Tag "Richard Nixon"
Jak Trump testuje prawo łaski
Akt miłosierdzia w rękach amerykańskiego prezydenta zmienia się w kolejne narzędzie naboru i ochrony lojalistów
Korespondencja z USA
Przez stulecia amerykańscy przywódcy używali prawa prezydenckiej łaski jako symbolu, aktu pojednania albo korekty nazbyt surowego wyroku, jeśli przemawiały za tym okoliczności. Trump, jak to on, podeptał tę tradycję, zmieniając akt łaski w kolejne narzędzie szerzenia korupcji i ochrony lojalistów. Ale czy tylko?
„Ułaskawienie (…) to akt dobroczynności udzielany w dyskrecji przez władzę wykonawczą (…) i nie winien być traktowany jako wymierzanie kary, ale korekta ewentualnie zbyt rygorystycznych praw”, pisał w 1788 r. Alexander Hamilton, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, uczestnicząc na łamach ówczesnej prasy w publicznej debacie na temat prac nad konstytucją. Konstytucja weszła oficjalnie w życie rok później, a prawo prezydenckiej łaski zostało w niej opisane w art. II jako „prawo do udzielania odroczeń i ułaskawień za przestępstwa przeciwko Stanom Zjednoczonym, z wyjątkiem przypadków impeachmentu”.
Pierwszego ułaskawienia dokonał już Jerzy Waszyngton, stwarzając ważny precedens, który nada prezydenckiemu miłosierdziu specyficzny charakter – w 1794 r. przebaczył winy liderom ruchu oporu przeciwko wyższym podatkom na whisky. Nowo powstałe, ale bardzo zadłużone po wojnie niepodległościowej państwo chciało w ten sposób podreperować swój budżet. Choć do stłumienia „rebelii o whisky” Waszyngton potrzebował aż 13 tys. żołnierzy i tym samym stał się jedynym w historii USA urzędującym prezydentem udzielającym się na polu bitwy, użył prawa łaski, by zasygnalizować, że w nowoczesnym państwie szanującym prawa człowieka każdy zasługuje na drugą szansę.
Ta sama myśl przyświecała 30 lat później Andrew Jacksonowi, gdy ułaskawił seryjnego rabusia pocztylionów skazanego na karę śmierci. Co ciekawe, złodziej nie przyjął jego aktu łaski, tworząc z kolei precedens, że prezydenckie ułaskawienie musi być zaakceptowane przez adresata, by nabrało mocy prawnej.
W myśl idei o drugiej szansie Andrew Johnson ułaskawił w 1865 r. wszystkich ocalałych z wojny żołnierzy armii konfederackich, a Barack Obama – setki przestępców, głównie kolorowych, odbywających wyroki za pomniejsze przewinienia związane z kradzieżą i posiadaniem narkotyków.
Łaska pod lupą
Przez większą część dziejów Amerykanie bardzo uważnie patrzyli jednak prezydentom na ręce i nie wahali się ich krytykować, gdy stwierdzali, że sprawy posunęły się za daleko. Tak było w przypadku łaski dla Richarda Nixona, skazanego za aferę Water-gate (nielegalne podsłuchiwanie opozycji), któremu pomógł jego
Rozpętało się piekło
Kulisy miejsca, w którym rozgrywają się losy świata
Richard Nixon nie znosił Sali Kryzysowej. Podczas swojej pięcioipółletniej prezydentury niemal ani razu nie przestąpił progu podziemnego centrum. Nie było go tam również w najgorszych chwilach całej zimnej wojny – w noc, gdy wobec niebezpieczeństwa otwartego konfliktu ze Związkiem Radzieckim grupa doradców prezydenta musiała podejmować decyzje zamiast swojego zwierzchnika, który zaszył się w prywatnej części Białego Domu, obezwładniony przez szkocką, tabletki nasenne i depresję.
Był październik 1973 r. Od afery Watergate huczało już od ponad roku. Radca prawny Białego Domu John Dean zwrócił się przeciwko prezydentowi, przedstawił obciążające go dowody na transmitowanych przez telewizję przesłuchaniach przed komisją senacką. Pracownik administracji prezydenckiej Alexander Butterfield ujawnił taśmy z Białego Domu, które Nixon potajemnie nagrywał od 1971 r. Poza tym wiceprezydent Spiro Agnew – skorumpowany polityk, którego Nixon cynicznie uważał za swoją polisę ubezpieczeniową chroniącą go przed impeachmentem, bo nikt nie chciał, by ktoś taki zajął fotel prezydenta – lada dzień miał zostać odwołany z urzędu, ponieważ groziło mu oskarżenie o oszustwa podatkowe. I właśnie wtedy, gdy prezydenta przytłoczył ogrom tych kłopotów w kraju, eksplodowała beczka prochu na drugim końcu świata.
6 października, tuż po 6.00 rano czasu wschodniego, Henry Kissinger, który równocześnie pełnił funkcje sekretarza stanu i doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego, został obudzony w swoim apartamencie w nowojorskim hotelu Waldorf Astoria przez zastępcę sekretarza stanu Josepha Sisco. Egipt i Syria planowały atak z zaskoczenia na siły izraelskie na półwyspie Synaj i na Wzgórzach Golan w Jom Kippur, największe ze świąt w kalendarzu żydowskim.
Kissinger szybko i metodycznie przystąpił do działania. Zadzwonił do kluczowych osób w tej sprawie, m.in. do radzieckiego ambasadora w USA Anatolija Dobrynina, ministra spraw zagranicznych Egiptu Mohammada el-Zayyata oraz izraelskiego chargé d’affaires Mordechaja Szalewa. Notatkę do Sali Kryzysowej z wiadomością dla prezydenta przesłał blisko trzy godziny później.
„Ściśle tajne/poufne/do wyłącznej wiadomości
Do: Sala Kryzysowa w Białym Domu
Od: sekretarz Kissinger
Proszę przekazać następujące informacje prezydentowi w raporcie o 9.00, a kopię gen. Haigowi. O godzinie 6.00 dziś rano powiadomiono mnie, że Izraelczycy zdobyli ich zdaniem pewną informację, że Egipcjanie i Syryjczycy planują skoordynowane natarcie w ciągu najbliższych sześciu godzin”.
Warto zauważyć, że zamiast zadzwonić bezpośrednio do Nixona i uzgodnić z nim reakcję władz amerykańskich, Kissinger po prostu działał na własną rękę. W notatce wymienił liczne rozmowy telefoniczne, które już zdążył przeprowadzić, i poinformował prezydenta, że zaalarmował placówki dyplomatyczne USA na Bliskim Wschodzie. Następnie oznajmił, jakie powinny być kolejne posunięcia.
„Poleciłem [zastępcy doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego] Brentowi Scowcroftowi zwołać na godzinę 9.00 posiedzenie WSAG [Washington Special Actions Group (specjalnej waszyngtońskiej grupy działań)] (…) na podstawie uzyskanych informacji uważam izraelskie obawy przed atakiem za uzasadnione. Miejmy nadzieję, że uda się wywrzeć odpowiednią presję i zwycięży zimna krew”.
Zgodnie z zarządzeniem Kissingera grupa WSAG natychmiast zebrała się w Sali Kryzysowej – było to pierwsze z wielu posiedzeń, które miały się odbyć podczas konfliktu nazwanego później wojną Jom Kippur. Zazwyczaj przewodniczył im Kissinger, ale tego dnia był w drodze z Nowego Jorku. Prezydenta Nixona również nie było w stolicy, przebywał na Key Biscayne w stanie Floryda. Ale nawet gdyby był w Białym Domu, nie zszedłby do Sali Kryzysowej. Po prostu nigdy tam nie chodził, nawet jeśli właśnie miała wybuchnąć wojna.
Nieobecność Nixona nieszczególnie rzucała się w oczy tego dnia, gdy grupa WSAG usiłowała ogarnąć sytuację na Bliskim Wschodzie. Zaskakujący wydaje się fakt, że nie było go tam dwa i pół tygodnia później, kiedy nad światem zawisła groźba przerodzenia się tej wojny w
Fragmenty książki George’a Stephanopoulosa Situation Room. Pokój, w którym ważą się losy świata, tłum. Łukasz Praski, Prószyński i S-ka, Warszawa 2025
Kłamstwo – fatum i farsa
Jaką rolę odgrywają w naszym życiu kłamstwa? Czy możemy wyobrazić sobie świat, w którym wszyscy mówiliby prawdę? Z trudem, z wielkim trudem. Z drugiej strony bliskie jest nam przekonanie, że powinny istnieć granice kłamstwa. Tego poglądu – jak wiemy – nie podzielają jednak politycy. Kariera domaga się wyrzeczeń – najłatwiej wyrzec się prawdy. Nic już wtedy nie krępuje swobody ruchów – wszystko można powiedzieć, wszystkiemu można zaprzeczyć. W epoce marketingu reguły postępowania wyznacza wiara w polityczną samowystarczalność kłamstwa.
Poza codzienną robotą nasza pamięć wykonuje też pewne prace sezonowe. Sierpień stawia mi przed oczami postać Richarda Nixona. 9 sierpnia 1974 r. Nixon, chcąc zdjąć z siebie ciężar impeachmentu, nie czekając na rozwój wypadków, ustąpił z urzędu prezydenta. Afera Watergate wystawiła mu rachunek. Ale to nie ona stała się dźwignią upadku. John Farrell, biograf Nixona, próbę zainstalowania podsłuchów w kwaterze demokratów ocenia jako „trzeciorzędny włam”. Efekty żenującej wpadki nie musiały być rujnujące, otoczenie prezydenta dość długo kontrolowało sytuację. Nixon jednak kręcił i mataczył. Wygrał wybory, ale zaplątał się we własne sieci, kłamstwa pociągnęły go na dno.
37. prezydent USA był w istocie postacią tragiczną. Michael Dobbs, amerykański autor opisujący miesiące szamotaniny, która poprzedzała ostateczny upadek Nixona, przedstawia go jako „Króla Ryszarda” – uczestnika „amerykańskiej tragedii”. Szekspirowska poświata pozwala widzieć wyraźniej wzniosłość i nędzę polityki.
Nixona zżerały wysokie ambicje. Przy tym wszystkim był jednak nieśmiały, niezdecydowany, obsesyjnie nieufny i podejrzliwy. Dręczyły go obawy dotyczące spisków – sam odnajdywał w sobie ziarno paranoi. Jego prezydentura była autentycznym dramatem rozdwojenia i niepewności. Jestem – wyznał w jednym z wywiadów – „introwertykiem, który trafił do zawodu dla ekstrawertyków”.
„Król Ryszard” należał do świata, w którym rozpacz związana z utratą godności nie straciła jeszcze znaczenia. Dzisiaj tragiczny wymiar kłamstwa jest już poza kadrem. Wyznawców marketingu interesują jedynie efekty. Trwa orgia zakłamania – jej uczestnikom obce są wszelkie rozterki. Kłamstwo stało się sterydem, dzięki któremu cherlawi politycy nabierają ciała.
Trumpizm z nową twarzą
Przy okazji chyba każdej kampanii Amerykanie słyszą, że przed nimi „najważniejsze wybory w życiu” Kiedy w sierpniu 1974 r. Richard Nixon, tonący w bagnie afery Watergate, ustąpił ze stanowiska prezydenta, jego następca Gerald Ford oznajmił Amerykanom: „Nasz długi narodowy koszmar dobiegł końca”. Nie była to prawda, ale zmęczeni Amerykanie woleli wierzyć, że choć Nixon stanowił zagrożenie dla demokracji i rządów prawa, to z jego odejściem wszystko wróciło do normy, zagrożenie minęło, bo uporały się z nim mechanizmy
Giganci polityki
Wielcy przywódcy muszą rozumieć swoje społeczeństwa i w nie wierzyć. Ale też muszą być zdolni wznieść się ponad nie Henry’ego Kissingera – doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego oraz sekretarza stanu w administracjach Richarda Nixona i Geralda Forda – czytelnikom PRZEGLĄDU nie trzeba przedstawiać. 2 lipca 2022 r. na łamach „Spectatora” ukazał się ciekawy wywiad, którego Kissinger udzielił wybitnemu brytyjskiemu historykowi Andrew Robertsowi. Ten ostatni jest autorem wyśmienitej pracy o Napoleonie Bonapartem, która została przetłumaczona na język
Jedynym poglądem – władza
Niczego jej nie zawdzięczam. Niczego się od niej nie dowiedziałem. Niczego nie nauczyłem. Miała życie bardziej odległe od mojego, naszego niż miliardy innych ludzi. Nie żywiłem do niej żadnych uczuć, kiedy żyła. Tym bardziej nie żywię, kiedy będąc bardzo starą kobietą, zmarła. Nie wiem, jakie potrzeby zaspokaja tym wszystkim, którzy teraz odczuwają przemożną konieczność wyrażenia żalu. Nie rozumiem, dlaczego jej imię (nie padnie w tym tekście) znają niemal „wszyscy”. Od frazy „skończyła się pewna
Wzlot i upadek spiskowca
Kontrowersyjny prezenter Alex Jones przegrał proces swojego życia. Ale teorie spiskowe nie znikną 20 lat temu dwóch młodych dziennikarzy postanowiło z ukrycia podejrzeć satanistyczno-pogański rytuał amerykańskiej prawicy. Plotka głosiła, że w ośrodku wypoczynkowym pośród lasów północnej Kalifornii spotyka się ścisła elita władzy. Na wyjeździe dla wtajemniczonych, w ściśle męskim gronie bankierów, prawników, polityków i innych wpływowych mieszkańców Waszyngtonu, dzieją się rzeczy dziwne. A można tam spotkać – mówiła też
Społeczeństwo z ograniczonym rozumem
Stopień głupoty liderów politycznych rośnie odwrotnie proporcjonalnie do poziomu cywilizacji, wiedzy i techniki Postęp cywilizacyjny od niedawna coraz bardziej uwalnia ludzi od wysiłku intelektualnego, a w szczególności od logicznego myślenia. Komputery i różne „inteligentne” urządzenia techniczne świetnie zastępują mózgi ludzkie w zakresie logiki formalnej. Korzystają z nich przedstawiciele wszystkich zawodów. Wkrótce nie będą w ogóle musieli uczyć się logiki. W zupełności wystarczy im umiejętność obsługi „inteligentnych” urządzeń i znajomość programów komputerowych. Toteż w szkołach ogranicza się









