W sezonie wakacyjnym teatry zamykają podwoje, a tradycyjne życie teatralne zamiera. Ale są wyjątki Co roku, a właściwie każdego lata ta sama historia – tak mógłbym zacząć zapiski o teatralnym lecie. Dokładnie tak jak pisałem w PRZEGLĄDZIE cztery lata temu: „Teatry zamykają się na cztery spusty, stolica przypomina wymarłą pustynię kulturalną, w szczególności w sierpniu. Na posterunku trwa nieprzerwanie Teatr Polonia Krystyny Jandy. I tak jest od chwili jego założenia: teatr jest po to, żeby grać. Gra przez całe lato, na przerwę wakacyjną go nie stać”. Chronić zęby teatru Paradoks, który trzyma się mocno od dziesięcioleci, a przetrwał nawet zmianę ustroju, polega na tym, że teatr, kiedy gra – traci. Mowa oczywiście o teatrach publicznych, których egzystencja w niewielkim stopniu zależy od wpływów z kasy. Dlaczego teatry prywatne mogą, a instytucjonalne nie mogą? Na czym to polega, że teatry repertuarowe, w każdym razie państwowe i samorządowe, grać nie mogą, natomiast prywatne mogą, a wręcz muszą? Odpowiedź jest prosta: teatry dotowane zarabiają najwięcej, kiedy nie grają, bo nie trzeba dopłacać do przedstawień. Teatry prywatne, kiedy nie grają, tracą. Może więc, marzą niektórzy, zrezygnować z ociężałych i zbiurokratyzowanych teatrów stałych i przejść na bardziej elastyczny i opłacalny system teatrów impresaryjnych? Taki wniosek sam się nasuwa: skoro teatr repertuarowy, kiedy nie gra, oszczędza, a teatr prywatny, przeciwnie, to chyba tu ratunek. Jednak tylko pozornie. Po pierwsze, tylko niektóre teatry prywatne obywają się bez przerwy urlopowej. Po drugie, rezultat takiej kuracji mógłby być taki jak po zlikwidowaniu gabinetów stomatologicznych w szkołach – resort edukacji zaoszczędził, ale zęby młodzieży mają się gorzej. Jest więc tak jak wcześniej, ale musimy chronić zęby teatru. Narodowe teatry w Warszawie i w Krakowie na urlopie, warszawskie Ateneum i Współczesny zamknięte, teatry w Szczecinie zapraszają po urlopie, teatry dla dzieci dziękują za piękny sezon i zapraszają po wakacjach. Tylko niektóre, i to od czasu do czasu, np. Baj Pomorski oferują po kilka spektakli w ciągu dwóch miesięcy. Można by tę listę z najpopularniejszym hitem repertuarowym lata „Przerwa urlopowa” ciągnąć długo. Lepiej poszukać teatralnych propozycji dla znużonego latem widza. Bo mimo opinii, że niewiele się zmienia, z wolna pojawiają się nowe sposoby na ożywienie stojącej letniej wody. Place są nasze Zupełnie nieprzewidzianym otwarciem teatralnego lata były pokazy rejestracji zdjętego z afisza Malta Festivalu spektaklu „Golgota Picnic” Rodriga Garcii i publiczne jego czytania w kilkunastu miastach. W ten sposób ze spektaklem przeznaczonym dla 200 widzów zapoznało się (co prawda w niedoskonałej formie, ale jednak) kilka tysięcy widzów. Intryga fundamentalistów katolickich obróciła się w swoje przeciwieństwo. Był to głównie spektakl polityczny w obronie wolności słowa, przeciw nowym cenzorom, którzy ustalili, co wolno oglądać, a czego nie, i stał się mocnym akcentem lata, pokazującym, że o wakacyjnej atmosferze nie będzie można mówić. Warszawskie czytanie odbyło się m.in. na placu Defilad, który tego roku, bodaj po raz pierwszy, stał się strefą wielu zaplanowanych działań teatralnych. Teatr Dramatyczny „wyprowadził” na plac „Jelenie”, czyli instalację wizualno-dźwiękową, przygotowaną przez Elizę Proszczuk, która twórczo wykorzystała rzeźby jeleni z dawnej scenografii w Dramatycznym. Artystka pomalowała je na złoto i obdarowała je głosem. Pytała warszawiaków o znaczenie teatru w ich życiu, a fragmenty ich odpowiedzi wykorzystała w instalacji – rzeźby reagują na ruch i mówią głosami mieszkańców stolicy pytanych o teatr. Niebanalny pomysł ożywienia zainteresowania teatrem towarzyszył innej ofercie Dramatycznego – trwającemu cały lipiec przeglądowi spektakli teatru na wszystkich jego scenach (w Pałacu Kultury i Nauki, na Scenie na Woli i scenie Przodownik). To sprawdzony już projekt Tadeusza Słobodzianka, który najpierw prezentował co roku, pod koniec sezonu, przegląd produkcji Laboratorium Dramatu, potem poszerzył ten swoisty festiwal dorobku teatru o premiery Teatru na Woli, a po objęciu dyrekcji Teatru Dramatycznego organizuje przegląd spektakli pokazywanych w sezonie na wszystkich scenach teatru. Zapoczątkował go premierą „Króla Edypa” Sofoklesa. Rezydujący po sąsiedzku Teatr Studio, który Agnieszka Glińska zmieniła w pracujący pełną parą kombinat artystyczno-kulturalny, też nie próżnuje. Mimo że oficjalnie jest na urlopie, podejmuje rozmaite akcje, począwszy od wspomnianego czytania „Golgoty Picnic”. To właśnie pod skrzydłami Studia odbywają się plenerowe projekcje rejestracji legendarnych
Tagi:
Tomasz Miłkowski