Tag "Polska"

Powrót na stronę główną
Kraj Wywiady

Czy młode Polki rozsadzą system?

Szansą na zmianę jest porozumienie między pokoleniami Prof. Elżbieta Korolczuk – socjolożka Zaskoczył panią nowy sondaż CBOS, z którego wynika nie tylko, że aż 77% osób w wieku 18-24 lata deklaruje udział w wyborach, ale też, że 30% chce głosować na lewicę? Poparcie dla lewicy nie było tak wysokie od lat, przyrost jest gwałtowny. Badacze mówią o przełomie. – To kontynuacja trendów, które widać już od pewnego czasu. Jeśli spojrzymy na ostatnie wybory – parlamentarne i prezydenckie – zobaczymy wyraźnie rosnące zaangażowanie tej grupy w procesy polityczne. Już w ostatnich wyborach prezydenckich młodzi w rekordowym stopniu zmobilizowali się do głosowania. Tłumaczyłabym to faktem, że są grupą najbardziej sfrustrowaną kierunkiem, w którym podąża nasze państwo. Stąd tak duże poparcie dla lewicy? Wynika z frustracji? – Od dłuższego już czasu dostępne są wyniki badań, które pokazują, że w grupie 18-24 lata dominują poglądy liberalne obyczajowo, prosocjalne, egalitarne. Według m.in. badań CBOS mniej więcej do 2012 r. wśród osób w przedziale wiekowym 18-24 lata przeważały deklaracje, że identyfikują się jako prawica; ten trend osiągnął szczyt w roku 2015, a po 2016 widać było już wyraźną zmianę na korzyść identyfikacji jako centrum i lewica. Widoczne jest to szczególnie wśród młodych kobiet.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia Wywiady

Skąd się wzięli komuniści?

Prawica pisze opowieść o lewicy. Prostackie klisze i fałszywe mity mają zastąpić historię Polski Prof. Andrzej Friszke – historyk W przedmowie do książki o polskich komunistach napisał pan: „W powszechnej świadomości współczesnych Polaków komunizm został utożsamiony wyłącznie ze zbrodniami. Zanikła podstawowa wiedza o ideologii, jaką niósł. Szeroko rozpowszechniana w ostatnich latach ideologia nacjonalistyczno-klerykalna zastępuje wykład historii serią schematów i obrazków sławiących bohaterstwo patriotycznych Polaków. Eliminuje się przy tym opis podziałów społecznych, sporów ideowych, realiów, w których toczył się proces historyczny. Już nawet nie czytanka dla maluczkich, ale prostackie klisze i fałszywe mity mają zastąpić historię Polski”. Porozmawiajmy więc o komunistach i socjalistach. Skąd się wzięli w Polsce? – Wielka grupa w Polskiej Partii Socjalistycznej, ale i w Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy to inteligencja, najczęściej postszlacheckiego pochodzenia. Druga część to inteligencja pochodzenia żydowskiego, ci, którzy wyszli z tego środowiska. Trzecia – robotnicy. Dalecy od stereotypów. W dużym stopniu samoucy, inteligentni, mający rozległą wiedzę. – Dam przykład – Tomasz Arciszewski. Ten, który pod koniec II wojny światowej zostanie premierem polskiego rządu w Londynie. On był ślusarzem! Nie kończył żadnych szkół. A jednak całe życie był działaczem politycznym, wygłaszał bardzo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Narodowa terapia jodowa

Po katastrofie w Czarnobylu przez siedem dni 18,5 mln Polaków, w tym 95% dzieci, dostało leczniczą dawkę płynu Lugola Gdy wczesnym rankiem 28 kwietnia 1986 r. radioaktywny pył zawisł nad Mazurami, wychwycono go w stacji monitoringu radiacyjnego w Mikołajkach. Początkowo nie bardzo wiedziano, jak zinterpretować zaskakujące pomiary. Bo czujniki wykazały, że radioaktywność powietrza wzrosła z dnia na dzień aż 550 tys. razy! Prof. Zbigniew Jaworowski z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej, który koordynował prace 140 stacji pomiaru skażeń rozsianych po całej Polsce, najpierw podejrzewał, że gdzieś wybuchła wojna atomowa. Inni sugerowali, że to odprysk prób z bronią nuklearną. Może w Nowej Zelandii? Brali pod uwagę także akcję terrorystyczną z użyciem bomby jądrowej. Albo jakąś manifestację, próbę sił mocarstw atomowych. Wkrótce analiza składu chmury, którą przeprowadziło CLOR, wskazała awarię elektrowni jądrowej. Może radzieckiej? Rosjanie stanowczo zaprzeczyli. Szwedzi alarmują Podobnie po omacku działali Szwedzi, którzy także odnotowali drastyczne podwyższenie radioaktywności. Gdy sprawdzili, że to nie ich elektrownia Forsmark jest źródłem i że wiatry wieją z południowego wschodu, a w radioaktywnym pyle znaleźli substancje typowe dla radzieckich elektrowni atomowych, domyślili się, że promieniotwórcza mieszanka dociera do nich przez Bałtyk z europejskiej części ZSRR. Chcieli – oczywiście –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Nie damy się zastraszyć

Większość młodych, z którymi jestem związana, teraz protestuje jeszcze intensywniej Katarzyna Augustynek, Babcia Kasia Jak pani się czuje? Policja zaprzecza pani dramatycznej relacji z zatrzymania po piątkowych protestach. – Policja, a raczej Sylwester Marczak, już wie, co się tam wydarzyło, mimo że jeszcze nie było śledztwa. To oznacza, że wyrok już wydano. Jak więc mam się czuć? Będę się bronić, tak jak potrafię, choć czuję się bezsilna w starciu z policją. Nie mam świadków, nie mam nagrań. Na komisariacie były kamery? – W toaletach ich nie ma, dlatego właśnie tam prowadzi się osoby, z którymi chce się zrobić różne niemiłe rzeczy. Zresztą, jak wiadomo, w kilku innych tego rodzaju sprawach związanych z zatrzymaniami słyszeliśmy potem, że nagrania – czy ich fragmenty – ginęły. Tak było przecież w przypadku Igora Stachowiaka, który zginął na komisariacie we Wrocławiu. Bała się pani w trakcie zatrzymania, że mogą zrobić pani poważniejszą krzywdę? – Nie miałam czasu. Broniłam się na miarę swoich możliwości, również fizycznie. Czy da pani radę po raz kolejny o tym opowiedzieć? – Mam już trochę dosyć, ale opowiem. W czwartek, 28 stycznia, zawieziono mnie do Pruszkowa. Oczywiście nie powiedziano mi,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Znowu zwycięstwo w przegranej wojnie

Z sadystyczną satysfakcją sięgam po kolejne doniesienie mediów o najściślej tajnych ćwiczeniach polskiej armii Zima-20, które w swoim wirtualnym przebiegu wykazały nieistnienie polskich mocy obronnych, bezsilność polskich wojsk w powietrzu, na morzu i na lądzie. Polska armia w konfrontacji z przeciwnikiem ze Wschodu (któż to mógł tak się zamachiwać na naszą ojczyznę, która wydała papieża Polaka i najsłynniejszych żołnierzy na świecie?) miała trzymać gardę przez 22 doby, a de facto zniknęła z powierzchni ziemi po pięciu dniach, po czterech Warszawa była otoczona i po ptakach. Warto dodać, że w ćwiczeniach polska armia była wyposażona w broń, którą nie dysponuje, a o której lubi się wypowiadać zakupująca ją władza: zestawy przeciwlotnicze Patriot, wyrzutnie rakiet M142 HIMARS i wielozadaniowe samoloty F-35. W wirtualnym przedsięwzięciu bojowym wzięła udział rekordowa liczba kilku tysięcy oficerów. I co? I nic. Autorzy Onetu donoszą: „Lotnictwo i marynarka wojenna przestały istnieć, mimo wsparcia NATO. Na wschód od Wisły polskie jednostki miały ponieść druzgocącą klęskę. Pierwszorzutowe bataliony straciły od 60 do 80% stanów”. Podobno taki przebieg tego dobrozmianowego blitzkriegu 2020 miał wzbudzić „konsternację”. Ale dlaczego? A poza tym to chyba nieprawda. Przebieg klęski obserwował minister obrony Mariusz Błaszczak i – warto to podkreślić – formalny zwierzchnik

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Kosiniak-Kamysz i latarnia

Amerykański socjolog Alexander H. Leighton napisał kiedyś, że „polityk może wykorzystywać wiedzę naukową tak jak pijak latarnię – nie po to, żeby się oświecić, ale po to, aby się podeprzeć”. To nader trafne spostrzeżenie upowszechnił w Polsce Stanisław Ossowski w znanej książce „O osobliwościach nauk społecznych”. Jest ono przypominane od czasu do czasu, bo niestety pozostaje aktualne. Od końca absolutyzmu oświeconego zapotrzebowanie na naukę ze strony polityków ogranicza się zwykle do tej drugiej funkcji – podpórki. Wyjątek stanowiły może początki III RP. Wtedy z jednej strony zmieniła się klasa polityczna, do polityki weszli ludzie poważni, z uczelni, z redakcji, z wielu innych miejsc pracy, wszyscy z jakimś własnym, pozapolitycznym dorobkiem i doświadczeniem. Z drugiej zaś, entuzjazm i chęć udziału w przebudowie Polski były tak wielkie, że bez trudu (i bez kosztów) można było zebrać grono ekspertów z każdej potrzebnej dziedziny. Od samorządów, od gospodarki, od bezpieczeństwa, a nawet od polityki zagranicznej. Ale to już się skończyło, minęło, jak się zdaje, bezpowrotnie. Ostatnio, chcąc (naprawdę?) przełamać impas w powoływaniu rzecznika praw obywatelskich, poseł Władysław Kosiniak-Kamysz zwrócił się do wszystkich dziekanów prawa w Polsce, by wskazali kandydata na ten urząd. Kosiniak-Kamysz to nie szeregowy poseł, ale szef Polskiego Stronnictwa Ludowego, przewodniczący

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Uwierzyli, że MSZ jest ich!

Byłem pierwszy z grona ambasadorów do odstrzału, bo myśleli, że człowieka bez politycznego poparcia najłatwiej usunąć II część rozmowy z prof. Jarosławem Suchoplesem, byłym ambasadorem RP w Finlandii (2017-2019) Panie ambasadorze, jak pana odwoływali? Zadzwonił do pana Andrzej Papierz i powiedział: odwołuję pana? – Pokażę panu te papiery… Akurat byłem na urlopie, bo córka miała urodziny i zimową przerwę w szkole. I bodajże 18 czy 19 lutego 2019 r. z Biura Spraw Osobowych, a może nawet od Papierza, dostałem informację, że minister Czaputowicz wystąpił o moje odwołanie. Tylko tyle. Natomiast w pierwszym dniu po powrocie z urlopu dostałem pismo z MSZ. Że Papierz wypowiada panu stosunek pracy. Ambasadorowi! – Niech pan zwróci uwagę – mam pismo z MSZ, ale nie mam żadnego dokumentu w tej sprawie od prezydenta RP! Zgodnie z konstytucją najpierw musi mnie odwołać prezydent. A cała reszta to już tylko administracja. Jak więc pan Papierz może pozbawić mnie stopnia dyplomatycznego i jeszcze mówić o wypowiedzeniu stosunku pracy? Czyli mamy paradoks, z którego wynika, że Papierz de facto postawił się wyżej od prezydenta RP. Ja o tym zawiadomiłem prokuraturę, ale pani prokurator Maryla Potrzyszcz-Doraczyńska odmówiła wszczęcia postępowania. A jaki był oficjalny powód pana odwołania? Źle pan pracował? – Najciekawsze jest właśnie datowane

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Służba zdrowia – krajobraz po bitwie

W pandemii Polacy przestali chodzić do lekarzy. I zaczęło się największe od II wojny światowej umieranie – Zniechęca mnie organizacja pracy przychodni i jakość teleporady. W listopadzie usłyszałam, że mam anginę, zapalenie gardła albo zapalenie krtani. Tyle sama wiedziałam, bo gardło mnie bolało. Gdybym chciała wizytę stacjonarną, mogłabym zostać przyjęta za siedem-dziesięć dni. Ale że jestem nauczycielką, potrzebowałam L4, bo trudno przy 38-stopniowej gorączce, z bolącym gardłem i kaszlem, przez kilka godzin stale rozmawiać online z uczniami – opowiada Katarzyna z Łodzi. – Teleporady udzielił lekarz, który wcześniej na oczy mnie nie widział. Wątpię, że zajrzał do mojej karty, skoro zapytał, jaki antybiotyk chcę i jakie wcześniej brałam. Myślę, że wiele osób ma takie doświadczenia, więc gdy chorują, leczą się samodzielnie domowymi sposobami. Beata z małego miasta pod Warszawą nie chodzi do lekarza, bo przeraża ją wizja kolejek większych, niż były przed pandemią. – Jak mam przez to wszystko przebrnąć, od razu odechciewa mi się kontaktu ze służbą zdrowia. Czekam więc na koniec pandemii, żeby zająć się porządnie choćby moimi rozpapranymi hemoroidami, które leczę na własną rękę za pomocą maści. Wiem, że powinnam się zgłosić do specjalisty, ale dopóki czuję, że mojemu zdrowiu nie grożą poważne konsekwencje, nie pójdę do lekarza. Dokucza mi też kręgosłup. Powinnam iść

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia Z dnia na dzień

Jakie są największe grzechy TVP Jacka Kurskiego?

Jakie są największe grzechy TVP Jacka Kurskiego? Krystyna Mokrosińska, dziennikarka, dokumentalistka, honorowa prezeska Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich To już nie telewizja, ale tuba propagandowa rządzącej partii. Jacek Kurski nie kieruje medium publicznym, tylko bierze udział w rozgrywce politycznej. Tak wyraźne opowiedzenie się po jednej stronie sporu sprawia, że przekaz TVP jest chyba nawet bardziej fundamentalistyczny niż to, co głoszą środowiska, którym tradycyjnie przypisujemy fundamentalizm. To praktyczna realizacja znanych w psychologii technik manipulacji. „Ciemny lud to kupi” i niestety kupuje! Robert Kwiatkowski, członek Rady Mediów Narodowych, były prezes TVP Najcięższy z nich polega moim zdaniem na całkowitym ubezwłasnowolnieniu telewizji, które zdało ją na łaskę i niełaskę partii w danym momencie będącej u władzy. Doszło bowiem do tego, że większość społeczeństwa nie cierpi państwowego nadawcy, co pokazują choćby sondaże Centrum Badania Opinii Społecznej, zresztą zbliżonego do rządu. Wskaźniki zaufania do TVP runęły – kiedyś oscylowały wokół 80%, teraz blisko im do 40%. Tym samym Jacek Kurski doprowadził do sytuacji, w której zarządzana przez niego instytucja nie może w zadowalającym stopniu liczyć ani na abonament, ani na reklamy. Ten proces, praktycznie nieodwracalny, najpoważniej obciąża obecne kierownictwo telewizji, gdyż ma charakter systemowy. O estetyce aktualnie realizowanych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Narodowe zwierciadło

Krótka pamięć wyborców to narodowe przekleństwo. Korzystają z tego, pełnymi garściami, politycy. Poglądy i dotrzymywanie obietnic to nie są sprawy, które by traktowali dogmatycznie. Po porażkach otrzepują się z kurzu i po liftingu prezentują nam kolejną wersję zbawicieli narodu. Pozwalamy, by postępowali z nami właśnie tak. Podobnie robią oszuści polujący na emerytów metodą na wnuczka. I choć wszyscy są przed nimi ostrzegani, ciągle przybywa oszukanych. Mam wrażenie, że dla żyjących z polityki jesteśmy jako społeczeństwo tylko wielkim łupem. Grupą ludzi do oskubania. Oczywiście nie dotyczy to jedynie polityków. Taki proceder uprawia u nas większość grup zawodowych. Z jakim hasłem jadą na wieś akwizytorzy sprzedający nawozy sztuczne, środki ochrony roślin czy maszyny rolnicze? Jedziemy rąbać rolasów. Nie wiem, co mówią ci, którzy handlują parafarmaceutykami. Ale wiem, jak gigantyczne są zyski koncernów produkujących złudzenia w tabletkach. Znam setki relacji ludzi oszukanych przez sprzedawców rozmaitych dóbr i usług. Oszustami są prawie zawsze nasi rodacy. Sami więc siebie okłamujemy i okradamy. Bo przecież to, co się dzieje, jest podręcznikowym złodziejstwem. Opakowanym w banialuki o wolnym rynku. Ale jeśli jest w tym coś wolnego, to wolność od zasad, moralności i elementarnej uczciwości. Bez nich zaś relacje między ludźmi sprowadzają się do patologicznej opresji wobec słabszych,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.