Tag "Joe Biden"
O mowie nienawiści
Za mową nienawiści stoi zwykle lęk, obawa przed innym, obcym. Za hejtem – frustracja, czasem cynizm Dr hab. Rafał Zimny – prof. UKW w Bydgoszczy, członek Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN Z agresją językową mamy problem od dawna. Według badań CBOS już 15 lat temu 40% Polaków uważało mowę nienawiści za istotny problem. Aż 77% czuło zaś dyskomfort w związku z wypowiedziami pojawiającymi się w przestrzeni publicznej, niezależnie od własnego nastawienia wobec grupy obrażanej. Chyba wszyscy czujemy, że dzisiaj jest dużo gorzej. Jest tak źle, jak się wydaje? – Mowa nienawiści (hate speech) jest terminem prawnym, sformułowanym przez Radę Europy. Dlatego warto tu przytoczyć jej definicję: „Mowa nienawiści obejmuje wszelkie formy wypowiedzi, które szerzą, propagują czy usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm oraz inne formy nienawiści bazujące na nietolerancji, m.in.: nietolerancję wyrażającą się w agresywnym nacjonalizmie i etnocentryzmie, dyskryminację i wrogość wobec mniejszości, imigrantów i ludzi o imigranckim pochodzeniu”. Czyli mową nienawiści są wszystkie słowa i gesty prowadzące do cierpienia ludzi ze względu na jakąś cechę, która jest od nich niezależna, np. narodowość, kolor skóry, płeć, orientację seksualną czy wiek. A także religię i wyznanie, choć te można zmienić.
Groźne skutki forsowania amerykańskiej „wojny zastępczej”
Odzyskanie przez Ukrainę – z pomocą Zachodu – wszystkich obszarów utraconych na rzecz Rosji i separatystów od 2014 r. oznacza długą wojnę i cierpienia Ukraińców Anatol Lieven jest ekspertem od spraw Rosji i Europy w amerykańskim think tanku Quincy Institute for Responsible Statecraft. Grupuje on specjalistów przynależących do realistycznej szkoły myślenia o polityce. Przez ponad 13 lat Lieven jako dziennikarz pracował m.in. w Azji Południowej i byłym ZSRR, relacjonował wojny w Afganistanie i Czeczenii. Jego wiedza wykracza zatem poza obszar Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej. Książka jego autorstwa „Pakistan. A Hard Country” (Pakistan. Trudny kraj) znajduje się na oficjalnej liście lektur amerykańskich i brytyjskich dyplomatów. Inna jego praca, „The Baltic Revolutions: Estonia, Latvia, Lithuania and the Path to Independence” (Bałtycka rewolucja: Estonia, Łotwa, Litwa i droga do niepodległości), została uhonorowana nagrodą im. George’a Orwella. W kontekście konfliktu rosyjsko-ukraińskiego istotna jest książka Lievena „Ukraine and Russia: A Fraternal Rivalry” (Ukraina i Rosja. Braterska rywalizacja). W prezentowanych rozważaniach Lieven namawia elity polityczne Zachodu do wyraźnego uświadomienia sobie, co jest ich celem w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, która przybrała formę „wojny zastępczej” – proxy war – między USA (i sojuszniczymi krajami NATO)
Odnowa czy od nowa?
Wojna w Ukrainie, inflacja u nas, plus rozpad małżeństwa Kasi Cichopek i wybór klubu, w którym kolejne miliony zarobi odchodzący z Bayernu Robert Lewandowski, zupełnie pochłaniają umysły większości Polaków. Dla niektórych nawet kolejność dramatów jest inna. Mniej istotne, kto wygra wojnę, ważniejsze, gdzie będzie kopał piłkę Robert Lewandowski i w czyich ramionach wyląduje Kasia Cichopek. To zaprząta umysły większości Polaków. Tak dalece, że trudno im się zainteresować czymś innym. Kogo obchodzi los nauki polskiej i jej przyszłość? Kto w ogóle zauważył, że prezydent Duda złożył w Sejmie projekt ustawy o Akademii Kopernikańskiej, a tym bardziej jaki był tego cel i jakie będą skutki. Nawet polityków opozycji i dziennikarzy niespecjalnie to interesuje. Władza totalitarna, a choćby tylko autorytarna, nie może ścierpieć środowisk, które starają się być od niej niezależne i, co gorsza, próbują niezależnie myśleć. A do takich zawsze należały środowiska naukowe. Każda władza autorytarna miała z nimi kłopot i każda rozprawiała się po swojemu. Dodajmy od razu, z różnym skutkiem. Sanacja nie mogła zdzierżyć, że środowiska naukowe nie wyrażały entuzjazmu dla procesu brzeskiego, i dlatego pacyfikowała uniwersytety za pomocą tzw. reform jędrzejewiczowskich. Nieprawomyślnych profesorów pozbawiano katedr i wysyłano na emeryturę.
Czy mnie też ktoś w szkole zastrzeli?
Oblicza amerykańskiej śmierci z bronią w tle Korespondencja z USA W grudniu minie 10 lat, odkąd młodsza córka, wówczas drugoklasistka, zapytała: „Mamo, czy mnie też ktoś w szkole zastrzeli?”. Gdy odbierałam ją tego dnia po lekcjach, już słyszała o masakrze w Newtown w Connecticut, w podstawówce Sandy Hook, gdzie 20-latek z karabinem zamordował 26 osób, w tym dwadzieścioro pierwszoklasistów. Dowiedziała się o tym pewnie od jakiegoś rówieśnika z komórką. Dziecko miało tego dnia dość strachu i niepewności, potrzebowało zapewnienia, że tragedia, która dotknęła jej rówieśników po drugiej stronie kraju, to wynaturzenie, a my, dorośli, zrobimy wszystko, by nic podobnego już się nie wydarzyło. 24 maja tego roku 18-latek wymordował całą klasę i dwie nauczycielki w szkole podstawowej w Uvalde w Teksasie – scenariusz był zatrważająco podobny. Co gorsza, nie można powiedzieć, że jego zbrodnia była czymś niezwykłym. Od czasów Sandy Hook Stany Zjednoczone doświadczyły 27 masowych strzelanin w szkołach w całym kraju – to więcej niż dwie masakry rocznie – w których zginęło 185 dzieci i nauczycieli, a prawie 320 tys. dzieci tragedie te dotknęły osobiście jako uczniów placówek, gdzie doszło do strzelanin. Reszta statystyk dotyczących masowych zbrodni z użyciem broni palnej, w większości karabinów
Europa niech broni się sama
Najgłośniej przeciwko zaangażowaniu USA w wojnę w Ukrainie protestuje radykalna prawica. I liczy, że Trump wróci do władzy Nowa zimna wojna w jednym kluczowym aspekcie jest nie kontynuacją, ale zaprzeczeniem tej pierwszej. Niegdyś w USA to lewica i skrajna lewica były przeciwne zaangażowaniu Waszyngtonu w konfrontację militarną ze Związkiem Radzieckim, wojnie w Wietnamie i wyścigowi zbrojeń. A im dalej na prawo, tym żywsze były antykomunizm, wrogość do ZSRR i wsparcie dla proxy wars, wojen przez pośredników, toczonych przez USA i ZSRR w krajach od Afganistanu po Nikaraguę. Dziś w odniesieniu do Rosji jest niemal dokładnie na odwrót. To Partia Demokratyczna, w tym jej lewicowe skrzydło, jest partią konfrontacji i ugrupowaniem antyrosyjskim. Sprzeciw wobec angażowania się USA w Ukrainie płynie zaś ze strony najbardziej skrajnych republikanów, tzw. alternatywnej prawicy i konserwatywnych intelektualistów. Nie tylko tych, którzy zostali zaczarowani wizją „Putina – przywódcy wolnego świata” już lata temu, ale także młodszych i bardziej dynamicznych polityków prawicy nowej generacji. To fascynujące – i momentami przerażające – z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, widzimy już, że ideologiczne i polityczne zmiany w USA, które przyniosła poprzednia dekada, nie skończyły się wraz z Trumpem. Po drugie, w amerykańskiej polityce nie da się oddzielić tego, co globalne (wojna w Ukrainie), od tego, co lokalne
Ruch ratunkowy
Przyszło w końcu i mnie napisać felieton w pociągu; choć pół życia spędzam jako pasażer, zwykle w pociągach śpię lub czytam po to, żeby zasnąć. Jakąkolwiek książkę bym napoczął, narkolepsja lokomocyjna pokonuje rozkosze lekturowe, co mi od razu przypomina dzieci moje, które w wieku niemowlęcym najłatwiej zasypiały w ruchu – w nosidle, wózku lub wręcz samochodzie. Przejechałem z małym Antosiem całą Polskę we własnym mieszkaniu, pchając wózek dokoła kuchni, bo na malucha nie działały żadne szumisie ani kołysanki – musiał się przemieszczać, aby odnaleźć błogostan, tymczasem srogie listopadowe wieczory (w Polsce listopad trwa pół roku) nie zachęcały do przechadzek po ciemnym parku. Auta dzisiaj cichutkie w środku, amortyzują wyboje, a i dziur mimo wszystko mniej na drogach niż w czasach gierkowskich, na które przypadło moje dzieciństwo – niestety, cierpiałem w samochodach, mdliło mnie od jazdy, ojciec musiał co chwila przystawać w drodze ze Śląska nad morze, którą sobie rokrocznie poczytywał za wyzwanie wakacyjne jako kierowca polskiego fiata. Cioteczka z miasteczka jodem natchnionego witała mnie niezmiennie, pomstując na moją bladość i słabość, dopiero kiedy stary zafundował mnie i matce kuszetkę, dowiozłem swoje naturalne barwy na kanikułę; odtąd ojciec tłukł się swoim klamotem
Elity polityczne nie rozumieją potęgi nacjonalizmu
Putin i jego współpracownicy zapomnieli, że narody często gotowe są ponieść ogromne straty, aby oprzeć się obcym najeźdźcom. Właśnie to zrobili Ukraińcy 27 kwietnia br. na łamach „Foreign Policy” ukazał się tekst Stephena M. Walta na temat lekceważenia nacjonalizmu w kręgach elit politycznych. Walt jest profesorem stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Harvarda. Reprezentuje jedną ze szkół realistycznego myślenia o polityce, zwaną defensywnym neorealizmem. W przeciwieństwie do realizmu ofensywnego, którego przedstawicielem jest – publikowany także na łamach PRZEGLĄDU – John Mearsheimer, defensywni realiści stoją na stanowisku, że troska o bezpieczeństwo zmusza państwa do prowadzenia polityki umiarkowania. Jak rzecz ujął fundator defensywnego neorealizmu, Kenneth Waltz, „nadrzędnym zmartwieniem państw jest nie maksymalizacja potęgi [jak uważają ofensywni realiści w stylu Mearsheimera – P.K.], lecz utrzymanie swojej pozycji w systemie międzynarodowym”. W kontekście rosyjskiej inwazji na Ukrainę warto przypomnieć diagnozę Walta wyrażoną w 2015 r., a zatem po aneksji Krymu przez Rosję (również na łamach „Foreign Policy”). Stwierdził on, że uzbrajanie przez USA Ukrainy w reakcji na działanie Moskwy – zamiast dążenia do uczynienia z niej na zawsze państwa neutralnego – to gotowa recepta na wywołanie dłuższego i bardziej wyniszczającego konfliktu. Rozważania Walta na temat niezrozumienia przez elity polityczne
Pacyfizm po włosku
Wśród Europejczyków Włosi są narodem najbardziej zaniepokojonym wojną w Ukrainie i jej konsekwencjami Korespondencja z Rzymu Zdaniem większości Włochów wojna będzie trwać jeszcze długo i istnieje poważne ryzyko, że rozprzestrzeni się poza granice Ukrainy, aż stanie się III wojną światową. Włosi obawiają się również konfliktu nuklearnego. Sześciu na dziesięciu Włochów twierdzi, że jest dobrze poinformowanych, jeśli chodzi o bieżące wydarzenia, przyczyny wojny i jej rozwój, choć ponad połowa z nich uważa, że informacje głównego nurtu są zmanipulowane lub zniekształcone. W sondażu przeprowadzonym przez instytut badania opinii publicznej Ipsos tuż po wizycie włoskiego premiera Maria Draghiego w Waszyngtonie i spotkaniu z amerykańskim prezydentem Joem Bidenem 64% badanych jest przeciwko wojnie w Ukrainie i aż 65% uważa, że USA działają we własnym interesie, który ewidentnie szkodzi Europie i Włochom. Z badań tego samego instytutu wynika, że 46% respondentów jest przeciwnych wysyłaniu broni dla Ukrainy (41% jest za); 62% uważa, że konflikt należy rozwiązać poprzez negocjacje pokojowe; 56% jest zdania, że konflikt w Ukrainie to wojna zastępcza, poprzez którą Stany Zjednoczone realizują swoje globalne interesy, sprzeczne z europejskimi, i że Włochy są zbyt „spłaszczone na pozycji proatlantyckiej”, a powinny przyjąć wraz z innymi