Matkom tamtych lat

Matkom tamtych lat

W 1945 r. tatuś był wójtem gminy Sterdyń. Pojechał na zebranie. Już nie wrócił. Została 32-letnia mama z piątką dzieci Był rok 1945. Mieszkałam wtedy z rodziną na Podlasiu, we wsi Łazów, 4 km od Bugu. 11 kwietnia po południu tata pojechał rowerem do Sterdyni na zebranie. Od trzech miesięcy był wójtem gminy Sterdyń. Mama mówiła, że ja, jak nigdy wcześniej, przytuliłam się przedtem do jego nóg i strasznie płakałam. Powiedziała wtedy: „Feluś, nie jedź dzisiaj, zobacz, jak Krysia płacze”. Tatuś odparł: „Daj spokój, to przecież dziecko, za chwilę przestanie”. Pojechał i już nie wrócił. Została 32-letnia mama z piątką dzieci: najstarszy brat miał 12 lat, siostra 10, druga siostra 6, ja 4 i najmłodszy braciszek 4 miesiące. Kilka dni wcześniej na drzwiach naszego domu przybito kartkę z napisem: „Do Badurki, jak nie zrezygnujesz z urzędu, zginiesz”. W archiwum znalazłam opis tej sytuacji. Mama pojechała natychmiast do Sterdyni i w obecności komendanta milicji błagała ojca, żeby się wycofał. Tata odpowiedział: „Nikomu nie wyrządziłem żadnej krzywdy, nie muszę się niczego bać”. Mama nalegała, żeby przynajmniej chodził z bronią. Odmówił: „Walczyłem z Niemcami, do Polaków strzelać nie będę”. Kilka tygodni po zaginięciu mojego ojca został zastrzelony następny wójt gminy Sterdyń, Rusiniak, a rok później na oczach czwórki dzieci zamordowano jego żonę. Mieszkańcy Podlasia byli wtedy panicznie przerażeni. Uzbrojone bandy zdeprawowanych wojną młodych „partyzantów” wykonywały wyroki śmierci na ludziach, których wskazali ich dowódcy „z lasu”. Nie było żadnych spotkań, rozmów ani sąsiedzkich odwiedzin. Szeptem przekazywano sobie tragiczne wieści. Mama wiele razy jeździła nad Bug i oglądała wyłowione z rzeki ciała pomordowanych mężczyzn. To były ofiary „leśnych” – dzisiejszych „bohaterów”, którym stawiane są pomniki. Pewnego dnia na drzwiach domu zawisła kolejna kartka: „Jak będziesz dochodziła, co stało się z twoim mężem, zginiesz jak on”. Od tego czasu ze względu na nas mama postępowała bardzo ostrożnie. Pewnego razu zauważyła na palcu matki jednego z bandziorów z Łazowa obrączkę taty – była charakterystyczna, wykonana na zamówienie. Patrzyła w sklepie na tę obrączkę i zachowała kamienną twarz. O tym, co stało się z ojcem, dowiedzieliśmy się dopiero z anonimu, który otrzymaliśmy w 1956 r. Pisano w nim, że Feliks Badurka został zamordowany 11 kwietnia 1945 r. po okrutnych torturach. Był przypalany przy ognisku, połamano mu ręce i nogi. Mama nam tego listu nie pokazała, ale 17-letnia wówczas siostra Wisia znalazła go i przeczytała. Była już po maturze, miała studiować psychologię na KUL. Zmieniła wtedy decyzję; powiedziała, że nie pójdzie na studia, tylko do zakonu. Wkrótce dostała pierwszego ataku. Zachorowała psychicznie. W okresach zaostrzenia choroby przypalała sobie ciało, bo chciała cierpieć tak jak tatuś. Chorowała całe życie – 40 lat. * Mama była zdolna i chciała się uczyć. W Polsce przedwojennej dla dziewcząt ze wsi było to jednak niemal nieosiągalne. Mimo to uzyskała tzw. małą maturę w gimnazjum o profilu rolniczym w Albigowej, w dobrach hrabiego Alfreda Potockiego. Nasza mama wyróżniała się w okolicy, była postępowa, bardzo serdeczna dla ludzi, przychodziło do nas dużo dzieci z sąsiedztwa. Zwierzęta w naszym gospodarstwie były dobrze traktowane. Mieliśmy dobrą ziemię, 10 ha, ale byliśmy małymi dziećmi i nie mogliśmy jej uprawiać, poza tym w naszym domu ceniona była przede wszystkim nauka. Mama mówiła: „Nie jestem w stanie nic wam dać, ale jak będziecie się uczyć, zapewnicie sobie godne i pożyteczne życie”. Aby stworzyć nam lepsze warunki, w 1953 r. postanowiła zostawić wieś i przenieść się do Warszawy. Na początku było nam bardzo ciężko. Mama pracowała w małym sklepie spożywczym. Nie mieliśmy żadnych rent, żadnych odszkodowań, nic nam nie przysługiwało, bo tata był wcześniej w Armii Krajowej. Mieszkaliśmy w dziurawym baraku bez wody, ogrzewania i jakichkolwiek urządzeń sanitarnych. Mama starała się o lepsze mieszkanie, ale kolejka była bardzo długa. Pewnego razu kierownik kwaterunku powiedział: „Pani ma piątkę dzieci, pani powinna mieć lepsze mieszkanie, ale ja nie mogę go przyznać poza kolejnością. Coś pani po cichu podpowiem: proszę sobie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 22/2022

Kategorie: Historia