Tag "Tadeusz Bartoś"

Powrót na stronę główną
Kraj Wywiady

Bp Życiński porównał mnie do Judasza

W polskim Kościele jest sporo kleru o słabej formacji, niewykształconego, nieznającego teologii. I on rządzi

Przedstawianie prof. Tadeusza Bartosia naszym czytelnikom byłoby nietaktem – zarówno wobec nich, jak i wobec profesora. Jego dorobek i intelektualna odwaga są dobrze znane, a dla wielu stanowią inspirację do dalszych poszukiwań. Wywiad rzeka z profesorem, której fragmenty prezentujemy, to lektura wymagająca i niełatwa. Zmusza do zadawania pytań: Dlaczego? Po co? Czy naprawdę musiał? Czy nie dało się inaczej? A gdy już się je zada – nie sposób nie czytać dalej.

Tadeusz Bartoś nie sypie anegdotami, które wywołują uśmiech. Mówi serio, tak jak pisze: z intelektualnym namysłem, z dystansem wobec siebie i instytucji, które współtworzył. Nie był dominikańskim bon vivantem, choć, jak sam przyznaje, nie od razu dostrzegł, czym naprawdę jest życie w zakonie, a właściwie w Kościele. To świat podporządkowany sztywnym regułom, wśród których na plan pierwszy wysuwa się uległość. Dopiero po latach, już jako dojrzały dominikanin, Bartoś zrozumiał, że funkcjonuje w systemie autorytarnym, który ma się dobrze w państwach niedemokratycznych.

Czytelnik szybko zauważy, że Artur Nowak nie stawia rozmówcy pod ścianą i nie celuje pytaniami w stylu brukowców. Dociekliwość dziennikarza, chęć poznania biografii i poglądów Bartosia są dopasowane do jego charakteru i intelektu. Niektórym może jednak zabraknąć ostrzejszego tonu lub choćby pytania: jak to możliwe, że taki umysł przez lata godził się na to, co głosi Kościół i Biblia? Dlaczego tolerował przepych instytucji, która od wieków stawia się ponad człowiekiem?

Książka podzielona jest wyraźnie na dwie części. Pierwsza to chronologiczna opowieść o drodze do zakonu i samym życiu zakonnym. Druga to już szersza refleksja: Bartoś i Kościół. Dogmaty i ludzie, którzy są poddani kościelnej strukturze lub ją umacniali, jak Jan Paweł II. Bo nawet jeśli ktoś w Kościele dąży do zmian, to najczęściej po to, by go wzmocnić, a nie umniejszyć jego rolę.

Droga Bartosia od ministranta po dominikanina z czasem zaczęła się zmieniać, a raczej załamywać pod wpływem lektur, obserwacji, własnych przemyśleń i… Co było tym „i”, niech czytelnik odkryje sam, sięgając po książkę pod znamiennym tytułem „Bóg odszedł z poczuciem winy”.

Bóg odszedł z poczuciem winy. Tadeusz Bartoś w rozmowie z Arturem Nowakiem, Prószyński i S-ka, Warszawa 2025

 

Prof. Tadeusz Bartoś

Kiedy wstąpiłeś do nowicjatu, miałeś okazję zobaczyć ten świat od środka. Przypomnijmy, gdzie odbyłeś tę formację.
– Nowicjat odbywał się w Poznaniu. A więc już będąc w duszpasterstwie, widzieliśmy tych nowicjuszy. Chłopcy wchodzili, wychodzili, szli na modlitwy, na nieszpory… mijaliśmy się. Były obłóczyny, klęczałem w garniturze i krawacie, zdjęli mi marynarkę, krawat, założyli habit, pas, szkaplerz – rytuał inicjacyjny. Kiedyś jeszcze zmieniano imiona, żeby panowie przeżyli jakby całkowitą przemianę: stary umiera, rodzi się nowy.

A kryzys?
– W pierwszych miesiącach nowicjatu byłem w szoku. To był paraliżujący konflikt poznawczy. Okazało się, choć docierało to do mnie powoli przez kilka miesięcy, że w ogóle cała ta zewnętrzna otoczka klasztoru, cały ten sympatyczny i zabawowy świat aktywności za klauzurą w ogóle nie istniał. Totalna pustka. Wszystkie zachowania regulowane stosownymi zasadami, cały dzień zaprogramowany co do minuty: rano wstajesz, idziesz na modlitwy, śniadanie, zajęcia wspólne, czas wolny, obiad, rekreacja i tak dalej. Całe życie określone z góry, totalna zewnątrzsterowność, skrajna heteronomia, brak możliwości prywatnych kontaktów, rozmów kuluarowych, jakiegokolwiek ducha swobody.

I ty się temu wszystkiemu grzecznie podporządkowałeś?
– Istnieją dwa typy podejścia, dwie strategie przetrwania w takiej zamkniętej grupie. Jedna zabawowa, chociaż to jest zakazane, a druga to ta nieludzka, formalna, czyli milczenie, modlitwa i posłuszeństwo. Albo uznanie, że reguły są, bo muszą być, a życie rządzi się swoimi prawami, albo stwierdzenie, że staranne wypełnianie wszystkich wskazań jest drogą do duchowej doskonałości, dowodem wierności Bogu, czymś najdoskonalszym. No to raczej nie dla mnie. Ja poszedłem drogą doskonałości – rzetelny młody człowiek z Wielkopolski – i szybko boleśnie to odczułem. Życie zakonne oznacza życie w milczeniu, skupieniu, modlitwie. Krótko mówiąc, po śniadaniu nikt nie może sobie pójść do drugiego kolegi na posiadówkę, żeby sobie pogadać i poplotkować. To jest to alternatywne życie – zakazane, ukryte i najzdrowsze. Ale solidny zakonnik żyje według reguły, czyli nie ma lepszych i gorszych przyjaciół – wszyscy są braćmi. To jest silnie deprywacyjne. I jeśli respektowałem te reguły, to oznaczało, że nie mam żadnych towarzyskich kontaktów. Przeżyłem totalne odcięcie od poprzedniego życia. Od znajomych, kolegów, rodziny. Zakaz odwiedzin, cenzurowana przez magistra korespondencja. Listy dostawało się już otwarte. Rozmowa wspólna wszystkich razem tylko po obiedzie w salce rekreacyjnej. Czyli takie sztuczne posiedzenie, gdzie ktoś tam coś gada lub nie. O alternatywnym trybie funkcjonowania nic nie wiedziałem. Latami nic nie wiedziałem.

To nieludzkie. Stąd ten kryzys, o którym wspomniałeś.
– Z jednej strony miałem momenty, że chciałem uciec stamtąd, z drugiej – czułem zobowiązanie, bo podjąłem decyzję świadomą, że chcę być zakonnikiem. Tłumaczyłem sobie, że jestem człowiekiem poważnym, a wierność powołaniu to najwyższa wartość, m.in. dlatego wyciągnąłem papiery z polonistyki, żeby nie móc stąd uciec, i sam zastawiłem na siebie pułapkę.

Miałem dylematy, więc poszedłem na rozmowę do magistra, czyli opiekuna. Pytałem: co, jeśli mam wątpliwości, że fatalnie się czuję. No i on tłumaczył, że to normalne, że to jest właściwa droga. Doświadczenie duchowe, wystawienie na próbę, może nawet jakaś pustka. Jest na ten temat literatura. XVI-wieczny hiszpański mistyk Jan od Krzyża, mówił o ciemnej nocy duszy. A więc braku uczuć, braku miłości do Boga, braku zapału i radości. I że tak ma być, bo to jest próba. I chyba przyjąłem to za dobrą monetę. Później się w tych mistykach zaczytywałem. Stopniowo zabijałem w sobie radość życia, w głębi pielęgnując przekonanie, że życie to nie radość, taniec, śmiech i zabawa, ale krzyż noszony na co dzień. To paradygmat, formacja kulturowa Zachodu: udręczyć duszę, by później dać jej chwilę wytchnienia. Pełna kontrola. Pielęgnowałem więc w sobie pustkę, by zjednoczyć się z bóstwem. (…)

Rozmawiałeś o tych kryzysach z innymi nowicjuszami?
– Nie. Szedłem drogą zasad, oficjalną. Nie robiłem tego, czego obyczaj zakonny zakazuje, a więc nie uczestniczyłem w nieoficjalnych nasiadówkach, wręcz nie miałem wielkiego pojęcia, że takie sieci kontaktów się tworzyły. Nie mogło być tak, że – dajmy na to – magister wchodzi do celi, a tam dwóch kolegów sobie siedzi i pije herbatkę. Mówiłem już, że zakazany był kontakt z rodzicami przez cały nowicjat, listy były cenzurowane. Miałem takie poczucie, że ten skok duchowy polega na tym, że się odcinam od całego świata, od wszystkiego, wszystkich powiązań rodzinnych, bo teraz najważniejszy jest Bóg. Nowe życie, powtórne narodziny. Ja w to wszedłem na sto procent. Stąd organizm zareagował nerwowo.

Ale nie wszyscy tak mieli?
– Po wielu latach rozmawiałem z jednym z zakonników, który też później się pożegnał z organizacją. Wspominaliśmy i mówię, że przecież nie można było w ogóle rozmawiać. A on mi na to: „Co ty opowiadasz, Tadziu? Wszystko było można. Imprezy nawet były”. Krótko mówiąc, było tzw. drugie życie, podziemie towarzyskie. Poza tym wśród kleryków odpowiednio nastawionych kwitło życie miłosne, najpierw przyjaźnie, potem zakochania. Też nic o tym nie wiedziałem. Inny kolega również po latach opowiadał bez specjalnego zażenowania o romansach, jak jeden mówi, że jest mu smutno, chce się przytulić, i do łóżka mu włazi. Opowiadał z rozbawieniem. A on po prostu szukał, biedak, bliskości. To nie były jakieś takie wielkie tajemnice, ale zdaje się, taka plotkarska wiedza środowiskowa, tajemnica pana Poliszynela. A ja głupi książki czytałem, zamiast zabawiać się z chłopakami. No, ale to są moje refleksje po czasie.

Trochę czasu upłynęło.
– W pewnym momencie powiedziałem sobie: trzeba użyć wyobraźni, by sprawę sobie przedstawić. Znacząca część duchownych jest homoseksualna. Mieszkają razem w klasztorach, niekiedy bardzo licznych. No i od czasu do czasu między nimi iskrzy, zakochują się, zastanawiają, czemu na mnie nie spojrzał albo uśmiechnął się do mnie. Może mnie lubi? Wszystko, co najbardziej naturalne na świecie. Jestem wielkim fanem miłości gejowskiej dla gejów. Przyroda to najpierw różnorodność, która cieszy. I teraz wyobraź sobie, że jako heteryk zamieszkałbyś w domu pełnym pięknych kobiet. Idziesz, dajmy na to, do chóru na nieszpory, stoicie sobie vis-à-vis, śpiewacie pobożne pieśni i tu po prawej Kasia, a tam dalej Basia, Zosia na ciebie spojrzała, uśmiechasz się do niej, Krysia cię nie lubi, ale Ania bardzo. Z tym że Ania wie, że leci na ciebie też Agnieszka, więc Ania za bardzo Agnieszki nie lubi. No po prostu raj na ziemi. Rzec by można, potencjalny harem. Takie sceny dzieją się – tak sobie to przedstawiam – pośród gejowskiej braci klasztornej. W tej atmosferze trudno o ducha

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Wywiady

Uwiedzeni przez zakon

Co się dzieje za klasztorną furtą Tadeusz Bartoś – filozof i teolog, publicysta, 12 lat temu opuścił zakon dominikanów. „Mnich” jest jego debiutem literackim. Skąd pomysł napisania tej książki? Po co panu postać Jana/Benedykta? Nie można było napisać wprost o swoich przeżyciach w klasztorze? – Wystąpiłem z zakonu dominikanów w 2007 r. Jakieś dwa lata później zacząłem spisywać swoje doświadczenia z tego 20-letniego okresu życia. Robiłem to dla siebie, miałem poczucie, że z czasem mogę wiele

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne

Rosjanie o Polakach

Warszawskie Studium Filozofii i Teologii oraz Centrum Łowicka zapraszają na kolejne spotkanie z cyklu „Ogród pytań”. Spotkania stanowią kontynuację cyklu debat o duchowej kondycji Polaków i dotyczą centralnych pojęć cywilizacji zachodniej. Podczas najbliższego wydarzenia, które odbędzie

Wywiady

Osobliwi katolicy znad Wisły

Polska niezgoda na nauki Franciszka jest odruchem stadnym, rodzajem bezhołowia użyźnionego niewiedzą Prof. Tadeusz Bartoś Rośnie w Polsce grupa polityków, publicystów, którzy coraz mocniej atakują papieża Franciszka, mówią: papież się myli. O co w tym chodzi? To już schizma czy coś innego? – Na pewno nie schizma. Po pierwsze, ci, którzy się wypowiadają, są katolikami. Trzeba więc wiedzieć, czy katolik może z papieżem się nie zgadzać. Inna kwestia to forma. W wypowiedziach tych panów, np. Jarosława Gowina, słyszymy, że oni się nie zgadzają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Wywiady

My – ludzie Boga, oni – ludzie szatana

Kościół nie krytykuje ostro, konsekwentnie polityki imigracyjnej rządu. Raz do roku pisze słuszny dokument. Tak robi, żeby nic nie zrobić Prof. Tadeusz Bartoś – filozof i teolog, publicysta, były dominikanin, profesor w Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. Kościół mówi słowami papieża Franciszka, żeby po chrześcijańsku podejść do uchodźców. Komunikat Episkopatu zaczyna się tak: „»Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie« (Mt 25,35). Tymi słowami Jezus Chrystus wzywa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kościół

Franciszek kontra biskupi

Czego możemy się spodziewać po Franciszku Komisja kardynałów pracuje nad reformą kurii rzymskiej. W niedługim czasie przedstawi wnioski. Już teraz jednak ciekawość skłania nas do prognozowania tego, co będzie. Jak daleko sięgną zmiany i czy w ogóle są możliwe? Na początku zapytajmy z emfazą, czy nie na tym polega urok tej najstarszej instytucji Zachodu, trwającej nieprzerwanie od połowy pierwszego tysiąclecia, że nie podlega ona dowolnym reformom, z nieodpartą siłą bowiem niesie w sobie logikę własnego systemu, polegającą na kumulowaniu władzy,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

Bezradność teologów

Teologia nie ma wpływu na rzeczywistość kościelną. Staje się czymś jałowym i zbędnym Rolą teologii w Kościołach chrześcijańskich jest refleksja nad objawieniem Boga, zapisanym w Piśmie Świętym. W Kościele katolickim teologia stanowi część szerszego przedsięwzięcia, nie tylko bowiem zajmuje się interpretacją Pisma, lecz współuczestniczy w tworzeniu kościelnej tradycji dogmatycznej. Praca teologa katolickiego w ciągu dziejów polegała na komentowaniu Biblii, wydobywaniu z niej prawd wiary, ich analizie oraz interpretacji filozoficznej. Burzliwe dzieje tej dyscypliny, XVI-wieczny podział chrześcijaństwa, powstanie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

Cudu nie było

Kim był Jan Paweł II dla Polaków, skoro nie wyniósł nas na szczyty moralności? Jaką rolę odegrał w życiu naszego narodu? Nie przyczynił się do gwałtownego wzrostu moralności Polaków, nasze zachowania zwłaszcza w sferze publicznej pozostawiają wiele do życzenia. Praktyki religijne, choć na tle innych krajów europejskich imponujące, to niewiele ponad 40% uczestniczących w niedzielnej mszy świętej. Do tego wybiórczy stosunek do nauczania Kościoła, niska świadomość religijna, kiepska znajomość prawd wiary. Jesteśmy jednymi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Wiarygodność Kościoła

Benedykt XVI ogłasza dopuszczalność użycia prezerwatywy. Skąd ten wyłom w wielkim murze doktryny? Benedykt XVI ogłasza dopuszczalność użycia prezerwatywy. Jednak nie zawsze i nie dla każdego. Właściwie tylko dla męskich prostytutek (tak jest w niemieckim oryginale książki Petera Seewalda będącej zapisem rozmów z papieżem, która właśnie trafiła na półki zagranicznych księgarń). A więc w drodze wyjątku, pewnego uprzywilejowania, z uwagi na ochronę przed zakażeniem wirusem HIV. Świat osłupiał. Komentatorzy pytają, czy to wyłom w wielkim murze „NIE” Kościoła katolickiego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.