Straszny raport

Kuchnia polska „Gazeta Wyborcza” (12 kwietnia br.) opublikowała straszliwy raport. Jest to opracowany przez pracownię SMG/KRC raport o wykształceniu i ambicjach życiowych młodzieży polskiej w wieku lat 19-26. W raporcie tym nie ma tradycyjnego narzekania na młodzież – że głupia, że leniwa, że za wiele sobie wyobraża, że wreszcie „inaczej to za naszych czasów wyglądało”. Próbka młodzieżowa pokazuje tym razem coś znacznie więcej, a więc to, co się faktycznie w Polsce stało, a także to, co się prawdopodobnie z Polską stanie, jeśli stan obecny utrzyma się. Zacznijmy jednak od danych raportu. Otóż wynika z niego, że 27% młodych ludzi pomiędzy – powtarzam – 19. a 26. rokiem życia, a więc w wieku największego życiowego dynamizmu, ani się nie uczy, ani nie pracuje, jeśli zaś szuka pracy, to z przekonaniem, że i tak jej nie znajdzie. 25% młodych ludzi tylko pracuje, wykonując prace raczej podrzędne, często fizyczne, dla wielu z nich, jeśli nie dla większości, praca ta nie jest drogą do realizacji własnych ambicji karierowych czy rozwojowych, ale czynnikiem jakiej takiej stabilizacji. Ważniejsze jest dla nich, aby w pracy było spokojnie i przyjemnie, niż żeby dzięki niej wybić się i wzlecieć. 36% młodych tylko się uczy, chyba głównie na wyższych uczelniach, i ci uważają – co potwierdzają moje własne obserwacje studentów – że problemy bezrobocia ich nie dotyczą i kraj na nich czeka. Dopiero za bramą uczelni przekonują się, że jest inaczej i bezrobocie wśród absolwentów sięga 24% tej populacji. Wreszcie 12% młodych uczy się i pracuje i ci, szczerze mówiąc, są jedynymi, którzy mogą ewentualnie stawić czoło obecnemu rynkowi pracy, poszukującemu – według ironicznego powiedzenia – „sekretarki, lat 20, przystojnej, z językami i minimum pięcioletnim doświadczeniem zawodowym”. Raport potwierdza to, co widać gołym okiem, że Polska rozpada się na dwie nierówne części, że nastąpiło „pęknięcie kulturowe”, w którym na przegranej pozycji znalazły się wieś i małe miejscowości, a także że pojawiła się kategoria „źle urodzonych”, którzy po swoich rodzicach dziedziczą brak wykształcenia i kwalifikacji, brak szans, często brak pracy. Do tego stopnia, że autorzy raportu przebąkują wręcz, że może stosowane przez komunę „punkty za pochodzenie” nie były wcale takim idiotyzmem… Raport mówi także, iż pośród młodych załamała się wychwalana do niedawna polska przedsiębiorczość, będąca często polskim cwaniactwem, ale nakazująca jednak rozkładać łóżeczka na bazarach, kręcić się wokół „przebicia”, kombinować na „przerzut-narzut”, słowem – budować kapitalizm od podstaw. Nie jest to jednak przemiana generacyjna, lecz doświadczenie powszechne i rację mają ci, którzy twierdzą, że dzisiaj warstwą najbardziej zrewoltowaną nie są już robotnicy czy bezrobotni, ci bowiem oddali walkowera, ale tak zachwalana klasa średnia, którą niszczą podatki i przepisy, które oczywiście łatwiej wyegzekwować – do bankructwa włącznie – na małej firmie niż na finansowym gigancie. Mógłbym się chwalić, że wszystko to tak lub inaczej przewidywałem i opisywałem na tych szpaltach, ale marna to satysfakcja. Naprawdę bowiem ogarnia mnie trwoga. Kraj, którego przyszłość wyłania się z raportu o młodzieży, nawet jeśli wejdzie do Unii, będzie tam zaledwie rezerwuarem taniej, bo marnej siły roboczej. A owej taniej siły roboczej Unia i świat rozwinięty potrzebować będą coraz mniej, po pierwsze dlatego, że na zglobalizowanym świecie jest jej jednak sporo, po drugie zaś dlatego, że technika wypiera tanią pracę, zastępując ją robotyzacją oraz komputerami i staje się ona w ogóle coraz mniej potrzebna. Dlatego jedynym rozwiązaniem pozostaje powszechna, dobra edukacja i ona jest zadaniem państwa ważniejszym niż wszystko inne. Na pozór, na papierze, mamy w tej dziedzinie znaczne osiągnięcia, na przykład niemal podwojenie się liczby studentów. Wiadomo jednak, że stało się to za sprawą rozmnożenia się ogromnej liczby szkół i uczelni prywatnych. Rodzenie się tych szkół mogłoby na pozór wskazywać, że oto nastąpił w Polsce nieoczekiwany wysyp Górskich, Kreczmarów, Wawalbergów i Tańskich-Hoffmanowych, a więc szlachetnych pedagogów, ożywianych troską o młodzież i jej edukację, a także skorych do niesienia kaganka oświaty i nowych metod wychowawczych pomiędzy lud polski. Tymczasem, jak wiadomo, oznacza to po prostu otwarcie się nowego pola biznesowego, jakim jest biznes oświatowy. Biznes ten będzie się zapewne zmniejszał, wraz z przetoczeniem się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2002, 2002

Kategorie: Felietony