Fakty i mity o rewolucjach

Fakty i mity o rewolucjach

W armii carskiej 119 generałów miało polskie korzenie


Prof. Andrzej Andrusiewicz – historyk, politolog i socjolog. Specjalizuje się w dziejach Rosji i stosunków polsko-rosyjskich. Autor ponad 20 publikacji książkowych dotyczących historii Rosji, szczególnie okresu wielkiej smuty, oraz wielu biografii carów, m.in. Iwana Groźnego, Piotra Wielkiego, Katarzyny II, a także Aleksandra Kiereńskiego. PRZEGLĄD wydał jego książkę „Buntownicy i marzyciele. O rewolucji rosyjskiej, rewolucjonistach i terrorystach”.


Skąd się wzięli rewolucjoniści?
– Rewolucji nie można wywołać na zamówienie. To jest kwestia zasadnicza. Rewolucja rosyjska, podobnie jak każda inna, dojrzewała przez dziesiątki lat. Uproszczeniem byłoby doszukiwanie się jej przyczyn poza Rosją. Rosja XIX w. była kłębowiskiem sprzeczności społecznych, cywilizacyjnych i pełzającej rewolucji bez rewolucji, bez których nie byłoby roku 1917. Jak to się stało, że pod naporem warstw najbardziej zrewoltowanych upadło chrześcijańskie imperium? Skala katastrofy nie miała precedensu w dziejach nowożytnych. Nie stało się to nagle i niespodziewanie. Imperia i ich władcy tak nie upadają. W roku 1905 oraz w 1912 i 1915 władze rozstrzelały demonstracje robotnicze i nasiliły represje, same stworzyły psychologię protestu. Ludzie przestali się bać. Z marzeń o sprawiedliwości społecznej rodził się bunt. Brzmi to może banalnie, ale tak było.

Dlaczego rewolucja wybuchła właśnie w Rosji?
– Chcąc się tego dowiedzieć, wystarczy czytać Gorkiego, Czernyszewskiego, Bakunina. Wnikając w sedno rewolucji, widzimy, że jest ona historią pozornie zakończoną, bo również widzimy ją jako jedno z najważniejszych wydarzeń w XX w., które znaczeniem można porównać do II wojny światowej, gdyż oba te wydarzenia w polityce globalnej są żywe do dziś. Tę prawdę uznają nawet ci, którzy prowadzą własną wojnę z historią. Z perspektywy 105 lat lepiej widać to, czego nie widziano w 1917 r. – przede wszystkim zmiany na świecie, które dokonały się pod wpływem rewolucji.

Z jakich środowisk rekrutowali się rewolucjoniści?
– Przede wszystkim z inteligencji liberalnej, zwłaszcza jej skrzydła radykalnego, które popychało obóz rewolucji w stronę lewicowego ekstremizmu, choć pojęcie lewicy wtedy oznaczało co innego niż dzisiaj. W tym środowisku jakobiński idealizm i idee abstrakcyjne przechodziły z pokolenia na pokolenie. Ten schemat wymyka się łatwym ocenom. Zarówno Luty, jak i Październik czerpał inspiracje z myśli zachodnioeuropejskiej oraz z tradycji rosyjskiej. Nie bez rozmysłu apologeci przewrotu październikowego nazwali go rewolucją proletariacką i ufundowali zafałszowaną historyczną tradycję. Istotnie, w formie rewolucja była proletariacka, w rzeczywistości agrarna, czyli konserwatywno-narodowo-rosyjska, w formach zewnętrznych zaś była jej przeciwieństwem. Z filozofii liberalizmu wyrósł nurt marksistowski, który pozyskał niewielki krąg zwolenników – pisarzy, publicystów, młodzieży artystycznej, przemysłowców. Po Moskwie krążyła anegdota, że postacie na pomniku Minina i Pożarskiego (książę Dmitrij Pożarski i kupiec Kuźma Minin uznawani są za rosyjskich bohaterów w walce z Polakami – przyp. red.) to dwaj właściciele fabryk i banków, Wysocki i Gotz, a cyfry pod nimi – 1818 – to numer ich telefonu. Na działalność wywrotową nie szczędzili pieniędzy.

Postawa rewolucjonistów była twardym wyborem moralnym czy chwilowym zauroczeniem?
– Nazywano ich wzgardliwie „żebracy i spiskowcy”, a tajemniczy pan Uljanow (Lenin) był nikim innym jak owym „żebrakiem i spiskowcem”. W lutym 1917 r. był jeszcze za granicą, niewiele osób w Rosji o nim wiedziało i słyszało, a w październiku stał już na czele rządu radzieckiego. „Żebracy i spiskowcy” przejęli władzę, ale stawka była większa niż sama władza, coś więcej niż proces przeciwko uciemiężeniu, chodziło o walkę o ideę. Rewolucyjna władza – największy na świecie sprzedawca marzeń – miała silną motywację ideologiczną. Uznanie materializmu dialektycznego jako jedynej filozofii rewolucyjnej zmieniło odwieczny stosunek państwa do Cerkwi. Mało znany jest fakt, że cerkwie nie tylko burzono, na fali unaradawiania bolszewizmu budowano też nowe.

W rosyjskiej tradycji tkwił silny pierwiastek mesjanistyczny.
– Lenin mówił młodzieży, że za 50 lat będzie żyć w komunizmie. Jednak żadnego komunizmu nie zbudowano, bo sami komuniści tego nie chcieli, ostatecznie trzeźwo zauważyli szlachetną, ale naiwną utopię. Piękne idee szybko musiały ustąpić pod naporem rzeczywistości, grzęźnięcia w „obłomowszczyźnie”. Nie wystarczyło kochać przyszłość, powoływać się na Marksa, którego i tak wykastrowano. To nie pisma Marksa, zresztą w Rosji prawie nieznane, spowodowały rewolucję, lecz cały legion zręcznych agitatorów potrafiących mobilizować masy. Cała pedagogika rewolucji opierała się na sile odwiecznego marzenia o równości i sprawiedliwości, stworzenia nowego świata, a wraz z nim „nowego człowieka”, „nowego obywatela”, którego rewolucja uwalniała od kompleksu niższości w stosunku do Europy, dawała poczucie przodownictwa.

Zinowjew nazwał go homo sovieticus.
– Wokół tego pojęcia nagromadziło się wiele nieporozumień. Pewien znany góralski gawędziarz posługiwał się nim karykaturalnie. Dokonywane wówczas eksperymenty w sferze świadomości człowieka, typowe dla każdej rewolucji, nazwałbym faustowskimi. Dzisiejsi krytycy rewolucji, często ci sami, którzy jeszcze niedawno budowali jej kapliczki, teraz stawiają ją pod pręgierzem. Biura dobrych usług historycznych spełniają życzenia politycznych klientów. Zawsze mnie śmieszy, gdy czytam nawet u utytułowanych historyków, że w październiku 1917 r. banda uzurpatorów podstępnie przejęła władzę. Ten stereotyp jest mocno wbity do polskiej głowy.

Skąd się wzięli ojcowie rewolucji?
– Nie wzięli się znikąd. Uczestniczyli w oficjalnym życiu politycznym jako członkowie Dumy, istnieli w obiegu medialnym. Kochano ich, ceniono, inni zaś nienawidzili ich i nienawidzą do dzisiaj. Wrogowie rewolucji przewidywali, że barbarzyńcy rychło urządzą Rosji pogrzeb, że zostanie z niej tyle, ile było za Iwana Kality, ale Rosja nie chciała „umrzeć”. Nie da się ukryć, że właśnie radykalni socjaldemokraci uratowali ją przed rozpadem. Byli oni integralną częścią socjalizmu europejskiego. W 1917 r. w składzie KC partii prawie 70% członków miało wykształcenie wyższe zdobyte na najlepszych uniwersytetach, czego nie da się powiedzieć o szeregowych członkach. Liderzy wywodzili się z rodzin inteligencko-demokratycznych. Były wśród nich jednostki charyzmatyczne, bez których fala rewolucyjna zapewne by upadła. Wymienię dwa tylko nazwiska. Gdyby nie było Kiereńskiego, Rząd Tymczasowy nie przetrwałby ani jednego dnia, a bez Lenina nie byłoby szturmu na Pałac Zimowy. Bez względu na to, co o nim myślimy, cech genialności nie można mu odmówić.

Każda rewolucja ma w sobie coś z nihilizmu, ludowego żywiołu zamieniającego się w terroryzm. Rosyjski terrorysta nie był buntownikiem z nienawiści, fanatykiem bez duszy. Jego portret jest bardziej złożony. W Kijowie terroryści wyrzucili z domu bogatego kupca przez okno, ale nie tknęli kanarka w klatce. Ptaszek wzbudził litość, lecz człowiek na nią nie zasłużył.

Czy mieli świadomość, że są mniejszością?
– W 1917 r. partia socjaldemokratyczna miała 14 tys. członków. Kilka miesięcy później jej szeregi wzrosły do 50 tys. Po 74 latach skupiała 20 mln członków. Gdy rozpadał się Związek Radziecki, milczeli, jak w 1917 r., kiedy upadał carat. Miał rację Marks, mówiąc, że jakość jest ważniejsza od ilości. Wydarzenia październikowe były udziałem mniejszości. Tysiącosobowa grupa świeżo przybyłych z zagranicy i zesłań doświadczonych rewolucjonistów bez większego oporu przejęła kontrolę nad Piotrogrodem. Nawet wrogowie musieli przyznać, że był to majstersztyk. W Smolnym Kamieniew, ogłaszając: „Pałac Zimowy wzięty”, wywołał tak wielki entuzjazm Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, że przybyły z ukrycia Lenin też poddał się nastrojowi chwili. Es schwindelt (w głowie się kręci – przyp. red.), powiedział do Trockiego, aby znalazł odpowiednie słowa dla wyrażenia tego, co się stało. Trocki posłużył się nazwą „przewrót październikowy”. Obowiązywała ona do 1927 r. Przewrotu oczywiście nie można nazwać rewolucją w socjologicznym znaczeniu tego słowa.

Jak byli liczni w porównaniu z Czarną Sotnią?
– Czarna Sotnia była masowym ruchem społeczno-politycznym. Według spisu z 1906 r. ruch skupiał 272 organizacje grupujące ponad 500 tys. ludzi. W przededniu I wojny światowej już ponad 1 mln członków. Spoiwem ideowym ruchu był wielkorosyjski nacjonalizm. Apołłon Majkow – syn znanego poety – pisał, że Czarna Sotnia „pierwsza podniosła sztandar Za wiarę, cara, ojczyznę” i przywołał na pamięć cziornych ludiej księcia Pożarskiego, którzy w 1613 r. uwolnili Moskwę z rąk Polaków.

Kim byli liderzy Czarnej Sotni?
– To byli ludzie wywodzący się z najwyższej władzy cerkiewnej, organizacji monarchistycznych, naukowych, artystycznych, wojskowych, przemysłowych. Lew Szestow uważał, że do ruchu przystąpiłby Dostojewski, gdyby żył, za to aktywnością wyróżniała się wdowa po nim. Czarnosecinną przeszłość miało kilku znanych socjaldemokratów, którzy po rewolucji zasłynęli z represjonowania dawnych kolegów. Uczestniczący w ruchu Żydzi, np. Mendelejew czy syn rabina Połtawy, wnuk rabina Odessy, mieli uwiarygadniać ruch, osłaniać przed oskarżeniami o antysemityzm. Czarna Sotnia uzyskała ogromne wpływy w państwie, stając się pierwszą siłą polityczną. Zła sława ruchu rozniosła się po Europie i drażniła ludzi nawet nieuprzedzonych do Rosji. Przejawy antysemityzmu nie dotyczyły jedynie ulicznego motłochu, choć jego ofiarami była głównie biedota żydowska, daleka od polityki, a Żydzi rewolucjoniści nadal oddawali się swojemu ulubionemu zajęciu – rewolucji. Rosyjskie elity, nie tylko służalcze wobec reżimu, zarzucały Mikołajowi II, że niezbyt energicznie wspiera ruch i nie walczy z rewolucjonistami. Nawet Piotr Struwe, który nie był czarnosotnikiem, miał pretensje do cara, że pozwala niszczyć to, co ukształtowały wieki. Car Aleksander III winił Żydów za niepokoje i aby temu zapobiec – mówił – „wszystkich należałoby utopić w Morzu Czarnym”. Premier Siergiej Witte odpowiedział, że skoro to niemożliwe, należałoby Żydów zrównać w prawach.

Dla ugrupowań rewolucyjnych ruch czarnosecinny był przeciwnikiem ideowym. Socjaliści – rewolucjoniści przeciwstawiali bojówkom sotni własne bojówki. Dla sił prawicowych był to problem, bo podważał propagandowy mit, że terroryzm uprawiają tylko ugrupowania lewicowe.

Jaka wówczas była Rosja? Jakie poglądy dominowały?
– W XX w. carska Rosja wkroczyła z powierzchownymi reformami i dużą niechęcią do kapitalistycznych przekształceń. Upadek reform Piotra Stołypina (indywidualni rolnicy, którzy zrzekli się swoich praw do użytkowania kawałków ziemi wspólnej, mogli w zamian otrzymać na własność skonsolidowane gospodarstwa rolne – przyp. red.) dobitnie pokazał, że kapitalizm był organicznie obcy rosyjskiemu sposobowi myślenia. Nie zapominajmy, o jaką rewolucję chodziło w państwie zacofanym, z pozostałościami ustroju feudalno-pańszczyźnianego i średniowiecznymi zabobonami. Większe poruszenie społeczne pojawiało się dopiero po przegranych wojnach: krymskiej, japońskiej, ale przy biernej postawie 170 mln mieszkańców imperium. Walczyła mniejszość. Pop Gieorgij Gapon po ucieczce z kraju organizował transporty broni dla rewolucji. Maksym Gorki zbierał pieniądze w Ameryce. Nie było dylematu: brać od obcych pieniądze czy nie brać? Czy uczestnicy podróży osławionym zaplombowanym wagonem, którym, niewiele brakowało, jechałby Romain Rolland, byli niemieckimi agentami? Oczywiście, że nie. Ileż było marzeń o utworzeniu braterskiej Europy. Jeszcze przed 1917 r. Trocki opublikował broszurę „Program pokoju” i rzucił hasło Stanów Zjednoczonych Europy, do którego w 1915 r. szeroko nawiązał Lenin. Paradoks polegał na tym, że zwolennicy pokoju z wojną wiązali nadzieje. Zarówno bolszewicy, jak i monarchiści (opozycja dworska) uważali, że wojna stworzy warunki do radykalnych zmian. Jednakże ani wojna, ani demonizowany car Mikołaj II nie stali się bezpośrednią przyczyną wybuchu rewolucji. Nawet gdyby ich nie było, rewolucja wybuchłaby w innym czasie.

W 1917 r. wojna okazała się szansą dla rewolucji.
– Mówiąc o rosyjskiej rewolucji, trzeba mieć na uwadze dwa przewroty łącznie: krwawy lutowy – rewolucję elit, bezkrwawy październikowy – rewolucję ludu. W lutym obalono cara, a nie monarchię. Dopiero we wrześniu proklamowano republikę. To liberalni demokraci podłożyli pod Rosję bombę, którą później zdetonowali bolszewicy. Nie zapominajmy, że oni podłożyli własną bombę pod światowy kapitalizm, mając nadzieję, że gdy ładunek eksploduje, stworzy przestrzeń dla komunizmu. Europa patrzyła z zachwytem na Rząd Tymczasowy, który swoimi błędnymi decyzjami rozpalał ognie wojny rosyjsko-rosyjskiej otwierające bolszewikom drogę do władzy. Rząd Tymczasowy okazał się niezdolny ani do wygrania wojny, ani do osiągnięcia pokoju, ani do wprowadzenia Rosji na drogę demokracji.

Rząd był cywilny, ale faktyczna władza była w rękach armii. Udział armii w lutowym spisku nie ulega wątpliwości. To właśnie carscy generałowie aresztowali Mikołaja i wydali bolszewikom na pewną śmierć. Przebywając w kwaterze głównej w Mohylewie, Mikołaj ukradkiem przez okno obserwował żołnierzy z czerwonymi sztandarami i ocierał łzy. Czerwony sztandar, znak walki, dla niego był znakiem klęski. Dziwi mnie, że polska lewica boi się czerwonego koloru jak ognia. Powinna czytać i studiować dzieje socjalizmu europejskiego, nauczyłaby się wiele.

Jakie były wówczas nastroje wśród ludzi?
– W 1917 r. samo słowo rewolucja nabrało nowego sensu. Ludzie przejęci łatwowiernym entuzjazmem byli przekonani, że biorą udział w wielkiej sprawie całej ludzkości, wierzyli niezachwianie w nieomylność rozumu, w nieograniczony postęp. Umierali z głodu, ale wierzyli, że uczestniczą w budowie szczęścia powszechnego, nawet za cenę szczęścia własnego. Człowiekowi XXI w. tamte postawy trudno zrozumieć. Poparcie rewolucji przez „cały naród” jest oczywiście wielką fikcją. Nie zrozumiemy „ducha rewolucji”, jeżeli wszystko sprowadzimy do cierpień duchowych i fizycznych zadawanych przez rewolucję czy orgii ludzi uwolnionych z kajdan i biorących odwet. Otrzymamy wtedy zafałszowany obraz rewolucji i racjonalna dyskusja staje się wówczas niemożliwa. Tak jest np. przy stawianiu znaku równości między Rosją carską i Rosją czerwoną. Jan Kucharzewski sformułował zupełnie fałszywą tezę „od białego caratu do czerwonego”, nie widząc różnic, poza zewnętrzną formą, dwóch przeciwstawnych porządków cywilizacyjnych i organizacji społeczeństwa na nowych zasadach.

Rewolucja rosyjska była niewątpliwie największym przewrotem społecznym, jaki się wydarzył od czasu rewolucji francuskiej. Apologeci uważali ją za „ideę wcieloną”, która dokonywała się także przez przemoc, dla której stworzono swoistą filozofię ze sferą uczuciową i duchową. I tym usprawiedliwiono problemy, które mogły być rozwiązane tylko w skali międzynarodowej. To był niemalże dogmat. Inne myślenie traktowano jak zdradę rewolucji. Nawet w nazwie Armii Czerwonej nie było słowa Rosja, stanowiła ona oddział rewolucji światowej.

Jaką rolę w rewolucji odgrywali Polacy?
– Mieszkający na terenie Rosji Polacy (ok. 4 mln) stali się aktywnymi uczestnikami obu przewrotów, zwłaszcza ci, którzy wywodzili się z PPS i SDKPiL. W samej armii carskiej 119 generałów miało polskie korzenie. Po obaleniu caratu Polacy tworzyli własne formacje zbrojne. Aleksander Lednicki za współpracę z Kiereńskim na rzecz sprawy polskiej został po wojnie bezpodstawnie oskarżony o zdradę stanu. Również ci, którzy popierali bolszewików, a było ich kilkaset tysięcy, po powrocie do kraju nie mogli liczyć na poklask. W przewrocie październikowym Polacy odegrali kluczową rolę, a po nim zajmowali eksponowane stanowiska w najwyższych władzach, organizowali aparat represji – chodzi nie tylko o dwóch szlachciców: Feliksa Dzierżyńskiego i poliglotę Wiaczesława Mienżyńskiego, który starożytne papirusy czytał w oryginale. Mętny postulat Rządu Tymczasowego o przyszłej autonomii polskiej, jak i jasno stawiany przez bolszewików postulat samookreślenia narodów rodziły wśród Polaków postawę akceptacji rewolucji. Można powiedzieć, że rewolucja rosyjska po części była rewolucją polską. Ożywiła dzieło niepodległości. Mówimy o roku 1917, nie 1920.

Fot. archiwum prywatne

Wydanie: 2022, 45/2022

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy