Tag "finanse publiczne"
Polski nie stać na obniżanie podatków zamożnym
Ryzykujemy, że za wszystkie „wakacje od ZUS” i kwoty wolne zapłacimy pogorszeniem ochrony zdrowia, edukacji i usług publicznych.
Dr Jakub Sawulski – główny ekonomista Fundacji Instrat. Adiunkt w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. W ostatnich latach pracował również w Ministerstwie Finansów, gdzie był zastępcą dyrektora Departamentu Polityki Makroekonomicznej.
Rząd mówi, że odziedziczył po PiS finanse publiczne w fatalnym stanie i że to nieomal katastrofa. Zarazem przekonuje, że na pomysły zawarte w programie koalicji pieniędzy nie zabraknie. Która narracja jest bliższa prawdy?
– Paradoksalnie te dwie opowieści wcale nie są tak bardzo sprzeczne. Deficyt finansów publicznych, który nowy rząd odziedziczył, rzeczywiście jest wysoki. Wynosi ok. 5% PKB. Gdy więc spojrzymy na ostatnie 20-30 lat, widzimy, że w tym okresie deficyt był wyższy tylko kilka razy, jest zatem jednym z najwyższych po 1989 r. Na dodatek mamy ten wysoki deficyt w dość niekorzystnej sytuacji rynkowej. To bardzo istotny kontekst, bo stopy procentowe są wysokie, więc i koszt obsługi długu publicznego jest większy. Dlatego rzeczywiście sytuacja finansów publicznych nie jest dobra.
Ale?
– Pieniądze są, a my nie mamy problemu ze sfinansowaniem tego deficytu. Rynek finansowy patrzy w tym momencie na Polskę bardzo przychylnie, jest wręcz moda na Polskę: nasza gospodarka jest oceniana bardzo dobrze, stabilność finansów też jest oceniana na plus i polityka gospodarcza, zwłaszcza po odmrożeniu środków z KPO, również ma korzystne perspektywy. Z tego wynika, że nie będziemy mieli problemu ze sfinansowaniem tego deficytu. I nawet gdybyśmy odrobinę go podnieśli, też pieniądze by się znalazły. Tylko że to wszystko odbywa się kosztem wzrostu długu w relacji do PKB. Z poziomu ok. 50% obecnie do poziomu powyżej 60% PKB w perspektywie, powiedzmy, trzech-czterech lat.
Sam wzrost zadłużenia miałby być problemem?
– Sam w sobie nie. Perspektywa wzrostu o jakieś 10 pkt proc. nie jest jeszcze niepokojąca. Pytanie jest inne: gdzie ta krzywa przyrostu zadłużenia do PKB się zatrzyma. Bo jeśli weźmiemy horyzont nie czterech lat, ale dekady, i założymy, że za trzy lata będziemy mieli 60% PKB, za sześć lat 70% PKB, a za 10 lat 80% PKB, to mamy pewien problem.
Dlatego, że poziom długu jest za wysoki, czy dlatego, że istnieją pewne arbitralne wskaźniki w UE, których musimy się trzymać?
– Wyznaczonych przez Brukselę ram nie obejdziemy, a założeniem jest 3% deficytu rocznie i 60% długu do PKB.
Musimy realizować te założenia, nawet jeśli mogą być dobre dla Niemiec, Holandii czy Estonii, a dla nas już nie?
– W rzeczywistości my już przekraczamy poziom deficytu 3%, a poziom długu 60% przebijemy za trzy-cztery lata. Możemy trochę to bagatelizować, próbować iść własną ścieżką, co zresztą jako Polska robiliśmy, mówiąc Brukseli jedno, a czasami robiąc drugie. Pytanie, jak długo możemy lawirować i czy warto. Bo skoro dziś jest – jak powiedziałem – moda na Polskę i mamy przychylność rynków finansowych, a bieżące potrzeby pożyczkowe możemy zrealizować względnie łatwo, to jeszcze nie oznacza, że możemy i że warto to ciągnąć. Przykładowo utrzymywać deficyt powyżej 5% ze względu na wydatki zbrojeniowe, bez pomysłu na ich sfinansowanie przez kolejną dekadę. Moda na Polskę może już do tego czasu minąć, a koszty pożyczania na rynkach wzrosną. Trzymanie się określonych ram może w dłuższym terminie okazać się korzystniejsze, niezależnie od tego, czy wymusza je Bruksela.
Polska nie zbankrutowała
W rok 2023 wchodzimy z niższym poziomem zadłużenia niż w rok 2016, zanim wprowadzono program 500+ i inne świadczenia pieniężne Ze wszystkich klęsk i katastrof, jakie wróżono w minionym roku, jedna nie chciała się ziścić. Polska nie zbankrutowała, nie staliśmy się „drugą Grecją”, a budżet państwa nie zawalił się pod ciężarem długu publicznego. Wręcz odwrotnie. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Ministerstwo Finansów opublikowało informacje o stanie zadłużenia sektora finansów publicznych na koniec III kwartału 2022 r. Wynika
Im gorzej, tym lepiej. Dlaczego opozycja trzyma kciuki za kryzys?
Jeśli PiS przegra przez recesję i inflację, opozycja wróci do władzy z programem cięć i oszczędności, o którym marzy Jeżeli choć jedna rzecz naprawdę łączy dziś opozycję, jest nią wołanie o katastrofę. Niezależnie jakie słowo na literę k wybierzemy: kryzys, klęska, kompromitacja czy katastrofa – idzie o jedno. Większość opozycyjnych ugrupowań, antypisowskich autorytetów medialnych i telewizyjnych gadających głów trzyma kciuki za przyszłoroczne załamanie gospodarcze, energetyczne i kryzys finansów publicznych. Bo to może być w końcu ten kryzys, który zmiecie
Przyduszeni długami
Co dziesiąty Polak nieterminowo reguluje swoje zobowiązania O pieniądzach, zwłaszcza o tych pożyczonych, wiele osób nie chce rozmawiać. To temat tabu, wstydliwie skrywany i od razu wzbudzający nerwowość. Właścicielka sklepiku ze starociami, w którym można wygrzebać prawdziwe cuda po przystępnych cenach, płoszy się, gdy pytam ją o kredyt. Twierdzi, że pożyczek nigdy nie brała, bo są dla niej za drogie, nie wyszłaby na swoje. Dzięki wiernym klientom i wyrozumiałym dostawcom jakoś przetrwała czas covidowego zamknięcia, planuje przetrwać też czasy szalejącej inflacji. –
Niemoc państwa w interesie banków
Czy jesteśmy skazani na obecny system bankowy? – Co to jest, 5,25%? Przypominam sobie okres, nie taki dawny, kiedy stopy procentowe sięgały powyżej 20%. I też nie było nieszczęścia – tak prof. Grażyna Ancyparowicz, była członkini Rady Polityki Pieniężnej, a obecnie doradczyni prezesa NBP, skomentowała na antenie TVP spodziewaną kolejną podwyżkę stóp procentowych. Kredytobiorców przeszły ciarki. Natychmiast pojawiły się złośliwe komentarze i wyliczenia, z których wynikało, że ten, kto rok czy półtora roku temu wziął kredyt
Panie premierze, mamy pytania
Chęć rozwiązywania problemów liczy się dzisiaj jak mało kiedy Prawie dwa lata temu Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych przedstawiło premierowi Morawieckiemu 21 postulatów, które ilustrują najważniejsze oczekiwania pracowników wszystkich branż i grup zawodowych. Niestety, wiele nadal jest aktualnych. Polskim pracownikom i pracownicom żyje się coraz gorzej – rosną koszty utrzymania, zwiększa się liczba biednych pracujących. Rząd odniósł się do naszych propozycji. W obszernej odpowiedzi znalazły
Kolejkowa patologia
Pod względem dostępu do lekarza znajdujemy się na samym końcu Unii Europejskiej – W pandemii ludziom coś poodwracało się w głowach. Teraz jak komuś coś dolega, nie myśli od razu o pójściu do lekarza. Sama przechodziłam bardzo ciężką grypę. Miałam 39 st. gorączki, bolały mnie nawet włosy i paznokcie, i w tym stanie przysługiwała mi jedynie teleporada. Za trzy dni. Po znajomości załatwiłam wizytę u lekarza, ale zanim do niego trafiłam, jak większość znajomych leczyłam się domowymi sposobami
Trudno o optymizm, ale nie traćmy nadziei!
W pandemii liczba Polaków żyjących poniżej minimum egzystencji sięgnęła niemal 2 mln, w tym 410 tys. dzieci i 312 tys. seniorów W nowy rok weszliśmy z piątą falą covidu, a rządzący ciągle z głową w piasku. Polski Ład ładnie się zapowiadał. Na razie jednak mamy polski chaos. Jest Pegasus, a jakoby go nie było. W przestrzeni wirtualnej fruwają „bezpańskie” mejle z instrukcjami, jak dyskredytować związkowców… Ale najbardziej frustruje nas inflacja. Rząd zbagatelizował nasze przestrogi W grudniu