Tag "historia"

Powrót na stronę główną
Historia

Trauma po zamachu na prezydenta

Pod wpływem prawicowej propagandy Narutowicz stał się obiektem masowej nienawiści. Zamach był już rzeczą wtórną Zdarzenia związane z tragiczną śmiercią Gabriela Narutowicza łączą się ze swoistą narodową traumą. Zaryzykujmy tezę, że polityczna i społeczna otoczka zamachu przyczyniła się do tej traumy w jeszcze większym stopniu niż sam zamach. Ludzie zabijający w imię domniemanych wartości wyższych zdarzają się w każdym społeczeństwie. Tak samo zdarza się, że ofiarami owych zamachów padają politycy wyjątkowo prawi i szlachetni, jak Gabriel Narutowicz. Ale od grudnia 1922 r. do co najmniej marca 1923 r. smutnym fenomenem było przede wszystkim to, co się działo w życiu publicznym II Rzeczypospolitej. Hejt w II RP Nagonka rozpętana po niespodziewanym wyborze Narutowicza jest stosunkowo dobrze znana. Oto ludzie podpuszczeni przez część polityków i publicystów wyszli na ulice, nie tylko wznosząc antysemickie, wręcz faszystowskie hasła, ale także uciekając się do przemocy fizycznej. W dniu zaprzysiężenia obrzucono prezydenta elekta błotem, śniegiem i lodem, a na wielu parlamentarzystów urządzano prawdziwe polowanie. Ignacy Daszyński z Bolesławem Limanowskim zabarykadowali się przed napastnikami na placu Trzech Krzyży. Najlepiej chyba przedstawiła tamte chwile żona Józefa Piłsudskiego, Aleksandra. „Byłam wtedy w mieście. W ścisku nie mogłam się prawie ruszyć. Z jednej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Październik ‘56 inaczej

Jedna z najwybitniejszych dziennikarek amerykańskich przedstawia kolejne „kamienie milowe” polskiej drogi do samodzielności Historia lat 1953-1956 w Polsce jest w zasadzie znana. Znamy dość dobrze fakty – np. dotyczące wydarzeń w Poznaniu, zmian w kierownictwie partyjnym, ożywienia życia kulturalnego i naukowego, sytuacji Kościoła, stosunków polsko-radzieckich itp. Zainteresowani czytelnicy mają do dyspozycji publikacje naukowe, zbiory dokumentów, relacje bezpośrednich uczestników wydarzeń (np. Karola Modzelewskiego i Andrzeja Werblana, ale także zbiór artykułów „Przełom Października ‘56” wydany przez PRZEGLĄD). Znając fakty, historycy, publicyści i politycy spierają się jednak o ich szerszą interpretację, a zwłaszcza o znaczenie tych lat i miesięcy w historii Polski i Europy. Czy były to wydarzenia przełomowe, znaczący krok ku samodzielności państwa i społeczeństwa, czy mało istotny epizod, niezmieniający istoty systemu? Odpowiedź na to pytanie ma oczywiście znaczenie nie tylko naukowe, lecz także – może nawet przede wszystkim – polityczne. W dyskusję o Październiku dobrze wpisuje się ważna książka, która powstała kilkadziesiąt lat temu, jednak dotąd – co może dziwić – nie była znana polskiemu czytelnikowi. Jest to świadectwo osoby, która była wtedy w Polsce, uważnie obserwowała wszystko, co się działo, patrzyła na to z sympatią, ale z boku. Ówczesna korespondentka „Washington Post”, Flora Lewis, relacjonowała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Losy z krwi i kości

Historie Ślązaków, którzy walczyli w obronie republikańskiej Hiszpanii „Jestem dumny, że mogę tu zmyć z tylu innymi synami Polski hańbę dzisiejszych rządów”, pisał Paweł Kleczka do rodzinnego Wirka, dzisiejszej dzielnicy Rudy Śląskiej, w październiku 1938 r. Był jednym z prawie stu ochotników z polskiej części Górnego Śląska walczących w wojnie hiszpańskiej. Robotnicze wspomnienia Czasami statystyki mówią same za siebie – wśród ochotników z polskiego Śląska zawód górnika deklarowały 33 osoby, jako robotnicy innych gałęzi przemysłu określało się 18 osób. Oprócz nich było trzech robotników rolnych, dwóch rzemieślników, rzeźnik, radiotechnik, kucharz i marynarz. Zawodu 34 innych osób nie udało się ustalić, pracowali oni na stanowiskach robotniczych już na emigracji (niektórzy byli młodociani w chwili wyjazdu z rodziną za chlebem do Francji). W przeciwieństwie do ochotników z niemieckiej części Górnego Śląska nie było w tym gronie przedstawicieli inteligencji. W sumie była to nieliczna grupa wśród 4-5 tys. dąbrowszczaków pochodzących z Polski, co wiąże się z tym, że stanowili niewielką część emigracji do Francji, skąd rekrutowała się większość ochotników. Śląsk odgrywał jednak główną rolę przy przerzucie ochotników do Hiszpanii – punkty przerzutowe zlokalizowane były zarówno w Beskidach, jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Od państwowej do granatowej

W policji nie brakowało ludzi nikczemnych, ale byli też funkcjonariusze, którzy pokazali, czym jest godność człowieka Setna rocznica utworzenia Policji Państwowej skłania do przypomnienia dziejów tej formacji. Powołana do pilnowania porządku, w II Rzeczypospolitej wielokrotnie była wykorzystywana do brutalnego pacyfikowania strajków. A za tzw. granatową policją, działającą w latach II wojny światowej, do tej pory ciągnie się odium kolaboracji. Powojenny chaos „Organy bezpieczeństwa pozostawiają wiele do życzenia, bo biorą pieniądze i śpią po domach, zamiast pilnować, i wcale nie troszczą się o to, by swe obowiązki sumiennie spełnić”, skarżył się w połowie 1919 r. Józef Ostachowski, poseł Polskiego Zjednoczenia Ludowego. Rzeczywiście wyniszczone wojną ziemie II Rzeczypospolitej stały się terenem rabunków, morderstw i bandytyzmu na niespotykaną wcześniej skalę. – Główną przyczyną takiego stanu rzeczy – tłumaczy historyk dr Sławomir Franc – było ogromne zubożenie społeczeństwa po zakończonych działaniach wojennych oraz wręcz szabrowniczych zachowaniach żołnierzy zaborczych armii wycofujących się z dawnego Królestwa Polskiego. Chcąc zaradzić piętrzącym się problemom, ustawą z 24 lipca 1919 r. utworzono Policję Państwową. Wcześniej w poszczególnych częściach kraju funkcjonowały różnego rodzaju formacje policyjne i milicyjne, których zadaniem było pilnowanie porządku. Jeśli jednak wierzyć cytowanemu posłowi Ostachowskiemu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Mundur z czerwoną kokardą

Bez pomocy zrewolucjonizowanych niemieckich żołnierzy w listopadzie 1918 r. mogło dojść do masakry ludności stolicy Wydarzenia z listopada 1918 r., które przedstawiane są jako początek niepodległości Polski, zbiegły się z wyborami do rad robotniczych i żołnierskich. Rady żołnierskie zostały powołane m.in. w garnizonie niemieckim stacjonującym w Cytadeli Warszawskiej. Były to organy bardzo wpływowe, stanowiące przeciwwagę dla władzy oficerów. Niektóre rady pozostawały wprawdzie pod wpływem umiarkowanej frakcji niemieckich socjalistów z SPD, niechętnych polskim dążeniom niepodległościowym, jednak wiele sprzyjało rewolucjonistom. Powstały 7 listopada 1918 r. w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej liczył się z tym, że wyzwalanie Warszawy będzie się wiązało z poważnymi walkami. W mieście stacjonowało 30 tys. żołnierzy niemieckich, z czego 12 tys. w jednostkach bojowych. Dysponowali karabinami maszynowymi i artylerią. Stołeczne grupy Pogotowia Bojowego Polskiej Partii Socjalistycznej postawiono w stan gotowości. 9 listopada z Lublina został przemycony dla nich karabin maszynowy. Inne polskie formacje zbrojne – takie jak endeckie Sokoły, Straż Narodowa oraz Legia Akademicka – również szykowały się do walki. Dysproporcja sił była jednak ogromna. Zdobycie cytadeli Dopiero wydarzenia w Niemczech sprawiły, że do poważniejszych walk nie doszło. 9 listopada

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Oddawajcie ulice!

Dziś z polityką historyczną prawicy nie walczą wyłącznie ludzie pamiętający Polskę Ludową i związani z lewicą. Do sporu włączyło się młodsze pokolenie Gdy radni Żyrardowa zdecydowali, że przywrócona zostanie dawna ulica Jedności Robotniczej – zamiast nadanej ostatnio nazwy Augusta Fieldorfa „Nila” – ogólnokrajowy spór (czy raczej pyskówka) o tzw. dekomunizację ulic, pomników i placów po okresie pewnego wyciszenia wybuchł na nowo. Prawicowi publicyści rzucili się do udowadniania, że „jedność robotnicza” jest symbolem totalitarnym i komunistycznym – a jeden z tygodników posunął się nawet do stwierdzenia, że równa jest symbolom… hitlerowskim. Jednak ten konflikt, choć stary, nie idzie już tymi samymi koleinami. W ciągu ostatniego roku coraz bardziej stanowczy i lepiej słyszalny jest głos osób i środowisk sprzeciwiających się polityce historycznej prawicy – często młodych, biograficznie zupełnie niezwiązanych z Polską Ludową, działających w społecznościach internetowych i na uczelniach. Spór o politykę historyczną u progu kolejnej kadencji PiS nie jest już tak jednostronny. Spór o politykę historyczną u progu kolejnej kadencji PiS nie jest już tak jednostronny. Co się stało? Jednogłośnie? Pomysłodawcy ustawy i zwolennicy „dekomunizacji” w wykonaniu Instytutu Pamięci Narodowej wychodzili pewnie z założenia, że za przeciwników będą mieć komunistów lub –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Prawdziwy Polak (próba definicji)

W polskim społeczeństwie istnieje spora grupa, która uważa, że tylko jej przysługuje określenie Polak. Wszyscy inni to farbowani Polacy, zatruci wrogą propagandą lub wręcz pachołki (agenci) zawsze wrogich nam Rosji i Niemiec, oraz naturalnie Żydów i masonów. Prawdziwy

Historia

Jak sanacja fałszowała wybory

Począwszy od 1928 r. piłsudczycy ograniczali swobodę wyborów, a od 1935 r. społeczeństwo mogło głosować jedynie na tych polityków, których wskazała władza Druga Rzeczpospolita pożegnała się z demokracją w maju 1926 r. Sanacja, która siłą przejęła wówczas rządy, zachowała wprawdzie pozory jawności i wolności wyborów, ale nie zamierzała respektować ich wyników. Oczywiście z wyjątkiem tych potwierdzających jej dominację. Dla Józefa Piłsudskiego i jego zwolenników demokracja stanowiła zaledwie narzędzie, dzięki któremu można było zdobyć i utrzymać władzę. „Jeżeli demokracja służyła państwu, to ją współtworzył. Gdy zorientował się, że demokracja w warunkach polskich państwu szkodzi, rozpoczął z nią walkę”, tłumaczył strategię marszałka prof. Mariusz Wołos, historyk dziejów najnowszych. Zdaniem innego historyka, prof. Andrzeja Friszkego, Piłsudski rozczarował się demokracją po zamachu na prezydenta Gabriela Narutowicza 16 grudnia 1922 r. To wówczas uznał prawicę za przeszkodę w budowaniu nowoczesnego państwa. „Miał poczucie – mówił prof. Friszke – że nie da się wspólnie odpowiadać za państwo, i szedł na coraz ostrzejszy konflikt z całym systemem demokratycznym”. To wszystko zapewne prawda. Czy jednak potrzebą naprawy państwa i uchronienia go przed upadkiem nie tłumaczą się wszyscy dyktatorzy? Przecież większość z nich dochodzi do władzy w wyniku demokratycznych wyborów, które następnie zawiesza, aby uporządkować najważniejsze sprawy.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Kurdowie a Polska rozbiorowa

Zestawienie Rozmieszczenie narodu w 3 wrogich, silnych ościennych państwach – identyczna sytuacja. Brak dostępu do morza przesądza o izolacji – identyczna sytuacja. U najsłabszego z trzech wrogów relatywnie najlepszy los – w Iraku dla Kurdów, w Austrii

Felietony Ludwik Stomma

Próżny odpływ PiS

PiS wygrało wybory. Kwestionowanie tego faktu wydaje mi się śmieszne i bezcelowe. Senat może ewentualnie spowolnić destrukcyjne poczynania Kaczyńskiego, ale nie ma szansy im zapobiec. Lewica weszła do Sejmu, z czego bardzo się cieszę, jest jednak skazana na jałową opozycję i sukcesem będzie, jeżeli ugruntuje swoją jedność, co przecież niełatwe. Czekają nas więc kolejne cztery lata rządów Nowogrodzkiej i reelekcja marionetkowego Dudy (chyba że, na co się nie zanosi, opozycja znajdzie i wspólnie poprze jakiegoś pozapartyjnego, charyzmatycznego kontrkandydata). A jednak na miejscu Kaczyńskiego nie spałbym spokojnie. Wiele znaków wskazuje bowiem, że PiS osiągnęło szczyty swoich możliwości, a ze szczytów droga prowadzi już tylko w dół. Zanim zacznę tę tezę uzasadniać – jedno ważkie zastrzeżenie. Pisząc o Niemczech lat 30., nikogo z nikim nie porównuję i, broń Boże, nie równam. Chodzi mi tylko o ukazanie pewnych mechanizmów. W niemieckich wyborach z listopada 1932 r. postęp faszystów został zahamowany. Z lipcowych 37,3% do 33,1% głosów. Wydawało się, przekonany był o tym Franz von Papen, że rozpoczyna się odpływ brunatnej fali. Dlatego m.in. 30 stycznia 1933 r. Hitler mógł zostać kanclerzem. Papen sądził wciąż, że teraz będzie nim manipulował. Tymczasem tegoż samego dnia odnotowuje w „Dziennikach” Joseph

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.