Tag "przyroda"

Powrót na stronę główną
Obserwacje

Trawa sama sobie poradzi

Zdrowy ogród powinien być siedliskiem różnorodnej społeczności owadów, stonóg, ślimaków, dżdżownic, nie wspominając o bakteriach żyjących w glebie Najważniejszą częścią większości ogrodów jest trawnik. Chociaż z pewnością nie stanowi największej atrakcji, leży zwykle pośrodku, zajmuje mnóstwo miejsca i służy do eksponowania innych ogrodowych osiągnięć, jak choćby klombu z kwiatami. My, Brytyjczycy, kochamy nasze trawniki. Pielęgnujemy je, strzyżemy, a brzegi wyrównujemy specjalnym narzędziem w kształcie półksiężyca. Gramy na nich w krokieta, krykieta albo tenisa, a potem rozsiadamy się, zażywając relaksu przy ginie z tonikiem lub innych napojach. Czym byłyby Wimbledon, brytyjskie lato czy tradycyjne herbatki bez trawników? Skoro już o nich mowa, zdanie: „piękno jest w oku patrzącego” nigdy nie pasowało tu bardziej. Mój ojciec uwielbia swój trawnik i dla niego musi on być równo przystrzyżony, zielony i pasiasty. Zapamiętałem z dzieciństwa, jak co miesiąc torturował go za pomocą przedziwnych elektrycznych gadżetów, które usuwały góry mchu. Nigdy do końca nie zrozumiałem, czemu tak bardzo nie lubi mchu, który zresztą zawsze odrastał, ale ojciec upierał się przy swoim. Miał spalinową kosiarkę i co tydzień lub dwa wystrzygał nią równe pasy trawy. Dzisiaj ma 84 lata i mały ogródek, ale nadal sam strzyże

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Wrocławski doktor Dolittle

Grzegorz Dziwak jest weterynarzem. Po pracy opiekuje się ponad 200 domownikami. To m.in. szopy, kangury, alpaki, papugi i węże Na progu jego posesji wita mnie gromadka psów, obwąchując i domagając się pieszczot. Wśród nich wesoło kica mara patagońska – gryzoń z Ameryki Południowej. Od wybiegu z kangurami woli beztroską zabawę z czworonogami na przydomowym trawniku. – Mara trafiła do mnie z minizoo. A właściwie z rąk jego pracownicy, która zauważyła, że samica nie karmi młodych. Wzięła je więc do swojego mieszkania, podkarmiła i oddała matce. Po czasie znów pojawiły się problemy. Jedno młode zmarło, a drugie było w ciężkim stanie, z zapaleniem płuc. Dziewczyna znów przygarnęła maluszka i odratowała, ale ten nie mógł już wrócić do zoo, a ona nie miała warunków, by go zatrzymać. I odezwała się do mnie. Z początku miałem duże wątpliwości. Między innymi dlatego, że to tak rzadko spotykane zwierzę, nawet nie wiedziałam, jak się nim zająć. Ale świetnie się odnalazło, o dziwo, dogadując się z psami – opowiada Grzegorz Dziwak, 36-letni weterynarz. Leczenie zwierząt było jego marzeniem od najmłodszych lat. W dzieciństwie zasypiał obłożony pluszowymi misiami. Wcześniej robił im zastrzyki i zakładał opatrunki. Po jego rodzinnym domu zawsze biegały psy i koty. Ale jemu było mało.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Cała niegodziwość świata

Współczucie dla słabszych – tego uczy film Jerzego Skolimowskiego. On sam uczył się długo i boleśnie. Na własnym przykładzie Centralną postacią filmu Skolimowski uczynił osiołka o imieniu Io, które wzięło się od radosnego porykiwania tego zwierzaka. Choć po prawdzie osiołek ma wyjątkowo mało powodów do radości. Spotykamy go w cyrku, gdzie biciem i szykanami przyuczany jest do estradowego fachu, z którego niewiele rozumie. Od tej męczarni uwalniają go wkrótce prozwierzęcy aktywiści, którzy zamierzają go oddać w tzw. dobre ręce. Problem w tym, że dobrych rąk po prostu nie ma. W kolejnych odsłonach historii okazuje się bowiem, że ludzie o bardzo różnej pozycji społecznej, wykształceniu i kulturze zdradzają zadziwiająco zbieżne poglądy w kwestii zwierząt. To dla nich albo maszyny, zdatne jedynie do wykonywania najprostszych prac – gdy się zepsują, po prostu wyrzuca się je i nabywa nowe. Albo szkielety obrośnięte mięsem i tu trzeba zrobić wszystko, żeby tego mięsa wyhodować na kościach jak najwięcej. Zwierzęta bywają poza tym dawcami niewyszukanej rozrywki, jak w cyrku, w zoo czy w trakcie polowania. Tak czy owak, do ludzkiej świadomości bardzo rzadko przebija się myśl, że to istoty czujące, mające własny „psychiczny świat”, i traktowane bywają zaskakująco nierówno. Ulubionego psa czy kota właściciel potrafi hołubić, dogadzać mu na setki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Liczymy ptaki

Ptaki są dobrym wskaźnikiem jakości środowiska, dlatego ich obserwacje stanowią system wczesnego ostrzegania Spośród prac ornitologicznych najbardziej lubię monitoringi przyrodnicze. Mam przyjemność brać udział w dwóch: pospolitych ptaków lęgowych i łabędzi krzykliwych, choć marzy mi się dołączenie do zimowych liczeń ptaków na rzekach, ptaków siewkowych oraz sów. Niestety, uczestnictwo w kolejnych programach mogłoby zostać źle przyjęte w domu, już bowiem dotychczasowe zobowiązania wywołują pomruki świadczące o wątłej tolerancji na dziwactwa. Po co liczyć ptaki? Gdy wspominam o udziale w monitoringach, zwykle pada pytanie, po co to robić. Ale zacznę od innej sprawy, czyli od wyjaśnienia, że słowo monitoring bywa nadużywane. Często nazywa się tak badania poprzedzające inwestycję potencjalnie szkodliwą dla środowiska, np. ustawienie farmy solarnej czy wiatrowej. W rzeczywistości to inwentaryzacje określające, jakie ptaki (oraz inne zwierzęta, rośliny, grzyby i siedliska) żyją w danym miejscu. Pozwalają one oszacować, co stracimy, a co możemy zyskać, czy więcej zyskamy, czy stracimy, wliczając w to środowisko naturalne. Monitoring prowadzony jest przez wiele lat, według określonych kryteriów. Inwentaryzacja, choć korzysta z podobnych metod (prowadząc inwentaryzację przedinwestycyjną, zwykle korzystam z metod monitoringowych), to działanie w ciągu kilku miesięcy, najwyżej pięciu lat. Wyniki takich inwentaryzacji nie są wykorzystywane w monitoringach, choć dobrze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Żyć jak jeże

Często widuje się je w ciągu dnia, gdy próbują objeść się na zapas Jeże, po cztery lub pięć w miocie, rodzą się zwykle w czerwcu i na początku lipca, po czterech i pół tygodnia ciąży, ale zdarzają się drugie lub spóźnione mioty, co powoduje, że młode pojawiają się znacznie później. Ci spóźnialscy mają niewielkie szanse na przetrwanie, ponieważ zwyczajnie nie wystarcza im czasu, aby zyskać wagę niezbędną do przeżycia hibernacji. Często widuje się je w ciągu dnia, gdy próbują objeść się na zapas. Jeśli wyglądają na pijane, oznacza to, że zaczyna się u nich hipotermia i umrą, jeśli ktoś się nimi nie zajmie. Większość z nich nie jest tak naprawdę sierotami, jako że rodzicielstwo u jeży to zjawisko dość przelotne – ojciec nie ma żadnej roli do odegrania w ich wychowaniu, a matka po sześciu tygodniach je spławia – ale jest to przydatny skrót myślowy wobec młodych pozostawionych w tak opłakanym stanie. Jeśli jeże wejdą w stan hibernacji, ważąc mniej niż jakieś 450 g, nie przeżyją. Głównym problemem, z którym się borykają, jest brak tkanki tłuszczowej brunatnej, zwanej też gruczołami snu zimowego. U podstaw przygotowań jeży do hibernacji leżą dwa rodzaje tłuszczu. Biała tkanka tłuszczowa jest podstawowym tłuszczem, który na co dzień utrzymuje zwierzę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

„Zielono” i cyfrowo

Mniej znane oblicza wojny w Ukrainie Motocyklista z wyrzutnią przeciwpancerną w pojemniku na plecach przywołuje skojarzenia z filmami „Mad Max”, których akcja toczy się w postapokaliptycznym, pustynnym anturażu. W australijsko-amerykańskich produkcjach motocykl decyduje o być albo nie być resztek ludzkości, w zielonej Ukrainie również jest narzędziem w brutalnych pojedynkach na śmierć i życie. W wymyślonej rzeczywistości to głośna, paliwożerna maszyna, w tej prawdziwej – sunący bezszelestnie pojazd. W większej mierze ciekawostka niż typowy obrazek z ukraińskiego frontu, a zarazem zapowiedź procesu, przed którym stają wszystkie armie świata. O ropie mówi się, że to „krew wojny”, ale jej czas nieuchronnie dobiega końca. Zielone nie tylko kamuflażem wojsko nadal pozostaje pieśnią przyszłości, lecz wcale nie tak odległej. Elektryczny jednoślad Delfast już dziś potrafi zapewnić przeszło 300-kilometrowy zasięg. Daje przewagę zaskoczenia – bo nie słychać, gdy się zbliża – oraz możliwość szybkiej ewakuacji po wykonanym ataku. W Ukrainie sprawdza się w polowaniach na czołgi, do tego stopnia, że Rosjanie oferują swoim żołnierzom dodatkowe nagrody za schwytanie „madmaksów”. Jest w tym zresztą specyficzna symbolika – oto Rosję, żyjącą z kopalin i próbującą jak najdłużej zachować paliwowe status quo – kąsa chmara małych „elektryków”. Źle oszacowany potencjał O skuteczności Ukraińców decydują także inne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Błękitna krew, która ratuje życie

Skrzypłocze istniały na naszym globie na długo przed dinozaurami i wyglądają mniej więcej tak samo od 400 mln lat Pewnie nawet o tym nie wiesz, ale jeśli kiedykolwiek dostałeś zastrzyk, możesz podziękować morskiemu stworzeniu o błękitnej krwi i wyglądzie średniej wielkości patelni za to, że zawartość strzykawki była czysta i pozbawiona niebezpiecznych toksyn bakteryjnych. Ukłoń się skrzypłoczom, odległym morskim krewniakom pająków. W ciągu ostatnich 25 lat uratowały wiele ludzkich istnień, ponieważ ich krew pozwala wykryć bakterie znajdujące się tam, gdzie ich nie chcemy. Skrzypłocze lub mieczogony, jak się je inaczej nazywa, istniały na naszym globie na długo przed dinozaurami i wyglądają mniej więcej tak samo od 400 mln lat. Żyją w morzu, jednak w okresie godowym tysiącami wyczołgują się jednocześnie na plażę. Z czterech żyjących dzisiaj gatunków jeden występuje wzdłuż wschodniego wybrzeża USA, a pozostałe trzy w Azji. Dorosły skrzypłocz ma ciało pokryte wybrzuszonym pancerzem, a z tyłu wystaje mu ostry, wąski, opancerzony ogon – stąd „mieczogon”. Nie służy on do obrony, ale raczej działa jak ster pomagający zwierzęciu utrzymać kurs, gdy płynie lub idzie. Ogon wykorzystywany jest również do obracania ciała na lądzie, jeśli zwierzątko znajdzie się nagle na grzbiecie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ściana zakazana

Cudzoziemców i Polaków odstraszają budowa zapory w puszczy i ryzyko uciążliwych kontroli przez służby mundurowe Po wpisaniu w wyszukiwarkę pytania: What is Poland mostly known for? Google wylicza: z najsmaczniejszych pierogów, papieża Jana Pawła II i najstarszego lasu pierwotnego w Europie. Ten las to jedyny polski obiekt przyrodniczy wpisany przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa, Puszcza Białowieska, wraz z jej przyrodniczym sercem, Białowieskim Parkiem Narodowym. Najstarszy polski park narodowy, utworzony w 1921 r., został sto lat później, we wrześniu 2021 r., de facto zamknięty dla turystów z Polski i z zagranicy. I stan ten trwa do dziś. Podlascy przedsiębiorcy związani z branżą turystyczną tak jak wszyscy podczas pandemii koronawirusa weszli w tryb zamykania się i otwierania, lecz teraz, kiedy cała Polska była na majówce i można było wreszcie odbić sobie poniesione w ostatnich latach straty, oni tkwią w niepewności. Jaki wyrok zapadnie wobec Podlasia pod koniec czerwca w sprawie sezonu turystycznego lato-jesień 2022, pozostaje zagadką. Nie da się nas włączyć i wyłączyć – Liczba turystów odwiedzających Białowieski Park Narodowy szacowana jest na podstawie biletów sprzedanych do Rezerwatu Pokazowego Żubrów BPN – tłumaczy Marek Świć, kierownik Działu Udostępniania Białowieskiego Parku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Orzeł biały

Wśród ornitologów orzeł przedni ma reputację psychopaty, a bielik pacyfisty Majówkowy weekend to aż trzy ważne święta z rzędu. Flagi wzdłuż ulic, flagi na posesjach, flagi na budynkach publicznych… 2 maja to Dzień Flagi Rzeczypospolitej, choć niestety nie jest dniem wolnym od pracy. I wszystko byłoby elegancko, gdyby nie to, że mnóstwo rodaków w ten dzień (i nie tylko w ten) użyło flagi nieprawidłowo. Najczęstszym błędem jest używanie biało-czerwonej z godłem. A że godło mamy ornitologiczne… Nim jednak dojdę do ornitologicznych podstaw naszej państwowości, kilka słów o tym, dlaczego nie powinniśmy używać flagi z białym orłem w czerwonym polu. Flagi są symbolami, które można czytać tak jak książkę albo zestaw piktogramów. Ciekawe przy tym, że coraz sprawniej czytamy pismo obrazkowe, ale tracimy zdolność czytania liter bądź znaków państwowych, tak jak dawniej zatraciliśmy zdolność czytania sztuki sakralnej, gdy upowszechniła się umiejętność pisania i czytania. W każdym razie flagi z godłem są zastrzeżone dla polskich przedstawicielstw dyplomatycznych, lotnictwa cywilnego oraz portów (a właściwie ich kapitanatów) i statków. Gdy pojawia się na fladze, w tym wypadku banderze, trójkątne wcięcie, oznacza to okręt wojenny. Nieprawidłowe użycie flagi może nas kosztować pieniądze, które zasilą wątły budżet państwowy, a nawet możemy zaliczyć

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Leśne przedszkola i szczęśliwe dzieci

Edukujemy poprzez swobodną zabawę w naturze Akademia Leśnych Lisków to nietypowe wrocławskie przedszkole. Edukacja odbywa się tu na świeżym powietrzu, dzieci wychowują się w harmonii z naturą, a poprzez gry i zabawy poznają świat wszystkimi zmysłami. Wcale nie potrzebują otaczać się masą kolorowych zabawek. W lesie, w którym spędzają większość czasu, najważniejsze są dwa rekwizyty – jutowa lina służąca im m.in. do przeciągania i wszechobecne patyki, z których można stworzyć nieskończoną liczbę budowli. Uczestnicy zabaw trzymają się jasno określonych zasad: patyki należy trzymać nisko i nie wolno celować nimi w drugą osobę. Otoczenie przyrody jest ogromnym placem zabaw, pełnym atrakcji w postaci liści, gałęzi, mchu, szyszek, żołędzi czy kasztanów. Gdy kilkulatki zmęczą się wspinaniem na drzewa, babraniem w błocie czy bieganiem boso po trawie, zasiadają do zajęć. Wspólnie śpiewają piosenki czy rozwiązują łamigłówki. Po polsku i po angielsku. W lesie uczą się też pisać. Kijem na ziemi. To dla nich o wiele ciekawsze niż zdobywanie tej umiejętności w sposób tradycyjny. Dzieci mogą, ale nie muszą uczestniczyć we wszystkich zorganizowanych zabawach. Te, które wybiorą własną ścieżkę, nie przeszkadzają innym. Tutaj wszystko odbywa się z wzajemnym szacunkiem. A podczas zajęć w naturze Akademia Leśnych Lisków realizuje podstawę programową wychowania

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.