W stronę chaosu

Mniej więcej 50 lat temu byłem przede wszystkim młodym poetą (jak dzisiaj to widzę, raczej nieświetnymi), który był pod wrażeniem syntetyczności swojego czasu. Mówiło się wtedy o nawrocie hellenizmu, w sensie eklektyczności wszystkiego, ale ja upierałem się widzieć w teraźniejszości syntezę. Był to czas głębokiego stalinizmu, ale ja żyłem odpryskami wiedzy przenikającej z Zachodu. Były bardzo ubogie i może właśnie dlatego układały się w coś w miarę sensownego. Stalinizm komponował się z tym wszystkim znakomicie jako cień domniemanej idylli panującej wszędzie, gdzie nas nie ma. Byłem wtedy idealnie „biały”, ale dialektyka przemawiała mi do przekonania. Co prawda, w moim domu nucono „Nasz sztandar płynie ponad trony”, ale bardzo cicho, bo pieśń pachniała PPS-em, więc była to jednak biel różowawa. W każdym razie mimo całej dyktatury dopatrywałem się we współczesności syntezy.
Teraz bym to ujął w kategoriach chaosu. Zapewne jest to kwestia intelektualnej mody, ale nie tylko. Cokolwiek by o tym powiedzieć, oba światy, wschodni i zachodni, kierowały się dość czytelnymi programami całościowymi. Ale mniejsza o poglądy 16-latka zafascynowanego Apollinaire’em i Miłoszem, a do pełni szczęścia Heinem i Staffem. Dzisiaj wydaje mi się, że każda teraźniejszość jest ze swej natury chaotyczna, bo po prostu nie może być inna. „Teraz” to przecież tylko kwestia punktu widzenia. I tak chyba było zawsze, niezależnie od tego, w jakich słowach się to wyrażało. Moment stawania się jest zawsze szczególny, a teraźniejszość jest przecież tym, co właśnie się staje. To też powszechne zawsze przekonanie, że żyjemy w momencie „przełomowym”. Największy przedwojenny krytyk literacki, Karol Irzykowski, mówił o jełomie. Co to jest jełom? Skrzyżowanie przełomu z jełopem. Odnosił to do literatury, bo pisarze szczególnie chętnie o przełomie gawędzili, ale jełopów równie dużo gdzie indziej. A tak naprawdę wobec teraźniejszości wszyscy jesteśmy jełopami. I chyba zawsze tak było.
Po prostu za wiele szczegółowych informacji trafia do nas w każdym momencie. Na dodatek każdą informację da się podzielić, czyli rozmienić na drobne. A też umieścić w jakimś kontekście – takim lub owakim. Inaczej wygląda zamach w kontekście terroryzmu, a inaczej w kontekście walki o wolność. W momencie samego wydarzenia niczego jeszcze powiedzieć nie można. Sytuacja więc może sobie być „syntetyczna”, „eklektyczna” czy „chaotyczna”, jak komu wygodnie. Ale raczej nikomu wygodnie z tym nie jest i wszyscy popełniają straszne albo tylko śmieszne błędy. Czy jest na to jakakolwiek rada?
Myśląc o czymkolwiek, oceniając czy przewidując, posługujemy się modelami sytuacji. W fizyce nazywa się to modelem „gruboziarnistym”, nieliczącym się z każdym poszczególnym, powiedzmy, kwantem. Moją umiłowaną idée fixe jest to, że po prostu nie ma dwóch absolutnie identycznych kwantów, atomów czy molekuł, tak jak nie ma dwóch takich samych liści, płatków śniegu czy ziarenek piasku, o czym zresztą pisałem wiele razy. Ale w niedawno powstałej teorii chaosu jest jeszcze inaczej – każdemu małemu zjawisku odpowiada jakieś inne wielkie. Zabawne, że jest to bardzo starożytny, gnostyczny i hermetystyczny pogląd aż do tej pory gorliwie tępiony przez samych logików i fizyków. Pamiętamy przecież, że „analogia nie jest żadnym dowodem”, aż tu nagle taka nieprzyjemność. Przyznam jednak, że ja przynajmniej nie znam ani jednego konkretnego przypadku zastosowania tej reguły w praktyce. Atom jest może podobny do galaktyki, ale praktycznie co nam z tego? Chyba że w grę wchodzi magia, a to już inna historia.
Najprostszym i najogólniejszym modelem sytuacyjnym jest, że coś się rodzi, żyje i umiera, czyli co powstaje, to i ginie. Jest to prawda uniwersalna, ale z niej nic nie wynika, poza tym, że wszystko się kiedyś skończy, o czym i tak wszyscy wiemy. Marna to pociecha, kiedy nas na przykład zęby bolą. I pożytek z niej znikomy. Co prawda, do tej wiedzy dochodzimy raczej na starość, w młodości jesteśmy przekonani, że wszystko trwa na zawsze. Czy ktokolwiek wierzył, że naprawdę się zestarzeje? Absurd, nikt tak nigdy nie myśli. Więc może to i lepiej, że teraźniejszość jest niepoznawalna, że jest tylko irytującym chaosem…

 

Wydanie: 20/2002, 2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy