Stocznie są dwie. Ta promowana przez „cudowne dziecko przemysłu stoczniowego”, prezesa Szlantę, ta za bramą, w której pracownicy harują nieludzko Przy bramie tłoczą się i krzyczą. Jeden przez drugiego: – Jesteśmy traktowani jak niewolnicy. Ci z krajowej „Solidarności” już nie mają nic wspólnego z nami, dlatego rzucaliśmy legitymacje. To chodzi nie tylko o zupę z wkładką. Mamy dość bycia parobkami prezesa Szlanty. W Radzie Nadzorczej Stoczni Gdynia jest towarzysz Janusz Śniadek, wiceprzewodniczący Komisji Krajowej „Solidarności”. Nasz strajk robi mu w poprzek. Panisko od związków, takie samo jak Krzaklewski. Na bramie Stoczni Gdynia rozpięto białe płótno z czerwonym napisem „Strajk”. Słowa padają jak kamienie. Robotnicy są zdenerwowani. Zimno i wiatr dają się we znaki. – Mamy dość takiej restrukturyzacji, która wykańcza ludzi – mówi Janusz W., spawacz z ponad 10-letnim stażem. – Straszą nas, że pójdziemy na bruk. Nie ma jedności wśród stoczniowców. Ludzie podzielili się według związków i boją się. Znowu się boją – rzuca ze złością. – Oszczędzają na ludziach – dodaje drugi spawacz. – Mam żonę i dwoje dzieci. Żona bez pracy. Jak wyciągnę dwa, dwa i pół tysiąca na rękę, to wszystko. A grzbietu nie mogę wyprostować. Mam zawód, uprawnienia PRS, a jestem dla nich śmieciem. Tworzą jakieś dziwne spółki w naszej stoczni. Dojazd do stoczni w Gdyni obstawiła policja. – Stocznia jest pilnowana – mówią ludzie w mieście we wtorek, 19 lutego, w drugi dzień strajku. Prezes Szlanta salwował się ucieczką ze stoczni, bo budynek dyrekcji obrzucono jajami – twierdzą stoczniowcy. – Nie chciał z nami rozmawiać, to chcieliśmy go wywabić. On był cwańszy. Rozpuszczono wieść, że w dyrekcji podłożono ładunek wybuchowy. No i ściągnięto policję do stoczni. – Musieliśmy sprawdzić, czy to prawdziwy sygnał – tłumaczy obecność policji wiceprezes zarządu, Andrzej Buczkowski. – Wieść o bombie gruchnęła, kiedy okazało się, że trzeba uwolnić prezesa Szlantę od napierających stoczniowców – mówi Leszek Świętczak, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników „Stoczniowiec” Stoczni Gdynia S.A. – No i Szlanta umknął. To nieprawda, że nie chcieliśmy rozmów i negocjacji. Wystąpiliśmy na piśmie miesiąc temu. I nic. Zarząd jest głuchy i ślepy, a na zewnątrz uprawia propagandę sukcesu. Kolejny statek wodowany – informują, ostatnio największa suwnica stanęła znowu w Gdyni. Prezes zawsze się uśmiecha i lekceważy nas na każdym kroku. Uważa, że jesteśmy nic nierozumiejącą masą – dodaje z goryczą. – A wśród strajkujących są ludzie, którzy zjedli zęby na stoczni. Wrzało wcześniej Napięcie w Stoczni Gdynia S.A. trwa od listopada ub.r. Wtedy zarząd uruchomił procedurę zwolnień grupowych. Do końca kwietnia tego roku w ramach restrukturyzacji i z powodu recesji ma zostać zwolnionych 600 osób. W Stoczni Gdańskiej, która należy do grupy kapitałowej Stoczni Gdynia S.A., do końca marca straci pracę 500 osób. Prezes Janusz Szlanta jednak uspokajał. I informował, że choć w 2001 r. sprzedano produkty za 500 mln dol., to zysk będzie mniejszy niż w 2000 r., bo złotówka jest zbyt droga i eksport staje się coraz mniej opłacalny. W tym czasie Państwowa Inspekcja Pracy wytknęła dyrekcji stoczni przewinienia i zaniedbania w organizacji pracy. Na początku lutego Komisja Krajowa „Solidarności” pod przewodnictwem Mariana Krzaklewskiego zaprotestowała przeciwko zatrudnianiu w Stoczni Gdańskiej obcokrajowców: Rosjan, Ukraińców, Białorusinów i Koreańczyków z Korei Północnej. „Solidarność” domagała się wyprowadzenia obcych z terenu stoczni, bo zabierają pracę Polakom za dużo mniejsze stawki. 12 lutego, w dniu, w którym miał się rozpocząć proces aresztowanego syndyka Stoczni Gdańskiej (sprzedał on niezgodnie z prawem „kolebkę” z pieniędzmi na koncie), wybuchł pierwszy lutowy strajk. Mirosław Piotrowski, rzecznik prasowy Zarządu Stoczni Gdynia S.A., informował, że wiec jest nielegalny. Stoczniowcy już wtedy wyrażali niezadowolenie z powodu braku podwyżek i awansów, cięć socjalnych i zbyt niskich zarobków. Prezes Szlanta tego dnia nie słyszał głosu stoczniowców, bo był w Warszawie. Także 19 lutego pojechał do Warszawy. Wymówienia o północy – 18 lutego strajk zaczął się od nowa. Pod dyrekcją stanęło prawie 1000 osób z jednej zmiany. Po pierwszym dniu strajku, w nocy, ok.
Tagi:
Alina Kietrys









