Świat się rozbroi albo zginie

Świat się rozbroi albo zginie

Pisać o filmie Christophera Nolana „Oppenheimer” nie jest ani łatwo, ani dobrze. Ale nie napisać – jeszcze gorzej. Tak więc na samym bohaterze, genialnym, legendarnym fizyku i szefie projektu „Manhattan”, który odpowiadał za skonstruowanie amerykańskiej bomby atomowej w 1945 r., nie będę się skupiał. Ani na tym, czy postacie kobiece zostały oddane w pogłębiony sposób, jak została ujęta kwestia rasizmu bądź amerykocentryczności. Czas, w którym w Los Alamos powstawała najpotężniejsza w historii ludzkości broń masowego zniszczenia, był niewyobrażalnie krwawy. Świat był zdominowany przez mężczyzn, przesiąknięty militaryzmem. Był to czas Zagłady europejskich Żydów, a także czas, w którym rządzony przez Stalina Związek Radziecki stawiał potężny opór hitlerowskim armiom. Czas, kiedy kończył się okres płodowy zimnej wojny i podziału świata na dwa wrogie, chwilami stojące na skraju jądrowej konfrontacji, obozy polityczne. W tym kontekście to, co działo się w laboratoriach Los Alamos, było też w jakimś sensie laboratorium nadchodzącej epoki. Film Nolana jest ważnym i wartym docenienia głosem przypominającym ówczesne dylematy, napięcia, tło dramatycznych decyzji. Twórca filmów o Batmanie, „Interstellara”, „Incepcji” czy „Dunkierki” mówi językiem filmowym, żeby nie powiedzieć popkulturowym, który dociera do setek milionów odbiorców na całym globie. Takiej szansy raczej nie będą mieć książki czy prace naukowe. Zapewne istnieją dziesiątki sposobów, na które można ten trzygodzinny epos o bombie atomowej oglądać, komentować, krytykować. Bomba, której próbną eksplozję oglądali w połowie lipca 1945 r. jej twórcy i dowódcy wojskowi na pustyni w stanie Nowy Meksyk, rozpoczęła nową epokę w historii świata. Jej niszcząca moc zaskoczyła samych twórców i konstruktorów, światową czołówkę fizyków. Skonstruowane na jej podobieństwo kolejne dwie bomby trzy tygodnie później staną się źródłem zagłady Hiroszimy i Nagasaki. Dla większości naukowców, którzy poświęcili lata tej konstrukcji, był to wysiłek rozumiany jako śmiertelny wyścig z hitlerowskimi Niemcami – kto będzie pierwszy. To był jasno zdefiniowany przeciwnik i cel. Hitler już nie żył, akt bezwarunkowej kapitulacji został podpisany, wojna z Japonią była wygrana. Jednak najpotężniejsza broń w dziejach ludzkich wojen okazała się zbyt wielką pokusą, żeby USA nie zdecydowały się jej użyć, aby podbić swoją dominację zmierzającą do hegemonii. A śmierć setek tysięcy mieszkańców dwóch w sumie przypadkowo wybranych japońskich miast miała być sygnałem dla wczorajszego, wykrwawionego sojusznika, ZSRR, i reszty świata. Głos naukowców przestał mieć znaczenie. Ich przestrogi, przewidujące morderczy wyścig o to, kto będzie miał więcej jeszcze potężniejszych bomb, sprowadziły na nich oskarżenia, kapturowe śledztwa, nagonkę polityczną. Wczorajszy ojciec bomby atomowej stał się z dnia na dzień wrogiem publicznym, osobą niegodną zaufania i certyfikatów bezpieczeństwa. Nad Stanami Zjednoczonymi unosił się już duch antykomunizmu i makkartyzmu, a gromadzone przez FBI dokumenty, podsłuchy, zapisy inwigilacji ożyły jak na zawołanie. W momencie, w którym ma premierę ta głośna hollywoodzka produkcja, wariant użycia podobnej broni, choć potężniejszej i bardziej nowoczesnej, znowu jest obecny w debacie politycznej; niektórzy uważają, że zrobiło się groźniej niż podczas tzw. kryzysu kubańskiego w 1962 r. „Nasz” świat oskarża o takie zamiary Rosję. Mając w głowie spreparowane powody zrzucenia bomb na Japonię, z największą grozą śledzę dzisiejsze polityczne igranie z konfliktem termojądrowym. Trzeba jeszcze pamiętać, że od lat 50. mocarstwa dysponują rzeczywiście znacznie potężniejszą bronią wodorową. Świat lat 50., 60., 70. i nawet 80. był równocześnie świadkiem potężnego, społecznego oporu w postaci ruchów antywojennych i haseł pacyfistycznych. Jeden ze współtwórców amerykańskiej bomby atomowej, polsko-żydowski fizyk Józef Rotblat, pracujący w Los Alamos, całe swoje życie „po bombie” poświęcił pracy na rzecz rozbrojenia nuklearnego; za działalność (wraz z Bertrandem Russellem) w ruchu Pugwash, grupującym uczonych amerykańskich i radzieckich, otrzymał w 1995 r. Pokojową Nagrodę Nobla. Jest postacią w Polsce niemal zupełnie nieznaną. W kolejną rocznicę ataku na Hiroszimę możemy sobie tylko życzyć, żeby do głosu doszedł nowy, radykalny ruch antywojenny i pacyfistyczny. Po bombie atomowej i wodorowej wojny miały być niemożliwe. Tak się nie stało. Nie wyobrażam sobie, żeby potężny głos sprzeciwu wobec wojny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 31/2023

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz