„Stały i mówiły” – Kazimiera Szczuka rozmawia z Marią Janion

„Stały i mówiły” – Kazimiera Szczuka rozmawia z Marią Janion

Naoczny świadek był oburzony, że dziewczyny mogą polemizować ze wszystkimi dookoła, a przecież takie zachowanie nie przystoi naszej płci Życie studenckie nie składało się tylko z nauki, mam nadzieję. – Szybko się wytworzyło kółko literackie; wydaliśmy nawet z czasem tomik poezji pod tytułem „Idąc razem”, co oznaczać miało rozmaite orientacje ideowe. Andrzej Braun był jednym z autorów tego tomu. Wtedy, na pierwszym roku, poznałam panią Marynę – Marię Żmigrodzką. Jak wyglądało to spotkanie? – Zobaczyłam „prześliczną rudowłosą”, jak z wiersza Apollinaire’a. A ta rudowłosa była najinteligentniejsza i najlepiej wykształcona z nas wszystkich. Olśniewająca postać. Była mądrzejsza od pani? Czy to możliwe? – Oczywiście. Studiowała już w czasie okupacji, na Uniwersytecie Ziem Zachodnich, który tajnie działał w Warszawie, była więc znacznie bardziej zaawansowana w wiedzy polonistycznej. Wszystko jej przychodziło łatwo, nawet czytanie tych stosów Orzeszkowej i Wyspiańskiego. Czasami mi nawet to i owo streszczała, kiedy już nie byłam w stanie przyswajać. Miała w ogóle lepsze oceny; ja byłam bardziej dziwaczką, ona urodzoną prymuską. Bez żadnego wysiłku, skromnie, z dobrotliwą ironią zaginała każdego. Kim była poza tym? – No, ojciec Maryny był oficerem legionistą, lekarzem; zmarł jakoś wcześnie, ale mit ojca był w niej bardzo silny. Przed wojną mieszkała z matką w Warszawie, przy Wilczej, była jedynaczką. Rude loki bardzo zwracały uwagę w czasie okupacji, były jakieś zaczepki ze strony szmalcowników, że może to ruda Żydówka. Ale ona nie była Żydówką. Należała do AK, więc też miała powody, żeby się bać, ale jakoś umiała się obronić. Miała tę pewność siebie, może wrodzoną, może wyszkoloną w podziemiu, nie wiem. Bardzo pięknie mówiła po niemiecku, więc i to pomagało. Kiedy się poznałyśmy, wciąż miała taką… no, akowską postawę, formę, można powiedzieć. Akowską w najlepszym wydaniu. Opowiadała, jak w czasie wieczorków przed powstaniem warszawskim deklamowano Norwida „A rymem będzie cios miecza”. Takie rzeczy. To było bardzo dobre. W filmie dokumentalnym Krzysztofa Bukowskiego „Obłoki Marii Janion” (tytuł na cześć „Obłoków” z „Trzech zim” Miłosza) Maryna wspomina nasze wczesne lata studenckie, tłumaczy, że to była sytuacja jak za czasów Mickiewicza, kiedy w jednej klasie siedzieli razem nastoletni Mickiewicz i Onufry Pietraszkiewicz, uczestnik wojen napoleońskich. Tak samo tu: była duża różnica wieku między nami, cztery lata — o tyle pani Maryna jest starsza. W młodości stanowi to zasadniczą różnicę. Pani była Mickiewiczem, z Wilna, urodzona w Wigilię, tak jak on, a pani Maryna, jako żołnierka AK, była Onufrym Pietraszkiewiczem? – Coś takiego może, chociaż nie wymyśliłyśmy tego aż tak dokładnie. Połączyła nas przyjaźń, no, chyba najważniejsza w moim życiu. Inne moje serdeczne przyjaciółki, Alinę Witkowską i Małgorzatę Baranowską, poznałam nieco później… Wszystkie już nie żyją, więc może nie poczują się urażone. Maryna w 2000 r. zmarła na raka płuc, była prawdziwą nikotynistką, papierosy paliła w jakiś przerażający, transowy sposób, jakby się rzeczywiście chciała unicestwić. W końcu rzuciła to, ale chyba już za późno… Tak. Więc te cztery lata różnicy między Maryną a mną w młodości były ważne. Ona to ciągle podkreślała, nazywała mnie smarkaczem, bo rzeczywiście przeszła przez wojenne doświadczenia jako osoba niemal dorosła, a ja nie. Miała dużo znajomych i koleżanek z Armii Krajowej, z okresu powstania warszawskiego, to były zupełnie inne kręgi, nie moje. Pracowała oprócz tego w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym jako maszynistka. Pisała bardzo szybko i mogła w PUR-ze zarobić parę groszy. (…) Kto jeszcze był dla Pani ważny wśród rówieśników? – Tadeusz Drewnowski. Byliśmy w tym okresie trójcą przyjaciół. Maryna, Drewnowski i ja. Hania Kulągowska, później żona Piotra Słonimskiego, była ważną osobistością w tym kręgu, przyjaciółką. Alina Nofer, starsza nieco od nas, bardzo aktywna, zajmowała się potem Sienkiewiczem, pozytywizmem. Poetka Anna Pogonowska. Całkiem niedawno zmarła. Tadeusz Drewnowski w rozmaitych swoich wspomnieniach pisze sporo o tych łódzkich latach, o studiach, ludziach, polityce i tak dalej. Na przykład: „Byliśmy zbieraniną ze wszystkich stron Polski, jak cała ówczesna Łódź”. Pisze też,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2013, 2013

Kategorie: Wywiady