. Zwolennicy Wałęsy wywodzą Solidarność z idei wolnościowych, demokratycznych, obywatelskich, dla jego przeciwników jest ona bezpośrednią kontynuacją walki o niepodległość, zrywów powstańczych, bezkompromisowych „żołnierzy wyklętych”. „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”, śpiewali zgromadzeni pod Pałacem Prezydenckim w czasie miesięcznic katastrofy smoleńskiej za rządów PO. Teraz śpiewają inaczej, bo „oderwani od koryta zdrajcy” prowadzą „działalność antypolską” nie w gmachach władzy, lecz na ulicznych demonstracjach.
Droga Lecha Wałęsy na cokoły znacznie się wydłużyła, natomiast bardzo się przybliżył czas budowy setek pomników pochowanego na Wawelu obok Józefa Piłsudskiego Lecha Kaczyńskiego, nazwania jego imieniem zdekomunizowanych wkrótce ulic i placów. Lech Kaczyński – zgodnie ze słowami Jarosława Kaczyńskiego – jest patronem obecnej Polski. On ma być także patronem Solidarności – tej niezłomnej, bez skazy agenturalnej współpracy, zrywającej zarówno z PRL, jak i karykaturą niepodległej Polski – III RP.

Wałęsa urodził się jako Leszek, jednak Lech brzmiało poważniej. Leszkiem w Solidarności naszywano Lecha Kaczyńskiego, podkreślając w ten sposób jego mniejszą rangę. Niemniej jednak nie była ona wcale mała – Lech Kaczyński wchodził w skład powołanej w 1987 r. Krajowej Komisji Wykonawczej, brał udział w poufnych spotkaniach w Magdalence, obradach Okrągłego Stołu, na zjeździe Solidarności w 1990 r. wybrano go na I wiceprzewodniczącego związku – faktycznie nim kierował, bo Wałęsa zajmował się polityką i walką o prezydenturę. „Jest wiceprzewodniczącym związku, ale za to jego pierwszym mózgiem”, napisał Jarosław Kurski w „Wodzu”.

Walka o znaczki, sztandary i bohaterów zmarłej w 1989 r. Solidarności będzie nie mniej zacięta i bezwzględna niż rywalizacja o spadek. Oby nie przybrała form boju między żyrondystami a jakobinami lub między starymi bolszewikami a młodą gwardią Stalina, bo wtedy wewnętrzny spór dawnych towarzyszy walki z PRL przekształci się w ogólnopolską tragedię.

fot. Tomasz Wierzejski/FOTONOVA

Strony: 1 2 3

Wydanie: 11/2016, 2016

Kategorie: Publicystyka

Komentarze

  1. Jacek Nadzin
    Jacek Nadzin 19 marca, 2016, 06:16

    Solidarność porwała nas wszystkich. Miala walczyć o lepszy byt dla polskich robotników i innych najemnych pracowników. Ale wywalczyła kapitalizm , NATO, zależność od polityki imperium ISA i władze kleru. Ja czuję się przez Solidarność oszukany.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • ireneusz50
      ireneusz50 9 lipca, 2019, 16:46

      nigdy nie było żadnej solidarności, był pijany motłoch prowadzony przez agentów niemieckich rewizjonistów i żydowski kapitał, nigdy żaden uczciwy człowiek nie należał do solidarności, to potomki, leniwych sanacyjnych bezrobotnych łudzili sie ze nastał ich czas. Przykładem moze być Lech Walesa; głupi, leniwy i niewykształcony, za to cwany jak koń który potrafi kopytem zwalić orczyk zaczepiony do wozu.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy