Nie da się spojrzeć na dzieje PRL bez przypomnienia roku 1920 Jan Lechoń zanotował w dzienniku pod datą 28 września 1950 r.: „Żeromski po bitwie warszawskiej napisał kawałek prozy »Na probostwie w Wyszkowie«, który teraz trzeba będzie przypomnieć z okazji 25-lecia jego śmierci, bo jest to przekleństwo rzucone Bierutowi i Cyrankiewiczowi, którzy w roku 1920 nazywali się Marchlewski, Leszczyński i Feliks Kon. Ale na parę tygodni przedtem, gdy Moskale ruszyli na nas spod Kijowa, Żeromski, pod którego opieką kurowałem się wtedy w Orłowie, zatrzymał się nagle w czasie naszego spaceru po pomoście i powiedział: »Nie ma innej rady, tylko musimy zaraz stworzyć nasz własny rząd bolszewicki. Marchlewski i Leszczyński – to przecież także Polacy«”. Dla Lechonia, który był konsekwentnym antykomunistą – i swój antykomunizm przypłacił życiem, popełniając w rozpaczy samobójstwo na nowojorskim bruku – postawa Żeromskiego z lata 1920 r. była na tyle kompromitująca, że nie chciał jej upubliczniać w trosce o legendę wielkiego pisarza (dzienniki Lechonia ukazały się wiele lat po jego śmierci). Ale może warto spojrzeć na tę sytuację nieco inaczej i spróbować zrozumieć myślenie autora „Przedwiośnia” w sytuacji krytycznej dla państwa i narodu. Żeromski należał do pokolenia, które większość życia spędziło w narodowej niewoli. O ile dla dużej części ludności mówiącej po polsku (użycie określenia Polacy wobec milionów chłopów analfabetów z tamtej epoki może być kwalifikacją trochę na wyrost) brak państwa polskiego nie był szczególnie dotkliwy, o tyle dla polskiej inteligencji stanowił kwestię najważniejszą. Inteligencja bowiem – podobnie jak szlachta w dawnej Rzeczypospolitej – tworzyła grupę żywotnie zainteresowaną posiadaniem własnego państwa, które gwarantowałoby jej urzędy, instytucje, stanowiska i odpowiedni prestiż, jakiego nie miała pod rządami obcych monarchów. Nie może zatem dziwić kluczowa rola inteligentów (czyli ludzi, których „klejnot herbowy” stanowiło wykształcenie) we wszelkich działaniach niepodległościowych XIX w. i początku następnego stulecia. Wykorzystać słabość imperium To właśnie polscy inteligenci – których przywódcami politycznymi w latach I wojny światowej byli Józef Piłsudski i Roman Dmowski – wykorzystali dziejową okazję i zrealizowali swoje życiowe marzenie. Lecz nie minęły dwa lata, a już owo ziszczone marzenie stanęło wobec śmiertelnego niebezpieczeństwa: najpierw wielki entuzjazm wywołany wyprawą kijowską, a zaraz potem wielka trwoga, gdy armie bolszewickie zbliżały się do Warszawy. I w takim momencie Stefan Żeromski – już wtedy uważany na najważniejszego spośród żyjących pisarzy i uosobienie inteligenckiego idealisty – rzuca myśl o stworzeniu „naszego własnego rządu bolszewickiego”, czego znacznie młodszy Lechoń nie mógł mu wybaczyć jeszcze po 30 latach. Czy ta reakcja Żeromskiego była tylko skutkiem chwilowej paniki? A może w tych słowach wielkiego pisarza należałoby szukać wyjaśnienia postaw tak wielu naszych rodaków z lat 1944, 1945 i późniejszych – aż do samego końca PRL? Dla dużej części społeczeństwa wojna z bolszewicką Rosją w 1920 r. była przede wszystkim wojną z Rosją – tą samą (choć już nie taką samą), która panowała nad większością ziem polskich od czasów rozbiorów. Ale w tej naszej nierównej rozgrywce z Moskalami zawsze pojawiała się myśl, by spróbować wykorzystać choćby chwilową słabość imperium czy złagodzenie jego polityki do poszerzenia polskich swobód. Takie było myślenie XVIII-wiecznej Familii Czartoryskich i króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, takie były nadzieje Stanisława Staszica, Adama Jerzego Czartoryskiego i Ksawerego Druckiego-Lubeckiego, a potem Aleksandra Wielopolskiego i Romana Dmowskiego. „Orientacji rosyjskiej” wśród polskich elit nie sposób jednak określić mianem zwykłej kolaboracji, bo zawsze i w każdych okolicznościach stało za nią dążenie do odbudowania chociażby namiastki własnej państwowości – niechby nawet symbolicznej, ale niepozwalającej zapomnieć Europie o istnieniu osobnej narodowości pomiędzy Niemcami a Rosją. W XX w. ten sposób myślenia znów okazał się przydatny, lato 1920 r. zaś miało się okazać swoistym treningiem przed wyzwaniami, które czekały nas niespełna ćwierć wieku później. Akcja „Burza” w 1944 r. nie stała się powtórką z „cudu nad Wisłą”, bo też nie było na to szans – potęga Rosji stalinowskiej była nieporównanie większa niż Rosji leninowskiej, potencjału Armii Krajowej zaś nie da się przymierzyć do możliwości Wojska Polskiego, którego wodzem
Tagi:
Adam Jerzy Czartoryski, Aleksander Wielopolski, antykomunizm, Bitwa Warszawska, Bolesław Bierut, bolszewicy, elity, Feliks Kon, historia, historia klasy robotniczej, historia lewicy, historia ludowa, historia Polski, historia PRL, historia społeczna, historia XIX wieku, II RP, inteligencja, IPN, Jan Lechoń, Józef Cyrankiewicz, Józef Piłsudski, Julian Marchlewski, Kijów, komunizm, Ksawery Drucki-Lubecki, kultura polska, Lewica, literatura, literatura polska, Niepodległość, pisarze, policja historyczna, polityka historyczna, PPS, prawica, relacje polsko - ukraińskie, relacje polsko-rosyjskie, rewolucja październikowa, Roman Dmowski, Rosja radziecka, socjalizm, Stanisław Staszic, Stefan Żeromski, szlachta, Włodzimierz Lenin, wojna polsko-bolszewicka, Wyszków, ZSRR