Świat na ostrzu brzytwy

Pogróżek prezydenta Busha, kierowanych pod adresem tak zwanej osi zła, czyli Iraku, Iranu i północnej Korei, na początku nikt nie chciał – poza Ameryką – traktować poważnie. Jeden z amerykańskich publicystów napisał, że owszem, Europejczycy godzą się na czarną listę prezydenta Busha, ale wprowadzają trochę inne nazwy zamiast wspomnianych państw, bo mniemają, że niedobra trójca to sekretarz obrony, Donald Rumsfeld, doradczyni prezydenta, Condoleezza Rice, oraz wiceprezydent Richard Cheney. Bush jednak powraca do tej swojej „osi” i już wiadomo, że w Kuwejcie, który wdzięczny jest Ameryce za wyzwolenie z agresji Saddama, weszło na ląd dwadzieścia tysięcy marines. Saddam Husajn, twardy dotąd jak skała, począł mięknąć i bąka o możliwości ponownego wpuszczenia inspektorów ONZ, którzy by mogli bez ograniczeń poszukiwać przygotowywanych w Iraku broni nuklearnych i biologicznych. Pomimo tego, że przywódca Jemenu szybko oświadczył, iż naruszenie Iraku spowoduje kompletny rozpad jakiejkolwiek solidarności państw arabskich z USA, Bush z uporem maniaka powtarza swoje. Może warto przytoczyć zestawienie dwóch wielkości: Stany Zjednoczone wydają na zbrojenia czterdzieści dwa procent sum inwestowanych w owe cele przez całą resztę świata. Po wtóre, dochód narodowy dzisiejszej Rosji równa się dochodowi narodowemu Belgii. Rakiety atomowe Rosjan mają niekwestionowalną moc niszczącą, lecz wspierająca je armia jest bardzo nisko notowana przez ekspertów. Pięć tysięcy młodych Rosjan ucieka od poboru, a wielu już zaciągniętych nie tylko waży się na dezercję, ale używa broni przeciw swoim rodakom. Tak zatem rola imperialna, utracona przez ZSRR, do jakiej aspiruje stara generalicja rosyjska, nie wydaje się osiągalna. Roztropny prezydent Putin wie o tym i z bezsilnym spokojem przygląda się działaniom Amerykanów. Europa, powiedzmy otwarcie, struchlała. Ostatnim gołębiem pokoju administracji był generał Powell, jednak i on mówi teraz o realności militarnego uderzenia w Irak. Chociaż nasza chata z kraju, balansowania na ostrzu tej brzytwy przeoczyć się nie da. 18 lutego 2002 Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2002, 2002

Kategorie: Felietony