Sprawa toczy się bez biegu

Sprawa toczy się bez biegu

Urząd Gminy Pacanów nie chce zwrócić opłaty za rozgraniczenie działek, choć od ponad dwóch lat nie potrafi tego przeprowadzić Dwa lata i dwa miesiące minęły od dnia, kiedy Marian Dudek złożył w pacanowskim urzędzie gminy pismo o rozgraniczenie nieruchomości jego i sąsiedniej. Wcześniej, jak kazali urzędnicy, wpłacił na koszty rozgraniczenia 2750 zł. Dla Mariana Dudka to dużo pieniędzy. Dlatego mierzi go, że już tyle czasu leżą one na koncie urzędu gminy, a on nie ma ani pieniędzy, ani granicy działki. W ewidencji gruntów jako właś­ciciel sąsiedniej działki był wpisany Ryszard R. Ale do tej pory nie przedstawił w gminie oryginału dokumentu, na podstawie którego ją przejął. Dlaczego? Nie wiadomo. Anna Czekalska, która w Urzędzie Gminy Pacanów pilotuje sprawę rozgraniczenia obu działek, nie twierdzi, że wierzy Ryszardowi R., ani nie mówi, że mu nie wierzy. Jako urzędnik musi ważyć każde słowo. Dziwi się tylko, że kiedy organ administracji publicznej wzywa obywatela, by przedstawił dokument, obywatel może to bezkarnie ignorować. Dlatego postanowiła sprawę skierować do prokuratury. Centymetr do centymetra Marian Dudek i jego żona Wanda mają po 60 lat. Mieszkają we wsi Łubnice w Świętokrzyskiem, między Połańcem a Pacanowem. Dom wyróżnia się w okolicy: duży, porządny, trzykondygnacyjny, ukwiecony surfiniami. Podwórze wyłożone kostką, ozdobione kwiatami w donicach. Czysto jak na deptaku, nawet u wrót obory, tylko muchy przypominają, że to wiejska zagroda. Życie mogłoby tu płynąć beztrosko, ale łyżka dziegciu wystarczy, by beczkę miodu zepsuć. A Dudkowe życie doprawione jest niejedną łyżką. Rodzice Mariana i Wandy byli rolnikami. Ale ani Marian, ani Wanda nie zamierzali wiązać przyszłości z rolnictwem. Marian pracował w elektrowni Połaniec, Wanda była księgową. W 1981 r. rodzice Wandy postanowili wystąpić o emeryturę. By ją uzyskać, ziemię przepisali na córkę i jej męża. Dokument został spisany w obecności wójta gminy, który przystawił na nim urzędową pieczęć. Tak oto Dudkowie stali się właścicielami gospodarstwa w Łubnicach oraz dziewięciu działek w tej miejscowości i sąsiedniej Rejterówce, o łącznej powierzchni ok. 9 ha. Sześć lat później także rodzice Mariana za emeryturę przekazali swoją ziemię synowi. Stan posiadania Dudków powiększył się o dom, murowaną stodołę i oborę w rodzinnej miejscowości Mariana Biskupicach oraz 11 działek o powierzchni 5,34 ha. Ziemia była dobra, pierwszej klasy. Największa z tych działek, nr 70, miała powierzchnię 2,82 ha. Znaczącym minusem tej działki było coraz bardziej uciążliwe sąsiedztwo Adama R. i jego syna Ryszarda, którzy gospodarowali na działce nr 71. Ucieczka spod kosy Marian Dudek twierdzi, że sprzeczki o granicę między działkami numer 70 i 71 zdarzały się, kiedy jeszcze żyli jego rodzice. Ale oni byli raczej ugodowi, woleli przemilczeć ataki sąsiada, by nie dopuszczać do otwartej wojny. Jego samego rodzina R. nęka już ponad ćwierć wieku. Pamięta, jak pierwszy raz przyjechał na działkę nr 70 orać ziemię. – Adam R. i jego żona Marianna wybiegli i powiedzieli, żebym odstąpił od miedzy o 2 m. Pytam, dlaczego. A oni: „Bo tam powinna być granica”. Ja na to, że skoro ojciec tak uprawiał, to dlaczego ja mam teraz się cofnąć? Wyzywali mnie od najgorszych. Nie zwracałem na nich uwagi, robiłem swoje. Po śmierci taty, w 1990 albo 1991 r., zajechałem na działkę siać. Była ze mną żona. Adam R. z żoną wybiegli do nas ze sztachetami. Tak się wydzierali, że cała wieś się zleciała. Ale nie zastraszyli nas, zasialiśmy zboże. Rok później zajechaliśmy tam we trójkę: ja, żona i córka. Adam R. złapał kosę i do nas. Żona też pamięta ten incydent. – Powiedziałam do męża: „Porozmawiamy z nim, przecież jest człowiekiem, zrozumie, że racja leży po naszej stronie”. Ale zobaczyłam, że Adam R. cały chodzi z nerwów. Po chwili tak zamachnął się kosą, że byłby mi głowę obciął. Wtedy ze strachu się wycofaliśmy. Ilekroć Marian zajeżdżał do Biskupic, by orać, siać czy kosić, narażał się na atak sąsiada. Wanda mówi, że bała się tych wyjazdów. Pamiętała kosę w rękach Adama R. Łyżka dziegciu nr 1 Zaledwie kilka metrów od stodoły Mariana stoi stodoła Adama R. Nieduża, drewniana, z rozpadającymi się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 35/2015

Kategorie: Reportaż
Tagi: Ewa Rogowska