Tag "inteligencja"
Natura czy kultura?
Badania, które zrewolucjonizowały psychologię.
Młoda kobieta, która 7 maja 1934 r. zgłosiła się na oddział położniczy dla ubogich kliniki uniwersyteckiej w Iowa City, wydawała się zdezorientowana. Podała pielęgniarkom dwa imiona i cztery nazwiska; nie chciała lub nie mogła określić, jak naprawdę się nazywa, dlatego personel szpitala wybrał za nią i w aktach administracyjnych figuruje jako Viola Hoffman. (…)
W szpitalu kobiety takie jak Hoffman standardowo proszono o zgodę na przeprowadzenie testu inteligencji. Ze względu na zły stan psychiczny pacjentki trudno stwierdzić, czy Hoffman rozumiała, na czym polega test IQ, i czy wiedziała, że jeśli uzyska słaby wynik, może zostać umieszczona w zakładzie psychiatrycznym i poddana zabiegowi sterylizacji. Zgodziła się wprawdzie na badanie, ale być może zdawała sobie sprawę, że z uwagi na niski status społeczny nie mogła odmówić.
Właśnie dlatego pewnego dnia Hoffman przez mniej więcej godzinę siedziała w skromnie umeblowanym szpitalnym gabinecie z psychologiem, zadającym jej jedno pytanie za drugim, przy czym wiele z nich zawierało pojęcia, których w ówczesnym stanie mogła nie zrozumieć. Poproszono ją np., by zastanowiła się nad przeciwstawnymi pojęciami, opisała różnice między lenistwem a bezczynnością, między ubóstwem a nędzą, charakterem a reputacją oraz ewolucją a rewolucją. Gdyby poprawnie odpowiedziała na trzy z czterech pytań, jej iloraz inteligencji mieściłby się w średnim zakresie. W innej części testu musiała w pamięci wykonać zadania arytmetyczne. W jeszcze innej musiała powtórzyć ciąg siedmiu cyfr w kolejności, w jakiej je usłyszała, potem wstecz, następnie zrobić to samo z kolejnym ciągiem, a potem z jeszcze jednym. Uzyskany przez Hoffman wynik na poziomie 66 wskazywał, że jej iloraz inteligencji mieścił się znacznie poniżej średniego przedziału 90-109, a diagnoza – „kretynizm” – znalazła się w jej oficjalnych dokumentach w rejestrze stanu Iowa. W tamtym czasie określenia „kretyn”, „imbecyl” i „idiota” stosowano oficjalnie w odniesieniu do osób, których wyniki testów IQ wpisywały się liczbowo w kategorie niskiej inteligencji.
Testy inteligencji pojawiły się w Ameryce między 1910 a 1916 r. i szybko stały się narzędziem w krucjacie polityki społecznej zwanej eugeniką. Zwolennicy eugeniki wierzyli, że wszystkie ludzkie cechy są uwarunkowane biologicznie i dziedziczone, a te problematyczne, m.in. alkoholizm, skłonność do popełniania przestępstw i popadania w ubóstwo, epilepsja, obłęd i rozwiązłość, wynikają z niskiej inteligencji jednostki. Osoby, które przejawiały takie cechy, mogły zostać umieszczone w placówkach opiekuńczych i poddane sterylizacji, a podobne decyzje często opierały się na wynikach testów IQ. Władze stanowe i przedstawiciele klas wykształconych wierzyli, że polityka ta, stworzona z myślą o oczyszczeniu społeczności z niezdatnych osobników, promuje nowoczesny ideał – stworzenie społeczeństwa złożonego z ludzi pełnosprawnych – którego osiągnięcie miała umożliwić poprawa składu populacji rasowej. (…)
W imię realizacji założeń eugeniki lekarze diagnozowali osoby, które mogły wykazywać problematyczne cechy, takie jak epilepsja czy alkoholizm, na urzędnikach sądowych zaś spoczywała odpowiedzialność za rozpoznawanie przestępczości i perwersji seksualnych, w tym prostytucji. Psycholodzy, którzy twierdzili, że testy IQ mają charakter naukowy, zyskali w USA status uznanych ekspertów w dziedzinie oceny inteligencji osób oskarżonych o popełnienie przestępstw, rekrutów do amerykańskiej armii, pensjonariuszy zakładów zamkniętych, wreszcie szpitalnych pacjentów, takich jak Hoffman.
Pod koniec lat 20. XX w. niemal wszystkie stany uchwaliły przepisy zezwalające na przymusową sterylizację osób o niskiej inteligencji, w większości ubogich, głównie kobiet. (…)
Przed narodzinami dziecka lekarze poinformowali Hoffman, że poród odbędzie się przez cesarskie cięcie. Przyczyny tej decyzji nie zostały ujęte w dokumentacji przypadku, gdy jednak pacjentka się o niej dowiedziała, poprosiła o sterylizację.
Z uwagi na to, że została uznana za „upośledzoną umysłowo”, do podpisania zgody na zabieg wyznaczono opiekuna stanowego. (Iowa była jednym z niewielu stanów, które wymagały zgody). Nie wiadomo, czy sterylizację zasugerowano Hoffman pod przymusem, czy też sama o nią wystąpiła. (…)
W lipcu, po tym jak Hoffman urodziła zdrowego chłopca, któremu nadała imię Wendell, jej stan psychiczny się pogorszył. Opiekowała się wprawdzie synkiem, ale nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że jest jego matką. Sześć tygodni później lekarze uznali ją za „obłąkaną” i umieścili w szpitalu Clarinda, w zakładzie dla umysłowo chorych stanu Iowa. Autorytety, które przeprowadziły jej diagnozę, nie wzięły pod uwagę traumatycznych przeżyć z okresu ciąży, kiedy to mąż Hoffman, wcześniej trzykrotnie żonaty, porzucił ją i się z nią rozwiódł. (…)
Fragmenty książki Marilyn Brookwood Sieroty z Davenport. Eugenika, Wielki Kryzys i wojna o dziecięcą inteligencję, przeł. Kaja Gucio, Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2024
To, co w Dejmku najciekawsze
Zależało mu, żeby pracował u niego zespół, a nie zbieranina aktorów Prof. Magdalena Raszewska – historyczka teatru Zaczyna pani książkę „Dejmek” od zagadkowego stwierdzenia, że każdy ma swojego Dejmka – jak rozumiem, osobę ważną, stanowiącą wyzwanie. Jak to się stało, że zainteresowała się pani właśnie dyrektorem Teatru Narodowego? – To bardzo ciekawa postać, z wieloma woltami w życiorysie. Wybory, których dokonywał – zaskakują, a osiągnięcia artystyczne fascynują. Poza tym jest niewielu ludzi, którzy mieli tak całościową koncepcję
Toksyczna polskość
W swoich „Dziadach i dybukach” – lekturze obowiązkowej dla polskiego inteligenta – Jarosław Kurski przytacza słowa Edwarda Raczyńskiego o zaprzyjaźnionym z nim Lewisie Namierze: „Zamiast nam szkodzić przez całe życie, mógł być niezmiernie pożyteczny dla spraw polskich”. O tym „szkodzeniu” można po lekturze książki dyskutować, mowa jest jednak o czym innym: o eliminowaniu przez polskie społeczeństwo ludzi wartościowych. Lewis Namier – Ludwik Bernstein Niemirowski – urodził się w rodzinie pochodzenia żydowskiego,
Fakty i mity o rewolucjach
W armii carskiej 119 generałów miało polskie korzenie Prof. Andrzej Andrusiewicz – historyk, politolog i socjolog. Specjalizuje się w dziejach Rosji i stosunków polsko-rosyjskich. Autor ponad 20 publikacji książkowych dotyczących historii Rosji, szczególnie okresu wielkiej smuty, oraz wielu biografii carów, m.in. Iwana Groźnego, Piotra Wielkiego, Katarzyny II, a także Aleksandra Kiereńskiego. PRZEGLĄD wydał jego książkę „Buntownicy i marzyciele. O rewolucji rosyjskiej, rewolucjonistach i terrorystach”. Skąd się wzięli rewolucjoniści? – Rewolucji nie można
Odpowiadają mi obie role: błazna i mędrca
(najnowsze wydanie pisma ZDANIE) (…) Jerzy Urban: Ja np. nienawidzę PiS… Bożena Przyłuska: I wstydzi się pan tego? JU: – Nie, zupełnie się nie wstydzę. Ale to nie znaczy, że gazowałbym pisowców. Przeciwnie, jestem przeciwnikiem zapowiadanych im na przyszłość procesów. Bo to umacnia ich determinację, żeby zostać przy władzy. Niezależnie od tego, jak by się kształtowały wyborcze sympatie ludności. Antysemityzm też traktuję z pewnym liberalizmem, ponieważ jest to skłonność zła, ale dziedziczona, umacniana przez polskich nacjonalistów i przez Kościół. Czyli przez to wszystko,
Urban z pokojowym Noblem literackim
Jest taki obyczaj w mediach społecznościowych, że notatkę na jakiś temat, prośbę, apel opatruje się ilustracją niemającą kompletnie nic wspólnego z meritum poruszanej sprawy. Jest to często kotek (kotki się klikają, mają oglądanie, przyciągają), rzadziej piesek, dawna szkoła to oczywiście fragment nagiego ciała kobiecego, ów symboliczny biust, choć dzisiaj trafia się i kształtny, kaloryferkowo wyrobiony tors czy brzuch męski. Trochę taki jest mój tytuł, choć ma też elementy dawnej szkoły. Niby
Lekcja Żeromskiego
Nie da się spojrzeć na dzieje PRL bez przypomnienia roku 1920 Jan Lechoń zanotował w dzienniku pod datą 28 września 1950 r.: „Żeromski po bitwie warszawskiej napisał kawałek prozy »Na probostwie w Wyszkowie«, który teraz trzeba będzie przypomnieć z okazji 25-lecia jego śmierci, bo jest to przekleństwo rzucone Bierutowi i Cyrankiewiczowi, którzy w roku 1920 nazywali się Marchlewski, Leszczyński i Feliks Kon. Ale na parę tygodni przedtem, gdy Moskale ruszyli na nas spod Kijowa, Żeromski, pod którego opieką kurowałem się wtedy w Orłowie,
Hemingway z Krakowskiego Przedmieścia
Był „twórcą i tworzywem” w jednej osobie. Przekonał o tym najpierw Warszawę, Polskę, potem Amerykę, a w końcu cały świat. Pięć lat temu odszedł Janusz Głowacki Z domu Głowacki był warszawskim inteligentem. Mama, która wierzyła, że jej jedynak zostanie osobą wybitną, czytywała mu, kiedy był chory, „W poszukiwaniu straconego czasu” i ubolewała, że ta literatura go nie porywa. Prorokowała zatem, że zostanie sprawozdawcą sportowym albo oficerem, zwłaszcza że na pewno fantastycznie będzie się prezentował w mundurze. On z czasem zaczął
Pan Stefan
Umarł Stefan Wilkanowicz, po śmierci Józefy Hennelowej ostatni już lider starej ekipy „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”. Znałem go właściwie „od zawsze”, bo w moim dzieciństwie stara gazeciarka, roznosząca różne pisma po domach, dostarczała nam „Tygodnik Powszechny” z pieczątką „egzemplarz gratisowy” – to Wilkanowicz dawał staruszce zarobić dodatkowe parę groszy. Ale znajomość osobistą nawiązałem z Panem Stefanem dopiero wiele lat później. Współpracowałem już wtedy z „Tygodnikiem Powszechnym” i gdy kiedyś okazało się, że jeden z mych artykułów
Rewolucje pożerają ojców
Bauman: Jakość społeczeństwa mierzy się nie przeciętnym standardem życia, lecz standardem najsłabszego z jego ogniw Ćwierć wieku po studiach spotkałam prof. Baumana ponownie. Wiosną 1993 r. przyjechał do Polski i po prostu przyszedł do naszej redakcji. Skromny, siwy, elegancki starszy pan z dawną bezpośredniością i poczuciem humoru. I z nowym atrybutem: długą fajką. „Cieszę się bardzo, że mimo 25 lat banicji nie przestałem być polskim socjologiem, przynajmniej za granicą”, powiedział, nawiązując do przyznania mu za książkę „Nowoczesność i Zagłada” nagrody Amalfi,








